Artykuły

Nasza Bośnia

"Moja Bośnia" Katarzyny Knychalskiej w reż. Jacka Głomba w Teatrze Starym w Bolesławcu. Pisze Kalina Zalewska, członek Komisji Artystycznej XXI Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Bolesławiec na Dolnym Śląsku. Małe, czterdziestotysięczne miasteczko, nad rzeką Bóbr, otoczone lasami, położone na zachód od Legnicy, niedaleko zachodniej granicy. Zabytkowe wille i kamienice, rynek, ratusz, kościoły, bazylika z XV wieku. Unikalny wiadukt kolejowy. Do końca ostatniej wojny, kiedy Bolesławiec znajdował się w granicach Niemiec, działał tu śląski teatr zawodowy. Kilka lat temu zabytkowy i urodziwy budynek Teatru Starego odrestaurowano. Funkcjonuje na zasadzie impresaryjnej, gromadzi publiczność okazyjnie, na przykład z okazji Walentynek, ale powoli staje się częścią miasta i regionu.

Na przełomie stuleci, gdy Habsburgowie zasiedlali tereny Bośni, z okolic Bolesławca wyjechało za chlebem wiele chłopskich rodzin. Klimat był lepszy, ale bieda straszna. W 1946 roku, w ramach powojennej wędrówki ludów, wrócili z powrotem. Pociągi towarowe przywiozły osiemnaście tysięcy osób. Wśród Polaków z Kresów, ze wschodniej i centralnej Polski, zasiedlających wówczas Śląsk, stanowili niewielki promil. Mówiono na nich "Serby" i podobno niezbyt lubiano. Przywieźli egzotyczne potrawy i sentyment do Bośni. Nie znali elektryczności, od Niemców uczyli się jak gasić i zapalać światło.

W nowej Polsce podjęto badania nad reemigracją, nagrano i spisano ich wspomnienia. Katarzyna Knychalska, autorka dramatu "Moja Bośnia", pewnie wielokrotnie ich słuchała i rozmawiała ze swoimi bohaterami. Napisała sceniczną historię polskich Bośniaków, w której na podziały i nowe porządki, które zastali na Śląsku, nakładają się te, które wracają we wspomnieniach. Czetnicy, czyli serbscy zwolennicy monarchii, walczą z ustaszami, chorwackimi nacjonalistami, współpracującymi z Hitlerem. Bośnia, leżąca między Serbią i Chorwacją, jest terenem spornym. Co chwila więc ktoś kogoś ściga, by rozstrzelać, ktoś inny ukrywa za szafą czy w stodole. Na konflikty narodowe nakładają się podziały religijne, bo Bośniacy to także muzułmanie. Trzecią, jak się okaże decydującą siłą, są partyzanci o komunistycznej orientacji, skupieni wokół Tito. Wtopieni w ten żywioł Polacy usiłują zachować własny rozum i odrębność, ale młodzi dążą ku sobie na przekór wszystkim granicom. Z mieszanych małżeństw rodzą się dzieci, wybierające jeszcze inny porządek.

Czasami trudno zrozumieć, co dokładnie dzieje się na scenie. Historia jest bardzo gęsta. Trochę ułatwia fakt, że te same konflikty, najwyraźniej zamrożone na pół wieku, powróciły w latach dziewięćdziesiątych, po śmierci Tito, kiedy to oglądaliśmy wojnę w Jugosławii na ekranach telewizorów. Sceniczna historia też zresztą zmierza do ogarniętego tamtą wojną Sarajewa.

Opowieść o bośniackich reemigrantach wyreżyserował Jacek Głomb, z aktorami, z którymi kiedyś spotkał się w pracy. Główną rolę gra Alina Czyżewska, pamiętna Ofelia z Głombowego "Hamleta", obok niej Bartosz Turzyński i Hubert Kułacz z łódzkiego Teatru Nowego, grający w "Kokolobolo", Helena Ganjalyan, Grzegorz Wojdon i Magda Drab, znani z Legnicy. Grają tak, jak zwykle aktorzy prowadzeni przez Głomba, stwarzając swoje role niejako na poczekaniu, z ruchu, gestykulacji, tonu głosu. Czyżewska przygarbia się nieco, staje mniej energiczna, jakby bezbarwna, przemieniając się w leciwą Roksanę. Po chwili - co za ulga - jest znowu młoda.

W eleganckim Teatrze Starym siedzieliśmy wśród reemigrantów i ich potomków, którzy przyjechali, by obejrzeć swoją historię, z okolicznych miejscowości. Dla niektórych z nich był to pierwszy kontakt z teatrem. Bywało, że komentowali akcję, wdawali się ze sobą w dyskusję. Wyraźne ożywienie wywołał przepis na śliwowicę. Bolesławiec to kolejne miejsce, któremu Jacek Głomb stwarza sceniczną mitologię, przyprowadzając na widownię nowych widzów. Żeby teatr stał się żywym miejscem, oprócz działającej sprawnie instytucji, potrzeba właśnie takiego impulsu. Przypomniało mi się, że kiedyś Głomb walczył z teatrem pluszowych foteli w imię tego, żeby o coś ważnego w nim chodziło. A teraz właśnie w takich miękkich, czerwonych fotelach siedzimy. Ale okazuje się, że to nic nie szkodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji