Artykuły

Wyjście z cienia

- Już nigdy nie powstaną takie spektakle jak "Opowieści Hollywoodu" - utrzymuje dramatopisarz EUSTACHY RYLSKI. - Bo już nie ci reżyserzy, nie ci aktorzy, nie takie opowieści i przede wszystkim, nie te ambicje.

Człowiek sam dla siebie nie zawsze jest zagadką, ale nią bywa. O ile Eustachy Rylski sensownie mógłby uzasadnić przyczyny, dla których spróbował literatury to jakakolwiek racjonalizacja dwudziestoletniej przerwy w jej uprawianiu będzie tylko kolejnym wybiegiem. Stracił najlepsze lata i jest oczywiście wściekły.

Splendory, jakie na niego spadały i spadają w związku z publikacją "Człowieka w cieniu" (Nagroda im. Józefa Mackiewicza) i przede wszystkim "Warunku" (Nagrody Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu Promocji Dobrych Książek we Wrocławiu, Warszawskiej Premiery Literackiej - na razie...), byłyby dziesięć lat temu rozkoszniejsze.

- Nie chcę utrzymywać - mówi pisarz - że jak jeden z bohaterów "Warunku" jestem już po abdykacji ze wszystkiego. To sześćdziesiątka, a mam tyle lat, wygasza w nas życie.

Przemijanie to był kiedyś jego wielki problem bardziej osobisty niż literacki.

Przemijanie własne bliskich świata. Nie powie że już tego problemu nie ma ale wygasa on wraz z wszystkim innym.

Bycie komplementowanym pisarzem w wieku lat czterdziestu i sześćdziesięciu to dwie zupełnie inne sytuacje.

- Akurat jak mało kto mam porównanie - twierdzi Rylski - bo byłem jednym i drugim, a obydwa te "bycia" rozdzieliło dwadzieścia lat żeby już nie wchodzić w szczegóły ciszy.

Królowie życia

"Stankiewicz", mający pierwodruk w 1983 r. w "Literaturze", też został obsypany nagrodami, a niebawem wydany przez PIW w jednym tomie wraz z "Powrotem".

Pierwszy wysoki nakład rozszedł się błyskawicznie. Szybko dodano drugi. Sypnęły się przekłady. Prawa do obydwu powieści zakupił film.

- Jak na ówczesne czasy dostałem duże pieniądze - opowiada Rylski. - Przyzwoite stawki w kraju pieniądze z Zachodu za tłumaczenia. Trzy tysiące dolarów to było auto w Peweksie.

Nic dziwnego, że zasmakował w wygodzie życia z pisania. Nie przejmował się już że padła firma remontowa którą prowadził z kolegą. Szukał jednak potwierdzenia faktu że jest pisarzem. Podobno druga książka jest sprawdzianem.

Drugą powieścią był "Powrót" przyjęty równie dobrze jak "Stankiewicz" ale książką drugą książką tom opowiadań "Tylko chłód" - zgodnie z tytułową przepowiednią przyjęty chłodniej. Znacznie chłodniej.

Dał spokój prozie zbytnio się zresztą co go dzisiaj zdumiewa nie przejmując. Może dlatego że nadchodziły nowe pasjonujące czasy.

To przy stole państwa Rylskich, w ich warszawskich mieszkaniu, narodził się "Twój Styl" ze spółki, którą rok wcześniej oboje zawiązali. Potem okazało się że weszli w układ nie z tymi ludźmi co trzeba, ale początki były bardzo obiecujące.

- Mieliśmy ładne mieszkanie koło Łazienek daczę pod Kuklówką dobre zachodnie samochody wyjeżdżaliśmy za granicę. Żona Lucyna Tempska-Rylska, prowadziła efektowne pisma kobiece i o modzie. Prawdę powiedziawszy gdybyśmy mieli takie ambicję to moglibyśmy się nazwać królami życia.

Był początek lat dziewięćdziesiątych. Rylski domowy budżet wspomagał zyskami z giełdy na której grywał z powodzeniem. No i z literatury. Bo to, co rozpoczął po raz drugi z zadziwiającym jak na niego impetem było literaturą. Mądrą błyskotliwą zabawną nawet komplementowaną tyle że traktowaną jak boczna by nie powiedzieć peryferyjna ścieżka.

- Nie rozumiem tego zupełnie - dziwi się pisarz.

Teatr Telewizji

Ten teatr ważny był dla Rylskiego od najwcześniejszej młodości. Pamięta czasy gdy z babcią która się nim zajmowała i z którą potem przez wiele lat był związany brnęli zimą kilka kilometrów do przytartacznej świetlicy zobaczyć kolejny świetny spektakl tej sceny nadawany jeszcze na żywo. Każdy oglądali z oczarowaniem i to oczarowanie na długo Rylskiemu pozostało.

Dlatego kiedy w 1989 roku Jerzy Koenig zaproponował mu napisanie czegoś dla Teatru TV nie wahał się ani chwili. Współpraca z tą sceną trwała z przerwami do dzisiaj.

Ceni ją sobie a ściślej cenił nieporównanie bardziej niż z filmem czy radiem. Napisał sześć sztuk wszystkie zostały zrealizowane. Dumny jest z trzech: "Chłodnej jesieni" "Zapachu orchidei" "Netty". Uważa że to literatura ani trochę gorsza od "Stankiewicza" czy "Warunku" a "Chłodna jesień" nawet lepsza.

- To najlepszy tekst napisany dla tego teatru w jego pięćdziesięcioletniej historii - twierdzi Rylski. - Nie znam nic co by go przewyższyło lub w najbliższej przyszłości mogło przewyższyć. To niewykonalne.

Ale ta wielka scena zdaniem pisarza jest obecnie w stanie ostrego kryzysu.

Nie z winy czasów, lecz ludzi. - Spowodował to napływ artystycznej miernoty która ruszyła nań ławą po wyszczuciu z telewizji Jerzego Koeniga który nie tyle twardą ręką co autorytetem trzymał ją w bezpiecznej od tego teatru odległości. Ten teatr niefortunnie się zdemokratyzował - twierdzi Rylski. - Słowo treść intelekt myśl zostały zmarginalizowane na rzecz byle jakiej formy i tanich wzruszeń. Pewną nadzieję dawała kadencja Pawła Konica, ale trwała mgnienie oka.

Dlatego już nigdy nie powstaną takie spektakle jak "Opowieści Hollywoodu" - utrzymuje. Bo już nie ci reżyserzy nie ci aktorzy nie takie opowieści i przede wszystkim nie te ambicje.

To dobre powody, by wrócić do pisania prozy a jeżeli nie to zręcznie ten powrót tak uzasadnić.

Drewna nie brakuje

Powrót do prozy zbiegł się w jakimś sensie z powrotem do natury. Miasto Rylskich zmęczyło i znudziło. Sprzedali mieszkanie i kilka lat temu osiedli w podstołecznym Chotomowie, w 120-metrowym domu, w towarzystwie psa Misia ich kolejnej psiej znajdy. I kilkudziesięciu brzóz wokół domu.

Piszą na cztery ręce bowiem żona osoba zawsze czynna i energiczna (zdaniem pisarza, za energiczna) zabrała się do zamówionego u niej serialu telewizyjnego.

- Bardzo jej w tym kibicuję - mówi Rylski.

Ze swojego zajęcia nie czyni misterium. Cisza nie jest mu niezbędna przeciwnie, lubi, jak żona krząta się po domu włączony jest telewizor lub radio (Tok FM).

Zapisuje kartki parkerem dopiero potem wstukuje tekst do komputera gdzie go w nieskończoność poprawia.

- Ale na początku musi być kontakt pióra i papieru - mówi z przekonaniem.

Lubi ruch gustując jak powiada w niemęczących sportach. Dużo jeździ na rowerze. Gdy ma po temu okazję pływa. Wypatrzył nieopodal gliniankę nad którą jeżdżą latem z żoną. Jest naturą polno-łąkową urządzają więc wyprawy na Podlasie gdzie mają we Frankopolu pod Drohiczynem swoją ulubioną łąkę. Drohiczyn Siemiatycze Grabarka Tykocin - polubili te okolice.

Ale też przez kilka lat z rzędu jeździli pod koniec marca na tunezyjską Dżerbę zawsze do tego samego hotelu kiedy nie ma jeszcze wielu turystów, a woda w morzu już wystarczająco ciepła, by pływać do woli. To obsesyjne jeżdżenie na wyspę wymuszone było niezrozumiałym dla pisarza uporem żony by odwiedzać tylko te miejsca w których się już było.

Gdy jednak o dalszych lub, ze względu na różne zobowiązania dłuższych wyjazdach nie ma mowy Rylski narzeka umiarkowanie. Zawsze może pójść gdzieś z Misiem który jest cymbał patentowany. Jak gdzieś nie wpadnie to wytarza się w gównie lub się pogryzie z psami albo zgubi. A w ostateczności gdy Misio nieoczekiwanie nie daje powodów do interwencji to nie brakuje drewna do narąbania.

Nałogów poza nikotynowym w zasadzie nie ma. Alkohol mógłby dla niego nie istnieć choć jeśli już istnieje to nie odmawia. Walkę z kawą przegrał definitywnie, w związku z tym za nałóg jej nie uważa. Narkotyków nie próbował. Kiedyś grywał w karty głównie w pokera teraz już nie zresztą jak twierdzi nie miałby z kim. Od czasu do czasu odwiedza wyścigi żeby popatrzeć na konie ale jak już tam jest to dla porządku obstawia porządek.

- Kutwa jestem - przyznaje - bo albo wygrywam 12 złotych alboprzegrywam 6. Poza te sumy nie wychodzę.

Miasto lubi ale na krótko. Nie lubi bibliotek książki w masie go zniechęcają. Unika bankietów przyjęć premier. Lunche dinnery party briefingi haloweeny walentynki itp. uważa za anglosaskie zasraństwo. Bywa niespokojny i to go wyczerpuje.

Skłonność do ryzyka

Czort wie kim w życiu nie był. Urzędnikiem robotnikiem, instruktorem w domu kultury, wychowawcą w szkole budowlanej. Pisarzem stał się tuż przed czterdziestką. Równie dobrze mógłby być kimś innym. Żadnych studiów nie skończył, choć kilka dyplomów było pewnie w jego zasięgu.

- W młodości cechowała mnie skłonność do ryzyka co dla mężczyzny jest dobre - wspomina.

Te wspomnienia są różne ale wyraziste. Z wczesnej młodości zapamiętał scenę z miejskiej rzeźni gdzie akurat wyładowywano zwierzęta przeznaczone na ubój. Zwalano je z samochodów tak że krowy i świnie łamały sobie kończyny. Przejeżdżający rowerem siedemnastolatek rzucił się z gołymi rękami na silnych dorosłych mężczyzn zażądał widzenia z kierownikiem i zapowiedział że nie ruszy się stamtąd dopóki nie zaprzestaną tego bestialstwa. Zdeterminowany byłtak bardzo że ta interwencja odniosła skutek.

Ale też dla równowagi nie będzie ukrywał, że zdarzyło mu się kilka razy w życiu postąpić, najoględniej mówiąc, niemęsko. A okresów, kiedy skłonność do ryzyka ustępowała gnuśności i bezruchowi, też mu nie brakowało.

W podstawówce uchodził za chłopca muzykalnego mającego bardzo dobry głos nic więc dziwnego że trafił do szkolnego chóru. Nauczyciel doszedł do wniosku że ma słuch absolutny szybko jednak okazało się że za nic nie potrafi śpiewać drugim głosem. Inni śpiewali on nie. Pedagog ostatecznie zawyrokował: - Masz złą wolę.

Bez celebrowania

Zajmowali się nim dziadkowie ze strony ojca. Ojciec inżynier Eustachy Rylski żołnierz Armii Krajowej został rozstrzelany przez Niemców w Młodowie koło Rytra we wrześniu 1944 roku. Przyszły autor "Stankiewicza" urodził się dwa miesiące później. Jest pogrobowcem.

Dziadkowie pisarza stracili w czasie wojny także drugiego syna. Porucznika kawalerii Jerzego Rylskiego Sowieci wywieźli do Komi gdzie zmarł w 1941 r. Do łagru trafiła także córka państwa Rylskich Wanda siostra Eustachego i Jerzego. Szczęśliwie powróciła na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych.

- W domu rodzinnych nieszczęść nie celebrowano - wspomina Rylski. - Wojna była. Chłopcy z sąsiedztwa też poginęli. W zasadzie wszyscy chłopcy. Żyłem w otoczeniu kobiet. Mężczyzn młodych nie było wybici do nogi. Do nogi.

Impregnacja

- Przyjmuję gombrowiczowski podział na wyższość i niższość - deklaruje. - Pochodzenie rasa narodowość religia stan socjalny poglądy polityczne są moim zdaniem drugorzędne wobec tej dyferencji.

Ma pochodzenie ziemiańskie i zdążył poznać tę sferę. Widzi w niej bardzo wiele zalet takich jak: roztropność mądrą religijność nie tylko deklaratywny patriotyzm dzielność witalność wbrew temu, co się opowiadało i opowiada pracowitość i zaradność. Co jednak tę warstwę ograniczało i ogranicza nadal to pewien niedostatek zdolności talentów. W moim subiektywnym odczuciu - mówi Rylski - nie jest to dysfunkcja bo ja na jakąkolwiek fascynację talentem własnym czy cudzym jestem absolutnie zaimpregnowany.

- W swoim życiu spotkałem wielu idiotów których niepodważalny talent wyniósł do pozycji, na jakie nie zasłużyli co gorzej znałem też utalentowanych skurwysynów.

Zastanawiające w jakich ciemnych i brutalnych naturach potrafi zalęgnąć się talent i z jakich otchłani brudu nieobyczajności i chamstwa się wydobywać.

Tematyka jego utworów wskazuje na niemałą znajomość Rosji. Przyznaje że kraj ten zawsze go fascynował jeździł tam czytał dużo literatury rosyjskiej.

- I to właśnie w Rosji obsesyjnie wywyższano talent. Zapamiętałem powiedzenie Czechowa że nic tak nie zjedna Rosjanki do mężczyzny nic jej tak nie oczaruje i pochłonie jak jego talent. Ale też nigdzie chyba jak tam nie było tylu utalentowanych potworów. Zgodnie z podziałem na wyższość i niższość dla tej pierwszej rezerwuje dobro i mądrość talent niekoniecznie.

- Dlatego jak ktoś posądza mnie o talent, to mi nie schlebia bo mam nadzieję że szlachetniejsze cnoty i umiejętności użyte zostały w moich pisarskich próbach. Talent to na prawdziwą literaturę a z taką miałem i mam zamiar się mierzyć dużo za mało. Talent jest na literaturkę też mówię to bez śladu ironii bardzo potrzebną.

W kręgu "bezetów"

A kim byli jego przodkowie? Jest prapraprawnukiem przez Skrzyńskich z Nozdrzca Seweryna Fredry kapitana gwardii cesarskiej znanego szwoleżera jednego z napoleońskich zabijaków rodzonego brata Aleksandra twórcy "Zemsty".

Literackie paralele ma więc oczywiste choć traktuje je z pewną dezynwolturą.

- Ojciec mój pisywał wiersze ale do głowy mu nie przychodziło by je publikować. Wydał natomiast napisany w wieku lat dwudziestu trzech podręcznik akademicki z rachunkowości rolnej, w której się specjalizował.

Młody człowiek z rodziny ziemiańskiej mógł wtedy zostać oficerem albo rolnikiem. Ewentualnie prawnikiem czy inżynierem. Literatura bywała namiętnością nawet lecz nie zajęciem.

Rylscy to było średnie ziemiaństwo z bliskiego Wołynia dobrze pokoligacone ze wschodnimi rodzinami. Familia matki natomiast (żyjącej w Londynie wyszła drugi raz za mąż pisarz ma przyrodnią siostrę) to już pół drogi do arystokracji i koligacje wyższe na przykład matką dziadka pisarza Józefa Platera-Zyberka była Czartoryska.

Platerowie brali się z Inflant Polskich i Kurlandii. Do rewolucji bolszewickiej mieli nad Dźwiną ogromny majątek leśny. Tam też Rylski umieścił akcję "Warunku".

Ze środowiskiem byłych ziemian (tzw. bezetów) utrzymuje luźne kontakty.

- Bardzo tych ludzi szanuję, ale nie garnę się do nich, i wzajemnie. O żadnym ostracyzmie mowy być nie może, ale ziemiaństwo sfera bardziej niż kiedykolwiek zamknięta i zestandardyzowana źle znosiła i znosi ludzi nietrzymających tych standardów z przekory bezsilności braku dyscypliny lenistwa czy czego tam...

Rylski nie wyklucza że pewien kompleks podyktował mu w "Powrocie" kilka stron kpiny z tego środowiska której żałuje bo była to kpina łatwa. Za łatwa.

Pozostał agnostykiem zdumiewa go niesłużąca nikomu ani niczemu uroda świata jego pesymistyczny ogląd ludzkiej rzeczywistości złagodniał wraz z wiekiem unika zbiorowości partii koterii starając się zachować jakąś tam możliwą niezależność.

Rodzinnych pamiątek nie ma prawie wcale. Jakieś zapiski myśliwskie znad Dźwiny kartę służby gwardyjskiej Fredry szablę stryja wschodni jatagan portret ciotki. Wszystko inne pochłonęły wojny i rewolucje.

Opowiadania nadmorskie

Przygotowuje kolejną książkę. Zbiór czterech nowel współczesnych o roboczym tytule "Opowiadania nadmorskie" który, jeżeli zostanie przez wydawcę przyjęty ma szansę ukazać się w końcu przyszłego roku. Ale przy żadnym terminie się nie upiera.

Podpisał umowę na scenariusz filmowy. Wiele myśli o, mającej ręce i nogi próbie ekranizacji jego debiutanckiej powieści "Stankiewicz". Jest wzięty reżyser - Władysław Pasikowski zapalony scenograf energiczny producent nie ma jak zwykle pieniędzy. Znów na razie. "Warunek" miał świetne recenzje i na co pisarz nie liczył książka dobrze się sprzedaje.

Większość ludzi uważa że zasłużyli na los lepszy niż ten który im się przytrafił.

Należy do mniejszości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji