Artykuły

Jedno pytanie do Jerzego Stuhra

Święta, schyłek roku, czas podsumowań i wszechobecnej ludzkiej życzliwości skłania do uczuć pozytywnych i optymistycznych. A Pan tak głęboko tkwi w "Ryszardzie III", że chyba znowu wejdziemy w tragedię zła? - pyta Maria Malatyńska w Gazecie Krakowskiej.

Jeśli miałbym rzeczywiście patrzeć w tej chwili przez "Ryszarda III", to pewnie czułbym taki obowiązek, aby właśnie do ludzi przemówić. Wszak w inscenizacji wziąłem sobie publiczność za świadka. Za milczącego świadka, który jest blisko mnie i znacznie więcej widzi, nawet więcej, niż moi partnerzy na scenie, a więc tego milczącego świadka mogę nawet przestrzec przed złem i uczulić na jego istnienie. Co zresztą robię. I dlatego przecież mówię do publiczności ze sceny: "Zły świat i wciąż się ku gorszemu toczy, / Język milczy, choć zło widzą oczy".

Tak blisko obecna publiczność sama widzi wiele. Widzi zwłaszcza te najważniejsze, ostateczne rzeczy, a więc widzi choćby straszny strach przed śmiercią, który ogarnia postać bohatera w ostatnim momencie. Widzi samą śmierć. A może i odczuwa ulgę, że zło zostało ukarane? Choć przecież przez cały czas widziała grę tego człowieka. Ten człowiek cały czas gra. I to jest cudowne, że widz wie, że on gra. Tylko widz wie. Właśnie dlatego, że widz wie więcej od tych wszystkich innych, którzy są na scenie. To jest pryzmat. Punkt widzenia, który przyjęliśmy w tej inscenizacji. Ale właśnie dzisiaj nie chciałbym przez tenpryzmat patrzeć. Dziś, w tym trochę Świątecznym podsumowaniu patrzę raczej przez bezmiar pracy, teatralnej pracy, która już się odbyła i która wciąż się odbywa. Takie wykuwanie każdego momentu, to mi się podoba, zawsze mi się podobało i zawsze mnie to interesowało. Tak widziałem Tadeusza Łomnickiego, jak pracuje. Zawsze zazdrościłem mu tej siły, tego poświęcenia, z jakim wszystko robił. Ja się nigdy nie umiałem aż tak poświęcić teatrowi. Skazać się aż na taką służbę straszną. Ciągle różne "kochanki" ciągnęły mnie w swoją stronę. "Kochanka - film", była i jest najbardziej tu absorbująca. Ale tak myślę, że kto wie, czy ten "Ryszard III" nie jest moją ostatnią inscenizacją, bo jednak trzeba strasznej siły do aktorstwa, które ja uprawiam, a te siły będą przecież coraz mniejsze. Boja nie potrafię "konwersować ze sceny". Nie jestem aktorem konwersacyjnym. To całe nasze pokolenie jest takie, że nie umie "konwersować". Musi wykrzyczeć się, wyrzucić z siebie wszystko. Zauważyłem po moich kolegach, że oni strasznie już "nie lubią" grać. Przed spektaklem, to nawet "nienawidzą" publiczności, bo wiedzą, że idą na mękę. Dopiero potem, gdy już każdy jest na scenie, gdy już łapie te cugle postaci, to zapomina o cierpieniu. I ja też zawsze idę na mękę.

Ale wchodzenie w postać to zawsze jest fascynujące zadanie. Pamiętam, jak Andrzej Wajda mówił - i to jest prawda, ja to powtarzam studentom reżyserii - że jeżeli dobrze "nakierujesz" aktora, czyli, gdy zrobisz dobrą analizę, wpuścisz go w ten wymyślony, zainscenizowany świat, ale zrobisz to konsekwentnie i jako reżyser dobrze i odpowiedzialnie, to jest taki moment, po 60 proc. prób, kiedy aktor wie więcej od reżysera. Wtedy reżyser już tylko patrzy. Pamiętam przy "Zbrodni i karze", które Wajda reżyserował, gdy chciałem, by dał mi jakieś uwagi, to mówił: przecież ty już więcej wiesz ode mnie. Ja też to kilka razy już poczułem, jako reżyser, że mój aktor wie ode mnie więcej. Zwłaszcza w fihnie, choć w filmie takie odczucie jest trudniejsze, bo skręca się go maleńkimi kawałkami, a w teatrze widzi się "bryłą". I zawsze mówię wtedy studentom reżyserii: gdy zobaczycie w pracy aktora ten właśnie moment, wycofajcie się wtedy. Żeby aktora nie spłoszyć, bo on już wie więcej od was. To polega na tajemnicy energii. Na tym, że nagle znajdujesz tę właściwą energię, i panujesz nad myślą. A gdy już panujesz nad myślą, gdy masz w sobie ten właściwy strumień, to wtedy możesz modyfikować emocje, zmieniać akcenty, wtedy już żyjesz postacią. Przyznać się muszę w tym miejscu, że daję aktorom możliwość długiego nawet dochodzenia do postaci. Do pełnego jej wyrazu. Sobie też daję ten długi czas, ale może ja jestem rozbestwiony tym, że w życiu swoim grałem spektakle bardzo długo. W Teatrze Starym... po 10 lat! Przecież i "Biesy", i "Noc Listopadową", a wcześniej i "Dziady"! nawet przecież i "Kontrabasistę" - gram już od 20 lat! W teatrze Ludowym, w Nowej Hucie - ileż się tego też nagrałem! Tak, że można powiedzieć, że, ja mam czas", mogę długo dojrzewać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji