Artykuły

Sambor Czarnota zagra główną rolę w spektaklu Teatru Mickiewicza

Sambor Czarnota nie zapomina o swoim rodzinnych mieście. Popularny aktor przygotowuje się właśnie do premiery spektaklu "Trener życia" na deskach Teatru im. Mickiewicza. Co ciekawe, w tej samej garderobie, w której przed laty ćwiczył do egzaminów do szkoły teatralnej.

Zuzanna Suliga: Pierwsze skojarzenia z Częstochową?

Sambor Czarnota: Rodzinne miasto, dzieciństwo, dorastanie, pierwsze miłości, przyjaźnie, sport. I oczywiście rodzice. Częstochowa jest jednym z najważniejszych dla mnie miejsc. Myślę, że to, gdzie jestem teraz, zawdzięczam ludziom, których tu poznałem, którzy mnie wspierali, wierzyli we mnie i zaszczepili we mnie wartości życiowe. Kocham to miasto.

Ma pan tu ulubione miejsca?

- Oczywiście, szczególnie że w Częstochowie wszędzie jest blisko. I to duży plus. Gdy teraz wyglądam przez okno teatralnej garderoby, widzę swoje przedszkole. W życiu bym nie przypuszczał, że będę właśnie stąd na nie patrzył. Nieopodal jest moja podstawówka - "czterdziestka". Blisko jest także liceum im. Traugutta, które kończyłem. A kawałek dalej hala Polonia, gdzie grałem w kosza - najpierw w Skrze Częstochowa, potem w Iskrze Częstochowa. Spory sentyment mam do ul. Waszyngtona, gdzie mieszkali moi dziadkowie. A my z rodzicami mieszkaliśmy z kolei przy ul. Kilińskiego. Tu też była knajpa Prasowa. Kultowe miejsce, podobnie jak Wakans. Obu niestety już nie ma, Delicji także. Ciekawe, czy jest jeszcze Jocker, który działał w jednej z bram? Tam chodziłem grać w bilard. Wymieniać mogę jeszcze bardzo długo. Ważna jest dla mnie również Jura. Mam na niej działkę, a rodzice domek letniskowy.

Teatr im. Mickiewicza też jest na tej mapie ważnych miejsc?

- Tak, w tej garderobie, z której dziś korzystam, Marek Ślosarski przygotowywał mnie do egzaminów do szkoły filmowej. Mówiłem tu "Chłopów" Reymonta, coś Hłaski i monolog Cześnika z "Zemsty" Fredry. Co ciekawe, nic się tu nie zmieniło, są nawet te same lampy. To było w 1996 r. W przyszłym - minie 20 lat. Wtedy nie przypuszczałem, że znajdę się z drugiej strony.

Artystyczna droga zaczęła się więc w Częstochowie?

- Tak, chociaż nie było to takie oczywiste. W liceum wybrałem profil biologiczno-chemiczny. Miałem iść na medycynę. W tym czasie grałem intensywnie w koszykówkę. To moja wielka pasja. Niedawno wróciłem z Nowego Jorku, gdzie z narzeczoną byliśmy na meczu NBA. Marzyłem o tym od dawna. Teraz sam już nie gram. Bardzo brakuje mi koszykówki, ale to sport wysokiego ryzyka, a ja ze względu na zawodowe zobowiązania nie mogę sobie pozwolić na kontuzje. To koszykówka zaszczepiła we mnie dużo pozytywnych cech, które pomagają żyć. To dyscyplina, odpowiedzialność, umiejętność radzenia sobie z porażką czy zwycięstwem, wola walki. Wracając do czasów licealnych - chciałem zostać zawodowym koszykarzem albo lekarzem. To wydawało mi się ważne, zresztą zawsze miałem tendencje do bycia liderem: przewodniczącym szkoły, kapitanem drużyny. Do dziś lubię taką odpowiedzialność. Gdy gram dużą rolę, lubię nieść jej ciężar. Im trudniej, tym lepiej. Pewnie stąd pomysł z medycyną. Nie ma w końcu większej odpowiedzialności niż ta za ludzkie życie.

I tak z medycyny i koszykówki wyszło aktorstwo...

- W trzeciej klasie liceum pani prof. Jackowska przygotowywała z uczniami przedstawienie na dzień szkoły. Oczywiście w tym nie uczestniczyłem, w ogóle mnie to nie interesowało. Rozchorował się jednak kolega i musiałem go zastąpić. I wtedy złapałem bakcyla. Poczułem podobną adrenalinę jak na boisku: ludzie na mnie patrzą, słuchają, jest cisza. Można trochę manipulować ich emocjami. Paradoksalnie miałem wtedy dużą wadę wymowy, musiałem ją zwalczyć. Pracowałem po cztery, pięć godzin dziennie. Wymagało to ogromnej dyscypliny, ale się udało. Zresztą już takim jestem zdeterminowanych uparciuchem. To było na rok przed maturą. Zmieniłem życiowe plany i zdecydowałem się zdawać do szkoły teatralnej. Niestety, nie dostałem się za pierwszym podejściem. Poszedłem na egzamin w garniturze, jak na maturę, i to był błąd. Wszyscy byli w trampkach, wytartych dżinsach. Jak to artyści, na luzie. Następnie przez rok byłem w Poznaniu w Akademii Sztuk Wizualnych na Wydziale Aktorskim. Potem dostałem się do łódzkiej Filmówki. I tak zaczęła się ta moja droga artystyczna.

Czyli było trochę przypadku?

- U mnie wiele rzeczy dzieje się właśnie z przypadku, chociaż oczywiście trzeba dopomóc szczęściu, przyjmować wskazówki od losu. To życie pisze scenariusze. A lekarzem i tak zostałem: w "Barwach szczęścia" gram neurochirurga. W Częstochowie wrzuciłem do tego mojego "bagażnika doświadczeń" tyle, że dziś mogę swobodnie z niego korzystać. Przed laty chodziłem do szkoły muzycznej, grałem na fortepianie. Wtedy wydawało mi się to bezsensowne, mówiłem mamie "wszystkie chłopaki grają w piłkę, a ja ćwiczę gamy". Po latach zagrałem Amadeusza Mozarta, muzycznego geniusza. A teraz występuję w spektaklu "Ich czworo" w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, gdzie mój bohater jest pasjonatem muzyki, kolekcjonuje instrumenty i gra na fortepianie. Wszystko, czego kiedyś się nauczyłem, mogę wykorzystać w moim zawodzie.

Już grał pan na częstochowskiej scenie: w ramach Przeglądu Przedstawień Istotnych "Przez Dotyk".

- Razem z Bronisławem Wrocławskim byliśmy tu ze spektaklem "Toksyny". Potem mieliśmy nawet spotkanie z publicznością. W tegorocznej październikowej edycji przeglądu także się pojawię. 3 października, ponownie z Teatrem im. Jaracza, będziemy tu z przedstawieniem "Ich czworo". Już dziś zapraszam widzów, bo to kapitalne przedsięwzięcie. Z tego, co pamiętam, w Częstochowie graliśmy także z Teatrem Scena Prezentacje gościnny spektakl "Kuchnia i uzależnienia". Ale już w sobotę 11 kwietnia kurtyna w górę i premiera "Trenera życia".

Co pana przekonało do przyjęcia roli w Częstochowie?

- Pierwszym argumentem była osoba Wojtka Malajkata, który reżyseruje spektakl. Wcześniej był moim wykładowcą, uwielbiałem zajęcia z nim, potem graliśmy razem na scenie, a dziś, mogę powiedzieć, że się przyjaźnimy. Zaprosił mnie do współpracy. Wybrał teatr w Częstochowie, który ma kapitalny zespół aktorski i do którego ja mam duży sentyment. Pierwszym spektaklem, który tu widziałem, były "Bachantki" Eurypidesa. Potem "Lot nad kukułczym gniazdem", słynna "Balladyna"... Co ważne, dzięki pracy nad "Trenerem życia" mogę więcej czasu spędzać z rodzicami. Byłem w Częstochowie niemal cały marzec. Na co dzień ciężko mi się wyrwać i dostać tu na dłużej, ponieważ łączę pracę w różnych miejscach. Gram w teatrach w Łodzi, Warszawie, Wrocławiu. Kręcę serial. Jest tego naprawdę sporo. Kalendarz mam wypełniony na pół roku do przodu, ale lubię żyć w takim kontrolowanym pędzie. Poza tym widziałem "Trenera życia" w Teatrze Syrena. To doskonały tekst, pełen naprawdę świetnych dialogów.

Ten warszawski spektakl wyreżyserował Malajkat, grał w nim też główną rolę. Czerpał pan inspirację z jego kreacji?

- Wojtek jest reżyserem, on rządzi, ja słucham. Oczywiście jego uwagi przepuszczam przez swoją wrażliwość, temperament, poczucie humoru. Rola Colina, którą gram, jest tego wypadkową.

I kogo stworzyliście? Kim jest Colin?

- Jego monolog zaczyna się tak: "Jestem terapeutą, trenerem życia, life coachem". Generalnie to gość, który mówi innym, jak mają żyć. To przebojowy, amerykański typ. Ktoś taki jak Tom Cruise z filmu "Magnolie". Tylko gdy gasną światła, okazuje się, że to samotny człowiek, który nie radzi sobie ze swoimi emocjami. A gdy znów się zapalą, wraca jego przebojowość.

Ma coś z aktora.

- Rzeczywiście, nie pomyślałem tak o tym. Dopiero, gdy Colin zakochuje się w dziewczynie, której miał pomóc, udaje mu się przewartościować życie. Oczywiście, nie będę zdradzał całego przedstawienia.

Jak układa się praca z kolegami z częstochowskiego teatru?

- Gram z Sylwią Karczmarczyk, Maćkiem Półtorakiem i Iwonką Chołuj. Dotąd nie mieliśmy okazji razem pracować. Polubiliśmy się, a to bardzo ułatwia pracę. Zwłaszcza że pracujemy szybko, po części na odległość. My z Wojtkiem jesteśmy z doskoku, zresztą oni także mają swoje zobowiązania. Jesteśmy skoncentrowani, przychodzimy i działamy. Wojtek dokładnie wie, czego chce, my też. To intensywna praca. Pierwsze spotkanie było w grudniu, dzięki niemu mieliśmy obraz sytuacji, wiedzieliśmy, jak ma to wyglądać. W lutym przyszliśmy już z nauczonym tekstem i zabraliśmy się do intensywnej roboty.

Zafundujecie widzom teatralną terapię?

- Chcemy, żeby był to rodzaj dwugodzinnego seansu psychoterapeutycznego. Zaprosimy widzów na kozetkę. Wiem, że bilety na kwietniowe spektakle się wyprzedają, a w maju gramy tylko kilka razy, więc warto pospieszyć się z zakupem biletów. Już wiem, że będę miał wielką frajdę z grania w tym przedstawieniu.

Dodatkowo w planie są dwa spektakle charytatywne. Przedpremierowy 10 kwietnia i potem 16 kwietnia.

- Ten pierwszy organizuje Rotary Club, drugi jest na rzecz częstochowskiej Fundacji Oczami Brata. Szczególnie nie mogę się doczekać tej przedpremiery, bo będzie to pierwsze spotkanie z publicznością. Zawsze ciekawią mnie jej reakcje. Premiera rządzi się już innymi prawami. To bardzo oficjalne wydarzenie, jest szczególna atmosfera, adrenalina. Poza tym ta premiera będzie dla mnie wyjątkowa, bo pojawi się sporo bliskich mi osób, rodzina, znajomi, przyjaciele. Znają mnie jako chłopaka z Częstochowy, a nie kogoś z ekranu, sceny czy gazet.

Kolejne plany zawodowe?

- Mam ich sporo. Chcę nadal realizować się w tym, co robię. Mam na oku kilka zawodowych przedsięwzięć, nowy serial, film. Ale nie będę o nich na razie mówił, żeby nie zapeszyć. W teatrze, nie ukrywam, chciałbym odpocząć od nowych realizacji. Występuję non stop w ośmiu sztukach, a przecież teatr to nie fabryka. Muszę nabrać apetytu na nowe wyzwania. Teraz najważniejsza dla mnie jest premiera "Trenera życia". Zapraszam do teatru.

***

Kim jest Sambor Czarnota?

Rocznik 1977 r. W 2000 r. ukończył Wydział Aktorski Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Zadebiutował na scenie rolą Mozarta w spektaklu "Amadeusz" Teatru im. Jaracza w Łodzi, z którym związany jest na stałe. Gra również w warszawskich teatrach Kamienica, Scena Prezentacje, Dramatyczny Scena na Woli, a także we wrocławskim Capitolu. Do jego najgłośniejszych ról należy ta w spektaklu "Toksyny" w reżyserii Wiesława Saniewskiego. Postać Mężczyzny Młodszego przyniosła Czarnocie m.in. nagrodę aktorską na III Ogólnopolskim Festiwalu Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość przedstawiona" w Zabrzu oraz Nagrodę Zarządu Sekcji Teatrów Dramatycznych ZASP na X Ogólnopolskim Konkursie Ministerstwa Kultury na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Częstochowianina dobrze znają także wielbiciele małego i dużego ekranu. Czarnota występował w takich filmach, jak choćby "Biała sukienka", "Rozmowy nocą", "Śniadanie do łóżka", "Ixjana" i "Tajemnica Westerplatte". Aktor ma na swoim koncie cały szereg serialowych ról. Popularność przyniosły mu te w "Barwach szczęścia", "Rezydencji", "Egzaminie z życia", "Prosto w serce" czy "Czułości i kłamstwach".

"Trener życia" [na zdjęciu]. Premiera już 11 kwietnia

Będzie to piąta premiera tego sezonu artystycznego w Teatrze im. Mickiewicza. "Trener życia" to sztuka Nicka Reeda, wystawiana z ogromnym sukcesem na londyńskim West Endzie. Polską prapremierą sztuki (w przekładzie Klaudyny Rozhin) była realizacja Teatru Syrena, której reżyserem, podobnie jak częstochowskiego spektaklu jest Wojciech Malajkat. Tytułowym trenerem jest Colin (Sambor Czarnota), jego kolejnym zadaniem jest zmiana życia Wendy (Sylwia Karczmarczyk), której świat wydaje się być jedną wielką katastrofą. Szefowa (Iwona Chołuj) traci do niej cierpliwość, własny chłopak (Maciej Półtorak) jej nie szanuje, a sama Wendy nie potrafi bronić swoich racji.

Na premierę spektaklu częstochowski teatr zaprosi już 11 kwietnia o godz. 19. Bilety na nią już się wyprzedały. Dostępne są jednak wejściówki na przedstawienia grane 12, 13, 15 i 16 kwietnia. W zależności od terminu kosztują od 20 do 40 zł. Zaplanowano także dwa charytatywne przedstawienia. Pierwszym będzie pokaz przedpremierowy grany 10 kwietnia o godz. 19. Zorganizują go Rotary Club i Stowarzyszenie Dar Serca. Z kolei 16 kwietnia o godz. 19 zaplanowano specjalny pokaz na rzecz Fundacji Oczami Brata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji