Artykuły

Poczet aktorów krakowskich: PIOTR CYRWUS

- Aktorstwo jest zawodem, który wykonuje się przez cały czas, nawet we śnie. Daje radość i wywołuje frustracje. To fach narkotyczny, jak się go zacznie "brać", to zwykle do końca życia - mówi PIOTR CYRWUS, aktor Starego Teatru w Krakowie.

Zagrał w kilkunastu filmach i spektaklach Teatru Telewizji. Ma w swoim dorobku główne i pierwszoplanowe role teatralne, a przecież największą popularność zdobył jako Ryszard w serialu "Klan", kreując w nim od dziewięciu lat postać idealnego męża i ojca. To serialowe imię tak przylgnęło do niego, że często słyszy na ulicy: Cześć, Rysiek! - Nawet kiedyś na oficjalnym spotkaniu prezydent Kwaśniewski mówił do mnie: "Panie Ryśku...".

Jak wiele jest w, nim cech wyidealizowanego, serialowego bohatera?

Znajomi twierdzą, że prywatnie jestem niższy, co świadczy o tym, że telewizja nadal kłamie. A mówiąc serio: charakterologicznie jesteśmy do siebie podobni, jednak ideałem nie jestem, choć bardzo bym chciał. Jak każdy, popełniam błędy i "nadużycia wobec życia". Ale przecież krystaliczność Ryśka też została nieco zarysowana, popadł przecież w romans. Jedno jest pewne: z Ryśkiem, na co dzień, daję sobie nieźle radę. Muszę pani powiedzieć, że powstaje nawet jakaś praca socjologiczna zajmująca się fenomenem takiego typu bohatera.

Piotr Cyrwus wszedł w zawód aktorski odważnie, gdyż zaraz po studiach opuścił Kraków, by zaangażować się, wraz z narzeczoną, a obecnie żoną, Mają Barełkowską, także aktorką, do Teatru Polskiego w Warszawie, prowadzonego przez Kazimierza Dejmka. - Od Dejmka nauczyłem się bardzo dużo, w każdej wolnej chwili obserwowałem jego pracę z aktorem. Ale, niestety, nie miał dla mnie interesujących propozycji i w związku z tym polecił mi przejście do "Jaracza" w Łodzi, abym nie marnował czasu. Plan był gotowy: jedziemy do Łodzi, ja dużo gram i jeszcze więcej zarabiam, a Majka opiekuje się naszym nowo narodzonym dzieckiem. Stało się jednak zupełnie odwrotnie: to żona tam niemal nie schodziła ze sceny, a ja byłem coraz bardziej sfrustrowany. Zresztą Majka zawsze grała ważne role i tego, jako kolega - aktor jej zazdroszczę. Na szczęście wtedy zaczęła się moja fascynująca przygoda z Teatrem Telewizji. Zagrałem u Macieja Wojtyszki w "Ferdydurke" Gombrowicza i ta rola odbiła się sporym echem w tzw. środowisku. Dla krakowskiej telewizji zaczęliśmy też robić wraz z Waldemarem Śmigasiewiczem program "Bliżej sztuki". Ta praca zaowocowała dla mnie niezwykle ważną rolą Korotkowa w "Diaboliadzie" Bułhakowa, reżyserowanej przez Waldka w tejże samej telewizji. W tym czasie Kazimierz Kutz potrzebował aktora do głównej roli w "Do piachu" Różewicza. Zobaczył mnie w "Diaboliadzie" i padło na mnie. Ta realizacja była dla mnie kolejnym ogniwem łańcuszka i jednocześnie milowym krokiem na drodze artystycznej.

W jednym z wywiadów Kazimierz Kutz powiedział: "Bez Cyrwusa nie zrobiłbym tego teatru". Za rolę Walka aktor otrzymał wówczas pierwszą w życiu nagrodę - prezesa Radiokomitetu. - nikt właściwie o niej nie wie, bo właśnie zmieniano prezesa i nie było żadnego uroczystego wręczania. Pomyślałem: blasku kamer nie było, wywiadów też nie, ale w zamian za to propozycje posypią się jak z rogu obfitości. A tu nic, przez dwa lata nie dostałem żadnej. No, byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie wspomniał o serialu

"Crimen" w reżyserii Laco Adamika i oczywiście o roli Parczewskiego w "Mistrzu i Małgorzacie" - telewizyjnej wersji dzieła Bułhakowa w reżyserii Macieja Wojtyszki. Spotkanie z Adamikiem, Wojtyszką, Kutzem - to była dla mnie fantastyczna szkoła. Z panem Kazimierzem współpracowaliśmy jeszcze w telewizji przy "Nocy Walpurgii" Jerofiejewa.

Po warszawsko-łódzkiej przygodzie teatralnej pan Piotr wraz z żoną wrócili do Krakowa. Kupili dom do remontu i zaczęli tutaj lokować swoje artystyczne uczucia. - Dla nas miasto, w którym żyjemy, nie jest równie ważne jak teatr, miejsce naszej pracy. Najważniejsze, by był dobry i nas chciał. A to był wówczas świetny okres Teatru STU, gdzie panowała fantastyczna atmosfera, zupełnie inna niż w zinstytucjonalizowanym teatrze państwowym zarządzanym dyktatorską ręką dyrektora. A poza tym, byliśmy młodzi, chciało nam się żyć, grać, bawić i mieliśmy głowy pełne pomysłów. Moją ostatnią rolą w "STU" był Pozzo w "Czekając na Godota" Becketta, w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego. To było dla mnie bardzo ważne doświadczenie, gdyż obsadzono mnie wbrew moim warunkom. Wtedy też zrozumiałem, że role tworzy się nie tylko przez środki nam bliskie, ale że można, a nawet trzeba, szukać wszelkich sprzeczności i przeciwności w sobie, aby wykorzystywać je przy budowaniu postaci. Najczęściej dostaję propozycje, jak to się mówi: "po warunkach", czyli jak mnie widzą i znają, tak mnie obsadzają. A mnie wciąż korci przekraczanie własnego ograniczenia i sięganie po sprzeczności.

Od kilkunastu sezonów Piotr Cyrwus jest w Starym Teatrze. Aktualnie można go oglądać w takich spektaklach, jak: "Sto lat krakowskich kabaretów",

"Szkoła żon" oraz w dwuosobowej sztuce "Wariacje enigmatyczne", gdzie gra wraz z Tadeuszem Hukiem. Ta ostatnia realizacja wyniknęła z inicjatywy pana Piotra. - Moja miłość do teatru nigdy nie była w pełni odwzajemniona. Stąd też, przed laty, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Tak powstały "Wariacje", ale też spektakle w tzw. offie, czyli "Zapiski oficera Armii Czerwonej", mój monodram, który nawiasem mówiąc reaktywowałem, "Tango" czy "Emigranci" Sławomira Mrożka. Jestem też współtwórcą krakowskiego teatru Rafael, gdzie wraz z Majką przygotowaliśmy spektakl "Kobieta mężna, czyli rzecz o świętej Joannie Beretcie Moli". Pomysłodawcami teatru są dwaj księża: Rafał Buchinger i Zygmunt Kosowski, którzy mają ideę ewangelizacji przez teatr. Chcemy tam prezentować takie utwory, które skłaniają człowieka do poszukiwania sensu i nadziei. Historia Joanny, kobiety niezwykłej, współczesnej świętej, która bezkompromisowo zmagała się z życiem, umacnia człowieka w przeświadczeniu, iż każdego stać na dobro. Ona jest dowodem na to, że w każdym z nas jest zalążek świętości, po który należy umiejętnie sięgać.

Pan Piotr wielokrotnie podkreślał, że zawsze był człowiekiem niepokornym, szukającym własnej ścieżki i nowych doświadczeń. Zapewne ta ciekawość własnej drogi, ale i swoich korzeni były genezą przygody, jaką stał się spektakl "Śleboda" wg Kazimierza Przerwy-Tetmajera zrealizowany przed dwoma laty w Teatrze STU. - Jestem góralem z Waksmundu pod Nowym Targiem, więc góralszczyzna jest mi bliska. Kiedy jadę do rodzinnego domu, już w okolicach Myślenic zaczynam śpiewać po góralsku. To jest we mnie żywe i tej gwary nigdy nie wyrwę z siebie. Mądrości o góralach nauczył mnie ksiądz profesor Józef Tischner. Był, nie wiedząc o tym, moim duchowym przewodnikiem. Cały czas ma na mnie wpływ i sądzę, że kiedy pracowaliśmy nad "Ślebodą" z jego jeszcze inspiracji, to z oddali, od św. Piotra, sekundował naszemu przedsięwzięciu. Wciąż korzystam z jego podpowiedzi. Wielokrotnie, w chwilach trudnych, zastanawiam się: a co by powiedział na to Tischner. Kiedyś, kiedy byłem mocno zgnębiony, wziąłem 'dzieci i poszedłem do księdza profesora pytać o radę: Opowiedziałem o swoich problemach, a Tischner odpowiedział: "Piotruś, nie masz na pół litra?". Wtedy zrozumiałem, że w życiu trzeba zachować właściwe proporcje wobec trudności, które napotykamy.

"Śleboda", wcześniej "Tango", "Emigranci" powstały dzięki działalności producenckiej pana Piotra. Sam zbierał fundusze, załatwiał wszystko, co do produkcji spektakli było potrzebne. - Mój ojciec był rzemieślnikiem, więc wiem co nieco o prywatnym biznesie. Gdy przed laty Wałęsa powiedział, by wziąć sprawy w swoje ręce, to wraz, z Wojtkiem Skibińskim, teraz aktorem Teatru im. J. Słowackiego, otwarliśmy kiosk na dworcu. Takie tam: szwarc, mydło i powidło. Chcieliśmy w ten sposób zarabiać na nasz wielki teatr. Interes kręcił się przez półtora roku. Dzięki niemu zdobyliśmy środki na produkcję "Emigrantów". Przed dwoma laty z tym właśnie przedstawieniem zostaliśmy zaproszeni na Chicago Humanities Festiwal. Nie powiem, odnieśliśmy sukces, czego dowodem było zagranie kolejnego, nieplanowanego wcześniej przedstawienia. Znam smak trudu zarabiania na życie i realizację teatralnych marzeń. To właśnie w Ameryce spędziłem trzy miesiące podczas mojego "bezrobotnego" 1985 roku.

Dziś pobyt w "Starym" i serial dają mi stabilizację finansową, a co za tym idzie i psychiczną. Poza tym ogromnie się cieszę, że moja Majka, aktorka Teatru Ludowego, po dość długich przestojach ostatnio znów zaczęła dużo grać. I Bogu dzięki. Ja też na brak pracy nie mogę narzekać. Przymierzam się do wznowienia "Małego Księcia", którego wyreżyserowałem w Teatrze Ludowym. Obecnie pracuję nad "Ławeczką" Gelmana, z udziałem Iwony Konieczkowskiej, moim i w mojej reżyserii. Z kolei w lutym w "Starym" rozpoczną się próby wznowieniowe do "Horsztyńskiego", w którym grałem w ramach rewizji romantycznych - teraz przygotujemy nową wersję. Jak pani widzi, jest tego dużo, a jeszcze dochodzą ciągłe podróże związane z "Klanem". Ten zawód wypełnia życie człowieka, wciąga, choć przyznam, że jest coraz bardziej przykry ze względu na otoczkę, jaka mu towarzyszy.

Przykre jest dla mnie, iż wciąż rozmijają się gusta publiczności z gustami krytyki, że brak jest merytorycznej oceny naszych dokonań. Zbyt pochopnie i często nonszalancko ocenia się naszą pracę, co wpływa na zantagonizowanie niegdyś tak solidarnego środowiska. Chyba jako aktorzy w tej wolnej Polsce pogubiliśmy się mocno. Ale wciąż wierzę, że jak już wypierzemy te własne brudy, to znów będzie normalnie. Będzie czas na przyzwoitą pracę, bez wyścigów, zawiści i prywaty.

- A jak Państwo spędzą te święta?

Jak zwykle, z rodziną. Będzie tradycyjnie, czyli ja stanę za kuchnią, by przygotować kolację wigilijną. Zawsze przyrządzam trochę dań kuchni podhalańskiej i poznańskiej, bo to rodzinne strony Majki. W jeden dzień na pewno pojedziemy do moich rodziców i rodzeństwa, żeby pokolędować z góralami. I by złożyć wszystkim życzenia: Dobrych świąt, spokojnych. W każdym kontku po dzieciontku. Wsendzie dobze: i w kumorze i w oborze. Zęby do wos przyszło ciepło rodzinne, a na polu niech będzie leżał śnig.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji