Artykuły

Karolina Czarnecka: Jestem dzisiaj już na zupełnie innym etapie

- Ludzie nie klasyfikują mnie jako piosenkarki, oni klasyfikują mnie jako "herę, kokę" - śmieje się Karolina Czarnecka, której polska wersja utworu "Heroine, Cocaine" z repertuaru The Tiger Lillies podbiła internet osiągając na YouTube już przeszło 15 milionów wyświetleń. Rozmowa z aktorką w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Rok po słynnym występie na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu Czarnecka może pochwalić się m.in. współpracą z grupą "Pożar w burdelu" oraz wydaną jeszcze we wrześniu epką "Córka". Tempa pracy na razie nie zwalnia, dlatego na rozmowę umawiamy się... o północy.

Tomasz Kowalewicz: Często zdarza ci się rozmawiać o tak późnej porze?

Karolina Czarnecka: Tak naprawdę to dopiero druga taka sytuacja. Ale nie jesteś rekordzistą - jakiś czas temu miałam rozmowę o 2 w nocy. (śmiech) Wynika to trochę z napiętego grafiku, ale chyba jeszcze bardziej z faktu, że jestem "nocnym markiem" i takie rozwiązanie wydawało mi się najwygodniejsze.

To już rok, jak w każdym wywiadzie i pewnie przy każdym kolejnym spotkaniu opowiadasz o narkotykach. Dużo im zawdzięczasz, ale chyba też stały się dla ciebie pewnego rodzaju przekleństwem.

- To prawda, zwłaszcza że jestem dzisiaj już na zupełnie innym etapie. Oczywiście zaakceptowałam całą tę sytuację, a w marcu ponownie pojawiłam się na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu - po roku stanęłam w tym samym miejscu z własnym materiałem. Myślę, że była to ładna puenta historii, która zatoczyła tam koło - w momencie, kiedy zaśpiewałam "Herę, kokę..." stwierdziłam: "okej, fajnie, że to się zdarzyło, ale już dziękuję. Trzeba iść dalej". Nie ukrywam, że zaczęły mnie irytować ciągłe pytania o tę jedną piosenkę. Zaczęłam mieć nawet wątpliwości, czy udzielanie kolejnych wywiadów ma jakikolwiek sens i czy moi rozmówcy chcą wiedzieć coś więcej. Ale to też sprowokowało mnie do działania - chciałam mieć na swoim koncie inne rzeczy, o których mogłabym opowiadać.

W którym momencie poczułaś, że potrzebujesz tego odwyku?

- Pierwsza faza uderzeniowa pojawiła się już na samym początku. Miałam totalną awersję, poczucie beznadziei i bezsilności. Wtedy też zrozumiałam, że coś dzieje się nie tak - nie potrafiłam do końca stwierdzić, czy jest to dobre, czy złe - ale wiedziałam, że zaburza to moje życie. Wiem, że w każdej tego typu sytuacji są jakieś plusy i minusy. W końcu Janek z "Czterech pancernych" też nie miał na początku łatwo. (śmiech) Ja przede wszystkim nie byłam przygotowana na to, co przyniesie mi światek muzyczny i na jakich ludzi trafię. Musiałam też w tempie natychmiastowym nauczyć się życia.

Zapytałem wczoraj kilka osób, czy wiedzą, kto wygrał przegląd piosenki aktorskiej we Wrocławiu w 2014 roku. Bez zająknięcia powiedzieli - ta dziewczyna od hery. O zwyciężczyni Irenie Melcer nikt nie pisnął ani słowa.

- Rozpatrywałam tę sytuację już chyba z każdej strony i prawdę mówiąc nie wiem, dlaczego tak się właśnie zdarzyło. Pewnie mogłabym tu wymienić wiele elementów składowych, zarówno te magiczne - że gwiazdy spotkały się w jednym momencie, jak i te bardziej pragmatyczne, że proste słowa i banalna melodia zwyczajnie wpadły ludziom w ucho. To jest też o tyle dziwne, że wtedy tam we Wrocławiu bardzo chciałam wygrać. Było mi smutno ze świadomością, że nie zgarnęłam żadnej nagrody, zwłaszcza że osiem z dziesięciu występujących dziewczyn zostało wyróżnionych. Naprawdę czułam się przegrana. Pamiętam też moment, kiedy zaakceptowałam tę sytuację, że trzeba umieć ponosić porażki. I nagle wybuchła "Hera, koka..."

Stanęłaś wtedy przed dużym wyzwaniem, bo po Przeglądzie Piosenki Aktorskiej zostałaś sklasyfikowana jako piosenkarka, a przecież swoją przyszłość wiążesz w głównej mierze z aktorstwem.

Nawet dzisiaj się nad tym zastanawiałam. To nawet nie jest tak, że ludzie klasyfikują mnie jako piosenkarkę, oni klasyfikują mnie jako "herę, kokę". (śmiech). Oczywiście staram się podchodzić do tego na zupełnym luzie. Gdybym dała się porwać wszystkim opiniom i komentarzom, jakie przeczytałam o sobie przez ostatni rok to pewnie dzisiaj nie robiłabym tego, co robię. A przecież chcę. Miałam oczywiście świadomość, że ciężko mi będzie oderwać się od tego wizerunku, więc po prostu o tym nie myślałam. Wszystko idzie naturalnym pędem, dlatego zastanawianie się, czy np. płyta, którą w międzyczasie nagrałam przerośnie utwór "Hera, koka, hasz, LSD", nie pozwoliłoby mi osiągnąć niczego więcej. Muszę myśleć o tym, czym zajmuje się w danej chwili i po prostu tworzyć. Fajne jest chociażby to, że w takiej sytuacji odkryłam swój instynkt i mu zaufałam. Wiem, że brzmi to idealistycznie i nie wykluczam, że kiedyś przestanę tak myśleć. Nigdy nie kwestionowałam np. tego, że któregoś dnia wystąpię w serialu, albo pojawię się w reklamie. Wszystko jest możliwe - może przestawi mi się coś w głowie albo zwariuję. (śmiech)

Myślałem, że boisz się komercji.

- To dla mnie otwarta furtka i nie przeraża mnie to słowo. Kiedyś w "Pożarze w burdelu" śpiewałam: "chcę być w offie i w mainstreamie, chcę mieć burdel i porządek, chcę zarabiać, się buntować..." więc chciałabym to wreszcie połączyć. Myślę, że to dobry czas na to.

Jak ty się tam w ogóle znalazłaś?

- Przyszło razem z lawiną "Hery, koki...". To przy okazji dowód, że ten ubiegłoroczny sukces w internecie miał wiele pozytywnych stron.

A w Och-Teatrze Krystyny Jandy?

- To było jeszcze przed tym słynnym występem we Wrocławiu. Na trzecim roku studiów razem z Ireną Melcer stwierdziłyśmy, że, trzeba by zacząć szukać roboty, bo nikt do nas sam nie przyjdzie. Napisałyśmy więc do Krystyny Jandy i tak się jakoś stało, że przy okazji premiery "Miłości blondynki" skontaktowała się z nami producentka tego spektaklu. I wkrótce zaczęłyśmy występować. Gramy to do dzisiaj, co dwa miesiące.

Wcześniej wspomniałaś też o nowym materiale, który znalazł się na epce "Córka". Dlaczego opowiada ona historię Tiny, a nie Karoliny. "Przyjechała tu - do Warszawy z małej mieściny (...) ze wschodu, z ciemnej strony narodu". Schowałaś się za tą postacią?

- Robiąc pierwszą płytę nie czułam się na tyle odważna, by zrobić coś totalnie o mnie, dlatego jest to pewien miraż i składanka, będąca strzępkiem opartym na wielu historiach...

... w jednej z nich śpiewasz: "Mam biznes plan całkiem realny. Chcę tylko pracy, miłości i kasy".

- Bo trzeba sobie prognozować i projektować życie. "Mam nowe cele, wyznaczam sobie granice, biegam, ćwiczę i kalorie liczę."

No i dużo zrobiłaś przez ten ostatni rok, żeby uwolnić się od "ćpunki z internetu".

- Faktycznie sporo. Co miesiąc premiera z grupą "Pożar w burdelu", płyta, koncerty, szkoła... Obecnie ten grafik jest dość napięty, co wynika m.in. z faktu, że jestem przed trasą koncertową i wiele czasu poświęcam próbom. Przy okazji uczę się też organizacji pracy. Z "Pożarem w burdelu" mam chwilową przerwę, bo kolejną premierę robimy dopiero w czerwcu - będą to "Herosi transformacji"... Myślę, że spokojnie mogłabym poklepać się po ramieniu. Ale nie zamierzam na tym poprzestawać. Nie jestem człowiekiem, który czerpie radość z tego, że już coś zrobił i na tym kończy swoją przygodę. Rzeka płynie.

***

Karolina Czarnecka wystąpi w piątek o godz. 19 w Chatce Żaka w ramach 4. edycji Festiwalu Piosenki Artystycznej Wschody. Bilety w cenie 20 i 30 zł (przedsprzedaż) oraz 30 i 40 zł (w dniu koncertu).

***

Festiwal Wschody w dniach 17-19 kwietnia. Występ laureatów, Karoliny Cichej i zespołu Czesław Śpiewa w niedzielę o godz. 18. Bilety w cenie 30 i 40 zł (przedsprzedaż) oraz 40 i 50 zł (w czasie trwania festiwalu).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji