Artykuły

Co nam może grozić po Grease?

Przed spektaklem ze sceny teatru Roma padło stwierdzenie, które doskonale pod­sumowuje wysiłki naszych instytucji kul­turalnych w ostatnich czasach. Przedsta­wiciel jednego ze sponsorów rzekł mniej więcej: - Nasza firma dzieli środki rów­no między wszystkie muzy, ale oczywi­ście najbardziej interesują nas przedsię­wzięcia medialne. Właśnie...

Żeby od początku było jasne - premierę "Grease" w Romie uważam za najbardziej udane przedsięwzięcie tego teatru od dłuższego czasu. Ba! Za spektakl po prostu udany.

Jeśli będziemy pamiętać, że "Gre­ase" to musical, a nie antyczna trage­dia, nie musi więc dawać widzowi dokładnie niczego oprócz rozrywki (w tym przypadku godziwej), to jak najbardziej można go zaliczyć do sukcesów tego teatru (skądinąd bę­dzie to ostatni sukces w tym roku, bo więcej premier się nie planuje).

Jest więc w tym "Grease" wszyst­ko, co być powinno. Na scenie jest żwawo i tanecznie w dobrym stylu, orkiestra dobrze odnajduje się w rock'n'rollowej konwencji, a i wo­kalnie nie ma nic do zarzucenia.

Mogą się bardzo podobać odtwór­cy głównych ról - naprawdę dziew­częca i świeża Beata Wyrąbkiewicz oraz "zagubiony szpaner" Konrad Imiela. I, co w tym gatunku jednak najważniejsze, oboje naprawdę do­brze śpiewają (czasem tylko tekst jest słabo zrozumiały, ale - umów­my się - nie jest to jakaś dramatycz­na strata). Do tego kilka świetnych epizodów, jak niemal rasowo rewiowa scena z Aniołem - Tomaszem Steciukiem (przezabawny Freddy Mercury, Prince i Liberace w jed­nym), i bardzo sprawny wokalnie i tanecznie zespół. Problemy poja­wiają się, gdy postaci, zamiast za­śpiewać, mają coś powiedzieć. Dia­logi brzmią tak nienaturalnie, jakby były zdubbingowane w filmach dla dzieci z lat 80. Trudno, może tak musi być, gdy jak najbardziej dorośli aktorzy grają nastolatków.

Słowem, przedstawienie jest uda­ne (miła odmiana po "Miss Sajgon"). Jest jednak jednocześnie kolejnym modelowym przykładem, jak po­strzegana jest ostatnio w Polsce kul­tura w ogóle. Bogu ducha winny dyrektor Kępczyński, on tylko świetnie dostraja się do czasów i realiów fi­nansowych kierowanej przez siebie sceny! Ale naprawdę trudno się oprzeć wrażeniu, że cały ten szum, który towarzyszy kolejnym premie­rom "superprodukcji", przerasta znacznie ich walory.

Buduje się wrażenie, jakby polska kultura bez "Miss Sajgon" czy "Gre­ase" była, oględnie mówiąc, uboga. Jakby chodziło o wiekopomne dzieła, jakby "Grease" dziś jeszcze cokol­wiek znaczyło (może, kiedy utwór powstawał, mówił coś ważnego o po­koleniu; dzisiaj jest już uroczym, roz­rywkowym bum-tara-ra w rock'n'rollowym rytmie!).

Takie pobudzacze wyobraźni potencjalnego widza są w spekta­klach już znacznie mniej ważne niż w zapowiedziach, mają bowiem po prostu zainteresować... media. Bo bez mediów na etapie wstępnych prac produkcyjnych nie zainteresu­je się ofertą żaden sponsor, a bez sponsora nie uda się w ogóle nicze­go wystawić...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji