Grease
Wyprawę w lata 50., przyprawioną rock and rollłem, proponują Jim Jacobs i Warren Casey, twórcy musicalu, co prawda nie najnowszego (jego słynna filmowa wersja pochodzi z 1978 r.), ale
"Grease" nie zestarzał się zbytnio. Tak samo zresztą, jak i sam rock and roll. Warszawski spektakl w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego ma dobre tempo, a całość została podana z lekkim przymrużeniem i w tonie niezbyt serio. Na scenie króluje autentyczna młodość, większość wykonawców nie ma zbytniego doświadczenia aktorskiego, ale też nie muszą oni kreślić skomplikowanych charakterów ludzkich. Mają przede wszystkim śpiewać i tańczyć, a to potrafią. Popularne przeboje z "Grease" ciekawie zaaranżował Maciej Pawłowski, prostą, ale efektowną choreografię ułożył Jacek Badurek, więc zwłaszcza sceny zbiorowe, na przykład konkurs tańca podczas szkolnej zabawy, prezentują się efektownie. A epizod z Aniołem Stróżem to prawdziwa musicalowa perełka, w czym ogromna zasługa Tomasza Steciuka w roli przewrotnego wysłannika Niebios.