Artykuły

Opowieść o życiu i śmierci

Duchy postaci są przery­sowane, sylwetki kary­katuralnie zniekształco­ne, a śmierć kosą na oślep wywija. Z kręgu szkieletów wypadają raz po raz postacie, jak na obrazach Hieronima Boscha. Śmierć ma twarz pięknego chłopca. Hela i Piotr odnajdują się w raju, dziwnej krainie nierealnego szczęścia, w której wszystko jest możliwe. Życie przecho­dzi w śmierć, śmierć przecho­dzi w życie. Dopóki nie na­stąpi ingerencja okrutnej rze­czywistości. Wtedy średnio­wieczny moralitet zatraca ce­chy przenośni, opowieść o człowieczej kondycji przeradza się w historię pewnych ludzi w bardzo konkretnych warunkach historycznych, by po kontrapunkcie wielkiej wojny znów wrócić do toku moralnej przypowieści. Gdy szkielety przybierają ciało, przestaje funkcjonować sztyw­ny podział na dobro i zło, za­cierają się granice między dobrem a złem, w ludowych pojęciach życia dobre jest to, co służy życiu, co służy zacho­waniu gatunku.

Prosto i czytelnie przedsta­wił opowieść Tadeusza No­waka na scenie poznańskie­go Teatru Nowego młody re­żyser, Janusz Nyczak. Spek­takl odniósł wielki sukces na tegorocznym wrocławskim Fe­stiwalu Sztuk Współczesnych. I wreszcie trafił również na deski teatru telewizji. Tutaj sprawdził się podwójnie, a te­lewizyjna konwencja podkre­śliła zarówno walory insceni­zacji, jak i pozwoliła na bliż­szy kontakt z poetycką prozą Tadeusza Nowaka.

Umowność wielu scen, ich poetycka niedosłowność, ra­ziły w teatrze. Gdy w pustce sceny Hela i Piotr przeży­wają swój raj na ziemi, telewizja eksponując zbliżenie detalu, jednocześnie wyklu­cza dosłowność, pozwala na oderwanie od ziemi fraz, któ­re siłą przydusza do desek sce­nicznych przyjęta konwencja teatralna. Konwencja, w któ­rej zbytnio się kłóci realistycz­ny szczegół z niezbyt konsek­wentnie skrótowo potrakto­wanym wystrojem sceny. Tak pięknie grają na małym ek­ranie przebitki chłopięcej ma­ski śmierci, tej twarzy co się ukazywała rywalom w osice, gdy zatracili się w boju o dziewczynę. Zyskała na skró­tach scena wyjścia na wojnę, pożegnania z matką. A prze­de wszystkim słowo zaczęło żyć własnym życiem, nie obciążone przypisaną mu funk­cją dramaturgiczną. W tele­wizji obraz i słowo towarzy­szą sobie wzajemnie, uzupeł­niając się niemal doskonale, i żaden z elementów nie tłumi swoistych znaczeń drugiego. Aluzyjna kompozycja obra­zów stanowi autonomiczny środek wyrazowy, który mó­wi własną prawdę o życiu. Prawdę uniwersalną i gene­ralną, nawiązującą do śred­niowiecznych moralitetów i kulturowej tradycji europej­skiej. Słowa Nowaka ureal­niają tę prawdę, dając jej wymiar bardzo polski i bar­dzo swojski.

Spektakl piękny, choć nie wszystkim widzom potrafiący przerzucić emocjonalną barie­rę między twórcą a odbiorcą, miał również kilka bardzo pięknych ról. Aktorzy, któ­rzy już w spektaklach emitowanych przez Poznań z tea­tru kaliskiego dali się poznać ogólnopolskiej publiczności, i tym razem nie zawiedli. Joan­na Orzeszkowska zagrała dziewczynę, kobietę, uosobie­nie dobra, które służy kontynuacji życia, a to jest prze­cież jedyna miara moralna i kryterium oceny. Prawdziwa wtedy, gdy chce dzielić los tego, z którym związała swo­je życie, jak i wtedy, gdy w imię ich szczęścia temperuje nieodpowiedzialne jej zdaniem wybryki Piotra, gdy wreszcie przejmuje na siebie jego zbrodnie - prawdziwe czy urojone - popełniane w imię... odrodzenia ludzkości.

Wiesław Komasa zagrał Piotra bardzo szlachetnie i czysto, choć może zbyt jednostajnie. Pełną ekspresji śmiercią był Lech Łotocki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji