Artykuły

Gdynia. Premiera "Małego Księcia" w Muzycznym

To nie będzie kolorowy spektakl dla dzieci, pełen prostych symboli - deklaruje reżyser najnowszej premiery na małej scenie gdyńskiego Teatru Muzycznego. Więc jaki będzie "Mały Książe" Adama Nalepy?

Lada dzień na scenę gdyńskiego Teatru Muzycznego trafi spektakl, który już na wstępie może się wydać nieco zaskakujący. Będzie to inscenizacja kultowej swego czasu książki francuskiego pisarza Antoine'a de Saint-Exupery'ego, "Mały Książe", przygotowana przez jednego z najciekawszych twórców teatralnych w Polsce, bardzo chętnie i często pracującego w Trójmieście, przede wszystkim w Teatrze Wybrzeże, Adama Nalepę.

Zanim spektakl trafi do repertuaru gdyńskiej sceny, warto zastanowić się nad dzisiejszym statusem tekstu, na podstawie którego powstaje przedstawienie pod nieco zmienionym w stosunku do oryginały tytułem: "Mały Książe. Końcówka". Bo to tekst, który sam w sobie ma ciekawą historię i recepcję. A to, że dziś zdaje się być nieco zapomniany, zawdzięcza przede wszystkim książkom Paolo Coelho, które bardzo skutecznie wypchnęły go z miejsca zarezerwowanego na podręczny skarbiec złotych myśli, rad na każdą okazję i sugestii, jak żyć. O ile jednak pełna banałów i pustych słów twórczość Coelho trafiła tam w pełni zasłużenie, o tyle wielowarstwowa i wypełniona znaczeniami krótka powieść francuskiego pisarza znalazła się tam całkiem niesprawiedliwie.

Napisana w mrocznym czasie drugiej wojny światowej przez autora, który przeżywał wówczas poważny dramat, związany zarówno z tragedią okupowanej przez hitlerowców ojczyzny, jak i z tęsknotą za żoną, ma co prawda postać bajki dla dzieci, pełnej oczywistych symboli i jasnych metafor, ale tak naprawdę zdaje się być czymś o wiele bardziej głębokim, skomplikowanym, a przede wszystkim - mrocznym.

Nie przeszkodziło to jednak w żadnej mierze sprowadzić ją do zestawu tanich formułek, z których najbardziej popularną, a zarazem - najbardziej zbanalizowaną jest ta, że "dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Przez całe lata 80-te był to zdecydowanie największy przebój wszystkich pamiętników - popularnej wówczas wśród dzieci formy przechowywania pamięci o swoich kolegach i koleżankach z klasy.

Przez takie tanie odczytania książka zupełnie zgubiła swój urok i siłę - do tego stopnia, że niemal wstyd było się przyznać do tego, że się ją w ogóle zna. Dziś co prawda mocno straciła swoją dawną pozycję, skoro znalazło się wielu specjalistów - ze wspomnianym Coelho na czele - od imitowania formuły Saint-Exupery'ego w sposób pozbawiony choćby cienia głębi jego książki. Przed tym bardziej trudnym zadaniem stanął autor najnowszej scenicznej adaptacji tego tekstu, Adam Nalepa.

- Po pierwsze wyszedłem oczywiście z założenia - opowiada reżyser na chwilę przed premierą, - żeby nie traktować "Małego Księcia" jako książkę dla dzieci, ale żeby odczytać ją inaczej. Bo to przecież tekst pełen symboliki, który aż się prosi o zupełnie inną interpretację niż ta, która jest dziś najpopularniejsza. Głównym bohaterem jest przecież nie tytułowy Mały Książe, ale pilot, który rozbija się na pustyni: ma bardzo mało wody, więc wie, że jego dni dobiegają końca. Wymyśla więc sobie towarzysza, Małego Księcia, z którym rozmawia, a dokładniej: rozlicza się z własnego życia. Odczytuję historię Księcia przez trzy stadia: dzieciństwo na szczęśliwej planecie, potem okres podróży na inne planety - czyli symbol czasu dojrzewania, zdobywania doświadczeń, stawania się człowiekiem. Na koniec zaś bohater spada na pustynię. To dla mnie dorosłość, czas rachunków, zadawania sobie pytań o to, co się osiągnęło w życiu. Od początku wydawało mi się, że warunkiem, żeby ten spektakl nabrał właściwych sensów, jest bardzo realistyczna scenografia. Nie chciałem uciec w bajkowość: pod książkowymi baobabami musiało się kryć coś prawdziwego, żeby ten symbol coś znaczył. Ale z czasem wyrzuciliśmy cały realizm sceniczny: te wszystkie radia i książki, które zalegały wszędzie dokoła. Scena zrobiła się nam bardzo czysta - w efekcie spektakl okazuje się bardzo minimalistyczny pod względem wizualnym. Trudno jest mi go definiować inaczej niż przez to, czym nie będzie: to na pewno nie jest spektakl muzyczny, to na pewno nie jest spektakl dla dzieci, to nie jest przedstawienie, w którym jest dużo kolorów. To raczej czarno-biała, krótka forma, to tylko muśnięcie czegoś, tak jak muśnięciem czegoś jest sama książka Saint-Exupery'ego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji