Artykuły

Rzeźby z masła

Zachwycają i rozśmieszają Polaków reklamami ze swoim udziałem. Jakie ambicje mają aktorzy KABARETU MUMIO, co robią, gdy nie są na scenie, czego sobie zazdroszczą, jak sobie dają radę, gdy publiczność ich nie rozumie?

Jak z bliska wyglądają nogi Boga? Bo chyba złapaliście Pana Boga za nogi?

Jadwiga Basińska: Raczej czujemy ogromne zmęczenie i czasem chcielibyśmy, żeby nie dzwoniły telefony, żebyśmy na chwilę zniknęli i żeby wszyscy o nas zapomnieli.

To chyba kokieteria.

Jadwiga: Jeśli to są nogi Boga, to oznaczają one tyle, że brakuje kontaktu z samym sobą i z sobą nawzajem.

Dariusz Basiński: Niby staraliśmy się o to, ale odkąd złapaliśmy za te nogi, to one trochę za szybko lecą, te nogi.

Jacek Borusiński: Zabrały, porwały, na tych nogach wisimy i z nimi biegniemy.

Dariusz: A tak poważnie, to rzeczywiście trochę się czuję tak, jakbym złapał Pana Boga za nogi, i wyłączając jakąś nerwowość życia, to zastanawiam się, za co to wszystko, dlaczego tak się dobrze poukładało?

Może macie to na kredyt?

Dariusz: Że jeszcze nie mam zawału, że generalnie wszyscy zdrowi, naprawdę nie mam powodu do narzekań.

Mogło wam się lepiej poukładać?

Dariusz: Chyba nie.

Jacek: Może tylko ta szybkość... Przez nią nie sposób tego odpowiednio smakować.

A jak by się chciało smakować?

Jacek: Spokojniej, z większym planem, a nam rzeczy dobre zdarzyły się lawinowo.

Jadwiga: W niektórych sklepach jest tak, że albo jest w nich pusto i trzy ekspedientki nie mają co robić, albo nagle wchodzą dwa autobusy ludzi, tłum i jest chaos. My jesteśmy teraz takim przepełnionym sklepem.

Za parę lat możecie przeżywać syndrom aktorów z "Czterech pancernych i psa"?

Dariusz: Raczej psa.

Oni przez lata nie mogli się uwolnić od filmowych wizerunków.

Jadwiga: A my od czego nie będziemy mogli się uwolnić?

Od tekstów i postaci z reklam Plusa, bo to jest wasze pierwsze naprawdę masowe uderzenie.

Dariusz: Ja się jakoś tego Plusa nie boję, ludzie teraz bardzo szybko zapominają. To nie jest już ten czas, kiedy lecieli jedynie "Czterej pancerni..." i dlatego zapadali w pamięć. Reklamy Plusa się skończą. I nawet może szkoda, że ludzie szybko zapomną. Ale pojawi się wkrótce film, może będzie udany, ma się ukazać płyta muzyczna, przygotowujemy kolejny spektakl, więc mamy nadzieję, że w popularności zachowamy równowagę. Oczywiście liczymy się z tym, że możemy tę część publiczności, która pojawiła się po reklamach, stracić. Bo to, co robimy w swoich spektaklach, nie jest tym samym, czym są reklamy Plusa. Widzimy, że publiczność "mumiowa" jest bardziej otwarta na to, co robimy na scenie, niż ta szersza publiczność, poreklamowa.

Jadwiga: Jest publiczność mumiowa i publiczność plusowa, która po obejrzeniu reklam chce zobaczyć, co jeszcze robimy. I albo wchodzi w nasz świat, albo się zawodzi.

A może powinniście, skoro już jest ta publiczność plusowa, przynajmniej część swojego programu dostosować do nich? Robić łatwiejsze rzeczy?

Jacek: Nam nie chodzi o masy. W naszej naturze jest...

A dlaczego nie ma chodzić na wasze występy więcej ludzi?

Jadwiga: Ale my chcemy przede wszystkim bawić siebie.

Jacek: Można bawić tak naprawdę tylko tym, co bawi siebie samego.

Gdyby pójść skrajnie tą myślą, to powinniście w domu odgrywać te historie i sami się bawić.

Dariusz: To, co robimy, ciągle nas bawi. Natomiast na przykład z najnowszego spektaklu "Lutownica ale nie pistoletowa tylko taka kolba" wyleciało całe mnóstwo rzeczy, które uznaliśmy za bardzo chwytliwe czy wręcz przebojowe. Mieliśmy świadomość, że byłoby to bardzo mocne i bardzo śmieszne, ale nie do końca nasze. Dlatego "Lutownica..." jest zupełnie świadomie wycofana, spokojna.

Grozi wam, że nie chcąc schlebiać powszechnym gustom, będziecie się autocenzurowali?

Dariusz: Zawsze nam to groziło, taka nadgorliwość w destrukcji własnych żartów, żeby nie były za śmieszne.

Jadwiga: Osoby, które przychodziły na próby pierwszego spektaklu, mówiły, że to będzie coś dla naszych bliskich znajomych i dla nas. A my na to odpowiadaliśmy: to nie jest istotne, mamy tak ogromną potrzebę zrobienia takiego, a nie innego spektaklu, że nie zastanawiamy się nad tym, co na to publiczność. W twórczości nie można skupiać się na tym, co powie publika.

Jacek: Ktoś powiedział, że to, co robimy, jest bardzo niszowe, ale mamy szczęście, że ta nisza jest całkiem pojemna, z publicznością nie jest tak źle.

Macie ambicję zmieniania czegoś lub kogoś swoimi spektaklami?

Dariusz: To byłoby dziwaczne, nie mamy takich pryncypiów, że chcemy edukować. Kiedyś jeździliśmy z takim panem, kierowcą - mówiliśmy na niego "Wściekły Lis" (tak sobie chciał napisać na samochodzie) - który nie chodził ani do teatru, ani na spektakle i raczej miał poczucie humoru dość proste, a na pewno nie nasze. Kiedy zobaczył, z przymusu, już chyba z 50 spektakli, to nagle zaczął się uwrażliwiać na nasze poczucie humoru.

Jednym słowem zniszczyliście człowieka.

Dariusz: Może. I po tych 50 razach "Wściekły Lis" mówił: ty powinnaś bardziej się w tym momencie "zakręcić", bo to będzie śmieszniej. Miał swoją wizję spektaklu.

Jadwiga: Zdarzało się, że przychodził po spektaklu i mówił: dzisiaj to nie było to. I to było niesamowite.

Dariusz: Czasami zresztą pokrywało się to z naszymi opiniami, że to nie było to.

Jadwiga: Tak, stał się specjalistą i wiedział, kiedy to jest prawdziwe.

A gdybym zapytał państwa, czym się pani/pan zajmuje? Jakie to byłyby odpowiedzi?

Jadwiga: Teraz zajmuję się dziećmi.

Dariusz: Mam dwa takie różne zajęcia. Pierwsze to zbieranie okrzyków sportowych, które nagrywam albo na żywo, albo z telewizora. Zaczęło się od ciężarowców na olimpiadzie, a potem przeszło na inne dyscypliny sportu. I jakoś z tego żyję, wymieniam się tymi okrzykami z innymi zbieraczami. I druga rzecz, z której żyję, to robię takie modele łazienkowych i kuchennych mebli, w różnych skalach, ale na ogół takie bardzo miniaturowe. Są zbieracze tego na świecie. Robię je w różnych materiałach, zdarza się, że w mydle, bo to dość proste i taki to bardzo łazienkowo-kuchenny materiał. Czyli staram się, żeby to tworzywo było równoznaczne z...

Ma pan jakąś ciotkę?

Dariusz: Coraz mniej tych cioć.

Jakąś taką jedną?

Dariusz: No tak.

Jak ma na imię?

Dariusz: Na przykład Baja.

No to niech pan sobie wyobrazi, że jestem tą ciotką i mówię: Chłopcze, a czym ty się tak właściwie zajmujesz?

Dariusz: Jeśliby mnie tak zapytała, to odpowiedziałbym, że robię te meble.

A ona by na to powiedziała: A ja cię widziałam tam, w telewizorze, co ty tam właściwie robiłeś?

Dariusz: Nie, Baja powiedziałaby co innego: Oj, znowu te twoje... I już by nie było rozmowy.

A panicz czym się zajmuje?

Jacek: Panicz?

Panicz, bo pan tak mówi ogólnie i słusznie.

Jacek: Ja mam podobne zainteresowania jak kolega. Jestem już wieloletnim rzeźbiarzem, rzeźbię w maśle.

Ależ nie musicie mnie, panowie, zabawiać. Więc gdyby pan miał powiedzieć tak naprawdę, co jest istotą tego, czym się pan zajmuje?

Jacek: No, to chyba właśnie to masło.

Dariusz: Jest w stanie mówić o tym godzinami.

Jacek: To masło nie jest tylko i wyłącznie żartem, bo rzeźbienie w maśle to jest dokładnie to, co robimy. Próbą rzeźbienia w tak trudnej materii, jaką jest jakiś smak, czyli poczucie humoru - to jest podobne do masła. I równie chwilowe.

Byliście państwo na wyborach?

Jadwiga, Jacek: Tak.

Dariusz: Nie lubię takiego ślepego legalizmu, który nie dostrzega indywidualnego człowieka. I dlatego głosowałem tak, żeby uniknąć zagrożenia takim legalizmem. Zresztą dopóki nie przeczytałem książki Tomasza Lisa "Co z tą Polską?", która nie była dla mnie jakoś szczególnie odkrywcza, ale pięknie uporządkowała wiele spraw, byłem zdecydowany nie pójść na wybory. Książka mnie przekonała, że przecież mam dzieci i nie mogę się wycofać. Pomyślałem, że dla spokoju sumienia, dla dzieci "wchodzę w to".

Skoro poszliście do wyborów, to jakiś "obywatel" w was jest. Dlaczego nie próbujecie być tym obywatelem na scenie, dlaczego tak silnie rozdzielacie sferę polityki od własnej pracy?

Jacek: Generalnie nas to w ogóle, mówiąc kolokwialnie, nie kręci.

Ale moglibyście mieć wpływ na tę rzeczywistość, bo jesteście w tej chwili najpopularniejszym kabaretem. Gdybyście zaczęli mówić o polityce, to wywieralibyście na nią wpływ.

Jadwiga: Nas to niesmaczy, byłoby to naszą karykaturą.

Jacek: I czymś żałosnym, bo żart z polityki, który przetrwa, który będzie uniwersalny, to utopia.

Jadwiga: Poza tym są już ludzie, którzy się tym zajmują.

Jacek: Mnie to po prostu nigdy nie bawiło.

Los Jana Pietrzaka was nie pociąga?

Jacek: Nie.

Dariusz: Polityka w spektaklach jest banalna, nas to nie śmieszy. Polityka jest nierozerwalną częścią życia, taką koniecznością, w którą wchodzimy przy okazji wyborów, czasami w jakichś rozmowach, i mamy swoje zdanie, ale nie widzimy powodu, żeby ją wsadzać na scenę i psuć tym nasz smak i smak widza.

Mówię o polityce w tym sensie, że to byłby dodatkowy pomost porozumienia z widzem, bo wasi widzowie w pracy o niej rozmawiają, mają zdanie na temat polityków, partii.

Jacek: Brak czegoś jest też pewnym komunikatem dla widzów. Czyli nie zajmując się polityką, gdzieś się nią zajmujemy, bo się nią nie zajmujemy.

Czy zdarzyło się wam grać jakiś spektakl dla takiej grupy widzów, która w ogóle nie reagowała?

Jadwiga, Jacek, Dariusz: Tak.

Jak wtedy jest?

Dariusz: Fajnie.

Bijecie głową w mur i próbujecie czy odpuszczacie i realizujecie tylko kolejne punkty programu?

Jacek: Walczymy. Mnie strasznie takie sytuacje interesują, na przykład taki festiwal w Opolu... Miałem świadomość, że przede mną jest 4,5 tysiąca widzów po dwóch-trzech piwach i w większości nie jest to publiczność mumiowa.

Jadwiga: A jeszcze biją brawa, kiedy się wchodzi, dlatego że jesteś tym "kimś", już jest super i nagle, po chwili tych braw i euforii, jest konsternacja, bo nie jesteś tym kimś, na kogo czekali. Jesteś jakąś wizją, "tym" facetem z telewizora, a ty przychodzisz zupełnie z inną bajką.

Jacek: Wywołanie takiego tak zwanego stuporu jest bardzo przyjemne. Często się gra z taką nutą przekory, publiczność chciałaby, żeby teraz było dynamiczniej, szybciej, żeby już puenta, żeby była w ogóle puenta. A my na to niedynamicznie, bez puenty.

Jadwiga: Jeszcze bardziej się zwalnia, świadomie. Zdarza się też tak, że widzimy ze sceny takie grupki, pary, które siedzą, patrzą na siebie, patrzą na rozbawioną publiczność i ich to wszystko nie bawi.

A czym się dla was różni normalna publiczność, trzeźwa od lekko podchmielonej?

Jacek: Publiczność podchmielona jest nieuważna.

Jadwiga: Ale jest publiczność podchmielona wesoła i publiczność podchmielona chamska, to zależy od stopnia podchmielenia. Na szczęście rzadko się to zdarza, a jeśli już, to na tak zwanych zamkniętych graniach, a i wtedy najczęściej gramy przed tak zwanym posiłkiem i wyszynkiem.

Jacek: Sala musi być ułożona teatralnie, zaciemniona, zero stolików, pierogów i kotletów.

Mnie bardziej chodzi o to, czy zmieniacie wtedy państwo swój sposób komunikowania się z widzem. Bo widz jest podchmielony.

Jacek: To się zdarza, spektakl trochę się wykoślawia, trochę się ułatwia.

Jadwiga: Nie gramy też wtedy wszystkich numerów.

Jacek: Potem się sumitujemy albo wzajemnie szturchamy - nie za mocno, żeby tylko nie za mocno, nie za płasko.

A jak wygląda wasz czas po spektaklu? Pijecie wódkę czy rozpamiętujecie to, co się zdarzyło?

Dariusz: Z wódką to u nas słabo, rzadko nam się to zdarza.

Jacek: Parę lat temu dzień wyglądał tak: jechaliśmy naszym busem pół dnia, przyjeżdżaliśmy dość wcześnie, robiliśmy próbę, graliśmy spektakl, a potem szliśmy na jakieś piwo, kolację i potem spać. Teraz przyjeżdżamy pociągiem, bo już nie ma czasu na podróż busem, lecimy do Trójki, tam czytamy powieść naszego przyjaciela Marka Stokowskiego, już czeka "trójkowy" samochód, żeby nas zawieźć na spektakl. Gramy jeden spektakl, potem drugi...

Dariusz: Albo wracamy do domu.

Jacek: I odpadamy, że tak powiem.

Jadwiga: Kiedyś po każdym spektaklu bardzo dużo rozmawialiśmy na temat tego, jak zagraliśmy. To nie było dobre, bo się rozliczaliśmy, nie siebie nawzajem, tylko każdy siebie. Z tego, co było dobre i co było prawdziwe i co takie nie było. To czasami nie był dobry pomysł.

Czyli jesteście czasami zbytnio autorefleksyjni?

Dariusz: Niestety. Jak mam gorszy dzień, to wchodzę na stronę Plusa i sobie czytam listę dyskusyjną, to mi poprawia humor, przyznaję się do tego.

Taki samogwałt?

Dariusz: No tak, masturbacyjne zachowanie.

Właśnie skończyliście zdjęcia do pełnometrażowego filmu "Hi-Way". Co ma zrobić ten wasz film? Po co wam on?

Dariusz: Prostuję, bo Jackowi nie wypada. Przede wszystkim jest to film Jacka, który jest reżyserem i autorem scenariusza. Choć i w tym scenariuszu, i w tej reżyserii są jakieś wpływy i kwestie, w których ja też miałem coś do powiedzenia, to nie jest film Mumio, to jest film Jacka Borusińskiego.

Paniczu, po co panu ten film?

Jacek: Ma między innymi pokazać ludziom, że nie robimy tylko i wyłącznie spektakli i wyłącznie reklam.

I co jeszcze ten film ma z nami zrobić?

Jacek: Zrobić? No nie, generalnie...

Dariusz: To tak, jakby zapytać kompozytora, co ma zrobić jego symfonia.

Gdyby zapytać kompozytora, co ma ze słuchaczami zrobić jego pierwsza symfonia, którą właśnie pisze, to powiedziałby: wzruszyć, wstrząsnąć, oczarować itp.

Jadwiga: Ma nie być "Rejsem II", Jacek, o tym powiedz!

Jacek: Ma być troszkę inną propozycją komediową niż te, które nam się zdarzają przez ostatnie lata, ma nie być "Rejsem II". Nie występują tam żadne postacie z "Rejsu", jak to jeden z tygodników konkurencyjnych "Przekroju" napisał.

Czym jeszcze ma nie być ten film?

Dariusz: Ma na pewno nie być jakimś tam filmem kabaretowym, filmem slapsticowym. Bo kabaret rzadko, przynajmniej obecnie, opiera się na aktorstwie, na postaci, na jakimś wycofaniu. Na ogół jest mocne przymrużenie oka, mocne zaakcentowanie tego, że teraz to jest śmieszne, teraz jest puenta, teraz to jest "cha, cha". A ten film jest naprawdę filmowy, realistyczny.

Jadwiga: My wszyscy mówimy zamiast Jacka...

Dariusz: Nie, ja nie mówię zamiast Jacka, ja...

Jadwiga: U nas po prostu nie ma lidera i każdy chce podkreślić, że Mumio jest wspólnym przedsięwzięciem.

Wróćmy do filmu. Czym jeszcze ma nie być?

Jacek: Staramy się, żeby nie był takim zbiorem skeczy i gagów.

Chce pan być nowym Juliuszem Machulskim?

Jacek: Nie za bardzo.

A chce się pan narodzić jako reżyser filmowy, ma pan takie ambicje?

Jacek: To się też jeszcze okaże, teraz za bardzo nie chcę, bo wiem, ile mnie to kosztuje, jaka to jest ogromna odpowiedzialność, ile trzeba mieć kompetencji.

To już nie jest rzeźbienie w maśle?

Jacek: Nie jest.

To dokąd sięgają pana ambicje w tej dziedzinie?

Jacek: Ambicją podstawową jest zrobienie dobrego filmu, innego od tych propozycji z ostatnich lat. Komedia, przynajmniej w naszym kraju, nie jest artystycznie zbyt cenionym towarem.

Dariusz: W programach "bardzo kulturalnych" komizm raczej nie zajmuje dużo miejsca. Być może dlatego, że jest takiej jakości, jakiej jest, ale być może dlatego, że komedia to naprawdę nie tragedia.

Jadwiga: I tak jest z nią lepiej niż ze spektaklami komediowymi, które są po prostu oceniane tak: a tak się tam wygłupiają. Znajoma aktorka powiedziała mi: Wiesz, nie spodziewałam się, że wasze spektakle to taka poważna sprawa. Ona też myślała, że to jest takie wygłupianie się.

Nie chodzi wam o to, żeby rozśmieszać?

Jadwiga: Oczywiście, chodzi o to, żeby rozśmieszać.

A po co rozśmieszać? Żeby widz przeżył chwilę relaksu?

Dariusz: Nie, bardziej chodzi o wyciąganie z rzeczywistości takich sytuacji, które są więcej nawet niż śmieszne, one mają coś jeszcze takiego swoistego, prawdziwego.

Po co się to robi, żeby rzeczywistość nazywać?

Jacek: Żeby również ją zmieniać. Nasze spektakle mają coś otwierać. Człowiek jest bardzo ociosany przez kulturę, ona go mocno represjonuje. Nasze spektakle pokazują, że to zachowanie można zmienić, że zachowanie dziecka i zachowanie dziwaka może również zagościć w naszym normalnym, tym zrepresjonowanym życiu.

A w skrajnym przypadku wyobraża pan sobie, że pierwowzory "pańci" rozsiane po całym kraju, a którą pan odgrywa z filiżanką w dłoni, rozśmieszy ta scena?

Jacek: Tak.

Dariusz: Ona nie pomyśli o sobie, raczej o koleżance.

Jacek: Staramy się tych naszych postaci nie piętnować, nie wyśmiewać, a jeżeli pokazujemy pewnego rodzaju dziwactwo, to po to, żeby je po prostu akceptować.

Dziwactwo pokazane na scenie jest piętnowaniem, nie oszukujmy się.

Dariusz: Absolutnie nie. Może być ukochaniem tego dziwactwa, może być afirmacją. Dziwactwo w teatrze może być pokazaniem dramatu dziwactwa, piękna dziwactwa, a nam naprawdę bliżej jest do teatru.

Jadwiga: Jacek mówił, że chcemy swoimi spektaklami coś otwierać. Też najprostsze rzeczy, często zdarza się, że ludzie siedzą na krzesłach, czekają na coś, bo przyszli się pośmiać, i nagle uwalnia się z nich coś takiego, taki absolutnie niepohamowany dziki śmiech, uwolniony od myślenia o tym, "co sobie pomyślą ci ludzie, którzy siedzą koło mnie". To jest świetne.

Dariusz: Tak, zwierzęcy, pozakulturowy śmiech.

To się często zdarza?

Jadwiga: Czasem, i to jest właśnie nasza misja.

Paniczu, a ile osób ma zobaczyć panicza film?

Jacek: Mam nadzieję, że dużo.

A dużo to jest 50 tysięcy czy 500 tysięcy?

Jacek: No...

W normalnych krajach, jak się robi film, to się zakłada: ten film ma obejrzeć tylu i tylu widzów. I reżyser też jest za to współodpowiedzialny.

Jacek: Nasz rynek jest nieprzewidywalny, to zależy od tylu zmiennych.

A to będzie długi film, że zadam prostsze pytanie?

Jacek: Tak, to będzie długi film

Dwugodzinny?

Jacek: Troszkę krótszy. Nie mogę dokładnie tego powiedzieć, bo w umowie mam zastrzeżenie, żeby takich rzeczy nie gadać.

To film wyprodukowany za duże pieniądze czy małe?

Jacek: Takie wystarczające.

Zapytam inaczej: czy zabrakło na coś pieniędzy, na realizację jakichś wizji artystycznych?

Jacek: Nie.

A w tym tajemniczym filmie będą napisy końcowe?

Jacek: Tak. I powiem więcej, będą też napisy początkowe.

Kiedy ujrzymy na ekranach to ukochane dzieło?

Jacek: Na początku przyszłego roku. Może to będzie kwiecień, może maj.

Myśli pan już o następnym filmie?

Jacek: Na razie nie.

Dariusz: Za to ja myślę, mam pomysły.

Jadwiga: Ja też myślę.

Czy wy sobie państwo czegoś zazdrościcie nawzajem? Pan paniczowi czegoś zazdrości?

Jacek: Gdyby pan mógł też jakoś sfunkcjonalizować kolegę i koleżankę.

Na razie nie mam dla nich nic naturalnego.

Dariusz: Jacek bardzo dobrze liczy, świetnie potrafi kalkulować, ale nie kalkulować w sensie życiowym, tylko rachować potrafi i czasami mu tego zazdroszczę. I takiej zdolności syntezy, myślenia całościowego.

A pani mężowi czego zazdrości, oprócz siebie oczywiście?

Jadwiga: To jest i zazdrość, i ulga, że nie mam tego co Dariusz. On ma tak niesamowitą pojemność zainteresowań i pasji, że to jest po prostu i przekleństwo, i coś, czego mu ogromnie zazdroszczę. Zazdroszczę mu nieprawdopodobnego angażowania się w różne rzeczy, tu się absolutnie spala, czasami mu tego zazdroszczę, bo ja bardzo często dystansuję się, nie potrafię tak mocno w coś wejść.

A paniczowi Jackowi?

Jadwiga: Ja im w ogóle zazdroszczę talentu, ale o tym nie chcę mówić... o moich kompleksach. Jackowi zazdroszczę opanowania i tego, że ma taką głęboką świadomość swej wartości.

A pan, paniczu?

Jacek: Darkowi zazdroszczę niewiarygodnej umiejętności i łatwości improwizacji. On bez zająknięcia potrafi wejść na scenę z czymś, co w ogóle wcześniej nie przemknęło mu przez głowę, nie było przygotowane, potrafi wejść z tym niczym i zrobić cudowną rzecz tu i teraz. To nam z Jadzią się nie zdarza. Zazdroszczę i nie zazdroszczę sytuacji tej mnogości talentów, bo widzę, jak go to spala i nie pozwala skoncentrować się mocniej na jednym. Sam już dawno przyjąłem plan, że będę się skupiał na jednym.

Dariusz: A na perkusji też grasz.

Jacek: Tak, ale dla własnej rozrywki.

Dariusz: Jacek też lubi motocykle, a mi się kiedyś śnił, jeśli chodzi o motocykle, straszny wypadek...

Jacek: A mi się śniło, że latałem, absolutnie sen lotniczy. Wyleciałem po prostu z samolotu, był taki chyba poranek, słońce się budziło, a ja właśnie nad różnymi miastami latałem. Bez ruszania czymkolwiek, bo kiedyś mi się śniło, że latam żabką, a to było dość uciążliwe.

Dariusz: Śmieszne.

Jacek: I trudne, bo trochę spadałem, więc trzeba było tą żabką znowu troszkę pomachać, a teraz to już miałem taki pułap jak w samolocie, że już sobie fajnie tak szybowałem.

A pani Jadzi czego pan zazdrości?

Jacek: Pani Jadzi zazdroszczę ogromnej odwagi w takim procesie obnażania się na scenie, obnażania się oczywiście nie z odzieży. Strasznie jest mało aktorek, mało kobiet, które potrafią zrezygnować z własnej atrakcyjności, zanegować swoją urodę, swoje fizyczne atrybuty. Jadzia potrafi się zohydzić i to jest cudowne. To jest odwaga, której jakoś nie zauważyłem na polskiej scenie kobiecej.

***

Kabaret Mumio Istnieje od 1995 roku w składzie: małżeństwo Jadwiga Basińska i Dariusz Basiński [na zdjęciu z lewej] oraz Jacek Borusiński [z prawej], brany mylnie za członka rodziny, konkretnie brata Jadwigi. W drugim spektaklu Mumio "Lutownica ale nie pistoletowa tylko taka kolba" z 2000 roku występował także Jarosław Januszewicz. Zarówno "Lutownica...", jak i pierwsze przedstawienie "Kabaret Mumio" są od a do z dziełami autorskimi członków kabaretu. Mumio spotkali się i zaczynali w katowickim Teatrze Gugalander, z którego szybko odeszli, by założyć własne stowarzyszenie teatralne (Teatr Epty). Wypracowali przewrotny styl, uważany za "alternatywę wszelkich alternatyw". W swoich przedstawieniach stronią od Żartów politycznych, w ogóle nie nawiązują do aktualnych spraw, twierdząc, Że każda aktualność jest efemeryczna i bliżej jej do publicystyki niż sztuki. A im zależy na robieniu tej ostatniej. Dlatego z masy nagród, które zdobyli, najbardziej cenią te przyznawane bardziej za talent aktorski niż za zabawne gagi, a więc II nagrodę na XX Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu w 1999 roku i Teatralną Nagrodę im. Leona Schillera. Obecnie czytają w Trójce "Samoloty" Marka Stokowskiego. Jednak furorę zrobili dzięki telewizyjnym reklamom Plusa, w których Emilka a to zabiera chłopakom z firmy wyrazy do haseł reklamowych, a to skarży się, Że "mógłby ktoś wreszcie zauważyć te jej kozaczki w panterkę".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji