Artykuły

Dewiza: bez dewiz

PRZYZWYCZAJENI jesteś­my narzekać w Polsce na nadmiar różnorodnych biur i instytucji. Jest jednak ta­ka wspaniała instytucja (i co dziwniejsze bez państwo­wej subwencji), na którą nikt nie narzeka. Zwie się ona Zaiks. Sto­warzyszenie Autorów. Związek ochrony praw autorskich. Powoła­na wkrótce po pierwszej wojnie światowej dla obrony materialnych i moralnych praw twórców. Orga­nizacja wszechstronna, prężna i młodzieńcza, mimo pobalzakowskiego już wieku. Dzięki niej właśnie (nie wspominając o takim "dro­biazgu" jak ustawa o ochronie pra­wa autorskiego) niezależnie od te­go czy "Biedroneczki są w kro­peczki" zagrano na dancingu w so­pockim Grand Hotelu, czy na za­bawie Ochotniczej Straży Pożar­nej w Mszanie Dolnej - autor tek­stu i kompozytor melodii otrzyma­ją należne im wynagrodzenie. Pie­niądze zainkasuje przedstawiciel Zaiksu i po dłuższej wędrówce do­trą one do kieszeni autorów. Po­dobnie rzecz ma się ze sztukami. Teatr wystawia "Tango" Mrożka czy "Ladacznicę z zasadami" Sartre'a i znowu na widnokręgu po­jawia się Zaiks. Inkasuje pienią­dze i przekazuje je autorowi. Mroż­kowi w Polsce, Sartre'owi we Fran­cji. Ile? Pierwszemu 10% od wpły­wów brutto kasy teatralnej z każ­dego spektaklu, drugiemu tylko 5%. Bowiem sztuki wystawiane w przekładach są honorowane niżej. Coś musi przecież zostać jeszcze dla tłumacza. Właśnie te pozostałe 5%. Zasada rachunku jest więc zupełnie prosta. Za pełnospektaklowy utwór teatralny płaci się tantie­my autorskiej 10% od kasy. Jeśli za bilety wpłynęło 5000 zł - autor dostaje 500 zł, jeśli 2000 dla autora będzie tylko 200 zł.

Przed 100 laty kasa za komplet w teatrze Rozmaitości (dzisiejszy Na­rodowy) tj: tam gdzie mógł do pra­premiery Aktora pretendować Nor­wid, wynosiła około 700 rubli. A więc - przy dzisiejszych stawkach - na autora przypadałoby z jed­nego przedstawienia 70 rubli. Tym­czasem Hauke proponował 45 ru­bli za prawo do wystawiania sztuki w ogóle. Ile razy się da, na ile przyjdzie publika. Jak widać coś nie coś poprawiło się jednak na przestrzeni wieku w teatrach rządowych: więcej płacą autorom! I to nawet znacznie wię­cej, jeżeli uprzytomnić sobie, że w minionym 1964 roku zainkasowano w teatrach polskich łącznie dla wszystkich autorów dramatycznych i tłumaczy sztuk obcych ponad 13 i pół miliona złotych. Ziarnko do ziarnka z 10-procentowych wpły­wów od przedstawień uzbierała się sumka okrągła. A wszystko znowu dzięki Zaiksowi, który w odpo­wiednim czasie pozawierał z każ­dym teatrem tzw. umowy licencyj­ne na publiczne wykonanie dzieła dramaturgicznego i na podstawie tych umów ciągnął żywą gotówkę z kas.

Tak... tak... - powie każdy nie­co gospodarniejszy Czytelnik - wszystko to bardzo piękne, ale co z zagranicą? Słychać ciągle, że braknie dewiz na najpotrzebniejsze wydatki, a my tu milionami rzuca­my na teatr. Szast-prast i dolary-płyną. Czy nie za obficie?

Zaledwie około l5 proc. zainkasowanych honorariów autorskich przypada cudzoziemcom. Reszta - czyli 11.674.000 zł - Polakom. Owe 15 proc, albo wyraźniej: 1.998.000 zł uregulowano jak następuje:

do krajów socjalistycznych przekazano tantiem za 260 tys. zło­tych dewizowych, oczywiście bez naruszania naszych rezerw dolaro­wych;

autorom amerykańskim (pół­nocno) zapłaciliśmy w ramach tzw. umowy IMG naszymi złotówkami 400 tysięcy, nie wywożąc jednego złamanego dolara za granicę;

782.000 złotych odebrali, bądź odbiorą, autorzy zagraniczni w Polsce również w złotych.

To ostatnie rozwiązanie należy włączyć do zaiksowego sławy wień­ca. Zaiks bowiem, zawierając umo­wy z zagranicznymi twórcami na reprezentowanie ich praw w Polsce, powiada: "Dobrze, będziemy dbali o panów interesy, będziemy propa­gowali wasze sztuki w polskich teatrach, będziemy inkasowali dla was pieniądze, ale część ich przy­najmniej odbierzecie w złotych i zużyjecie u nas, w kraju. Kraj to piękny i niedrogi (dla cudzoziem­ców), my - Zaiks mamy własne doskonałe domy wypoczynkowe. Przyjedziecie, zobaczycie. Na koncie są pieniądze - złote polskie". Wie­lu, nawet, bardzo wybitnych pisarzy i kompozytorów zagranicznych zga­dza się na taką propozycję. Przy­jeżdżają i nierzadko zakochują się w Polsce (czasami w Polkach, co jest rzeczą oczywistą, naturalną i zrozumiałą samo przez się). Ale nie zawsze tak bywa. Znakomity pisarz i dramaturg szwajcarski - Friedrich Durrenmatt - po zoba­czeniu przedstawienia jednej ze swoich sztuk w Teatrze Dramatycz­nym w Warszawie wyraził zgodę na wypłacenie mu tantiem w zło­tówkach. Tak bardzo polubił i tak wysoko ocenił nasz teatr. Wysoko i mądrze. Postanowił mu więc po­móc. Pomóc,ułatwiając,dewizowe rozrachunki bezdewizowym syste­mem.

Mimo wzniosłych przykładów i kuszących propozycji Zaiksu, mi­mo przywilejów fiskalnych (cudzo­ziemcy, którzy zarobione w Polsce pieniądze w Polsce zużywają, są zwolnieni od podatku transferowe­go wynoszącego aż 40 proc.),który­mi kusi Ministerstwo Finansów część autorów, lub co częstsze - część agentów różnych autorów - każe płacić tantiemy w twardej walucie. Pani Sagan (autorka "Witaj smutku" i sztuki "Zamek w Szwecji") nie chciała złotówek, mi­mo że twórczość jej nie należy do światowej czołówki i daleko jej do Durrenmatta. Nie chciał również złotych polskich zachodnioniemiecki agent reprezentujący interesy postępowego pisarza szwajcarskie­go (zaroiło się od tych Szwajcarów w teatrze) Maxa Frischa. Nie ina­czej jak w funtach szterlingach płaciło się znakomitemu G. B. Shawowi (przekazywał on swoje z Pol­ski tantiemy w całości na Stowa­rzyszenie Pisarzy Brytyjskich). Niektórzy autorzy powiedzieli - rozumiemy wasze trudności, musi­cie jednak i wy nas zrozumieć. Zgadzamy się część naszych pienię­dzy zużyć w Polsce,część jednak prosimy w walucie naszej strefy - strefy dolarowej. I tak powstawały umowy, w wyniku których 50 proc,30, a niekiedy 25 przekazywano w obcych walutach za granicę, reszta pozostawała do wypłaty w kraju. W sumie uzbierało się przez 1964 rok 555 tysięcy złotych dewizowych do wypłacenia autorom zagranicz­nym w dolarach. Francuzom, Angli­kom, Włochom, zachodnim Niem­com itd. Kwota ta, po opodatko­waniu i potrąceniu Zaiksowych prowizji skurczyła się do 317 ty­sięcy, co przeliczono po kursie 1 dolar = 24 złote i wypłacono 13.250 dolarów ("żywych dolarów") za granicę.

I znowu rodzi się natrętne pyta­nie: czy to dużo? A więc: po pierwsze - przekaza­ne 317 tysięcy złotych to około 0.3 proc. honorariów autorskich wypłaconych dramaturgom pol­skim; po drugie zaś - 13.250 do­larów to równowartość skromnego domku jednorodzinnego w USA. Tyle porównań ekonomicznych. A względy kulturalne?

Zastanówmy się czy można wy­obrazić sobie współczesny teatr, współczesny repertuar teatralny bez Sartre'a, Shaw'a, Becketta, Ionesco, Camus'a, Giraudoux i wie­lu, wielu innych? Czy wolno wy­obrazić sobie taki teatr nawet jeśli trzeba zań zapłacić co roku 13.250 dolarów?

Polityka kulturalna i ekonomika kulturalna to nie zasada zaciska­nia pasa za wszelką cenę, skąpienia każdego grosza, ani też zasada sza­stania pieniędzmi, bo "kultura mu­si kosztować". Ekonomia i polityka kulturalna to małżeństwo z rozsąd­ku. To kalkulącja czy dla takich a takich celów opłaca się wydać takie a takie pieniądze. Na pewno na dobrych, wybitnych, postępo­wych społecznie autorów drama­tycznych opłaca się wydawać po 13 tysięcy dolarów rocznie. Na pa­nią Sagan nie opłaca się chyba wy­dawać nawet 13 dolarów. Szkoda pieniędzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji