Artykuły

Nie jestem przecież Schwarzeneggerem!

NATURA obdarzyła Ewę Podieś rzadkim rodzajem głosu, a przy tym fenomenalnym instynktem muzycznym i wyobraźnią interpretacyjną. Dzisiaj przeważa pogląd, że jest artystką jedyną w swoim rodzaju, słowem "La Podleś" - jak sie zwykło określać największe śpiewaczki. Z artystką rozmawia Maciej Deuar.

- DYSPONUJE pani niezwykle rzadkim głosem - kontraltem. Jego wyjątkowość odczuwa każdy nawet najbardziej niezorientowany słuchacz - wystarczy, że zacznie pani śpiewać. Ale panuje dość powszechna niewiedza, jeśli idzie o charakterystykę kontraltu.

- No tak, często się myli kontralt z altem czy mezzosopranem. Najniższym głosem kobiecym jest alt. Mój głos - kontralt - ma dolne dźwięki altu, zaś górne wręcz sopranu. Dodatkowo kontralt jest na tyle ruchliwy, że mogę wykonywać koloratury i bardzo ozdobne pasaże. Tego nie może zaśpiewać typowy alt, który jest pięknym w barwie, ale "krótkim" (w sensie skali) głosem. Z kolei mezzosopran ma możliwość śpiewania wysokich dźwięków - jest też głosem o dużym wolumenie. O ile kontralt może śpiewać role altowe czy niektóre mezzosopranowe, o tyle alt nie jest w stanie wykonywać odpowiednio ozdobnej muzyki np. Rossiniego.

- Przez lata pani kartą wizytową był Rossini, wkrótce muzyka barokowa. Teraz jednak sięga Pani po role w dziełach Verdiego, a nawet Wagnera!

- Myślę, że jest to naturalna ewolucja artystyczna. Głos z wiekiem dojrzewa, ciemnieje i potężnieje. Poza tym proszę pamiętać, że nie jestem już w wieku, który pozwala mi na śpiewanie amantek i podlotków - nie mam zamiaru wchodzić na scenę jako Rozyna czy poniewierany Kopciuszek. Zdecydowałam się więc niedawno na zaśpiewanie partii Eboli w "Don Carlosie" w Operze Filadelfijskiej, w następnym sezonie czeka mnie cały "Pierścień Nibelunga" Wagnera w Seattle (partia Erdy), debiut, w partii Azuceny w "Trubadurze" Verdiego...

Mój głos ma bardzo rozległą skalę, śpiewam z pełną swobodą bardzo wysokie dźwięki, ale zdecydowanie wolę zabłysnąć od czasu do czasu jakimś wysokim, dźwiękiem czy pasażem niż przez dłuższy czas "popiskiwać" w górze. Nie jestem wszakże mezzosopranem!

- Jednakże za mezzosopranową rolę Eboli otrzymała Pani fantastyczne recenzje z "New York Times" na czele.

- Bardzo mnie to cieszy, ale nie byłam zbytnio zadowolona z mojego występu. Myślę, że ta rola musi się jeszcze, że tak to ujmę, ułożyć i uleżeć w moim głosie. Po wielkiej arii "O don fatale" czułam bardzo duże zmęczenie. Teraz, gdy już wiem jak rozłożyć siły, moje wykonanie byłoby chyba inne, ale na razie nie planuję powrotu do tej roli.

- Recenzenci, m.in. bardzo krytyczna zawsze Annę Midgette w "New York Times", podkreślali po premierze "Don Carlosa" także wymiar teatralny roli. Zachwycano się nie tylko pani śpiewem, ale też sugestywnością kreacji wokalno-aktorskiej...

- Była to bardzo.tradycyjna inscenizacja uwzględniająca czas historyczny akcji "Don Carlosa". Bez udziwnień, bez tego przeszkadzania śpiewakom, w czym celują niektórzy reżyserzy.

- No właśnie, mówi się często o dominacji reżyserów w dzisiejszym teatrze operowym.

Dominacja reżysera jest wówczas gdy śpiewak nie ma nic do powiedzenia, gdy nie wie co ma ze sobą zrobić na scenie - wówczas reżyser może przebić się z najbardziej absurdalnym i sprzecznym z duchem muzyki pomysłem. Staram się zawsze dyskutować z reżyserem, bo oboje jesteśmy profesjonalistami, którym zależy na sukcesie spektaklu. Gdy próbujemy się nawzajem przekonać do naszych racji w sposób profesjonalny - często dochodzi do konsensusu.

- W czasie "Semiramidy" w berlińskiej Deutsche Oper doszło jednak do tego, że musiano przedłużyć przerwę - uległa pani kontuzji...

- Występowałam tam na przełomie sierpnia i września ubiegłego roku - był to mój pierwszy występ sceniczny po ciężkim wypadku samochodowym. Gdy odbywały się w Berlinie próby - leżałam w szpitalu. Przed występem miałam zaledwie kilka spotkań z asystentką reżysera, która nie mogła absolutnie się zgodzić na to, żeby z walizek, które miałam nosić w jednej ze scen usunąć książki! Ja ją przekonuję, że jestem po wypadku, że przecież śpiewak

w dużej, trudnej arii nie może się zajmować przenoszeniem ciężarów, a ona na to: nie mogę zmienić najmniejszego szczegółu! Niestety, zdarzają się absurdalne pomysły reżyserów. Ten był po prostu głupi. Nie jestem przecież Schwarzeneggerem!

- Teatry i sale koncertowe zasypują Panią propozycjami, fani czekają też na nowe płyty...

- Z jednej strony się cieszę, z drugiej jednak nie jestem w stanie zrealizować wielu bardzo ciekawych artystycznie propozycji. Po prostu nie mam czasu - nie mogę w ciągu najbliższych lat zaplanować ani jednego dodatkowego występu! Ciągle sobie wyrzucam, że powinnam więcej odpoczywać... Od pewnego czasu nagrywam dla amerykańskiej wytwórni "Delos", która data mi carte blanche: mogę nagrywać co chcę i kiedy chcę. Problem jednak w tym, że nie mam kiedy wejść do studia i spokojnie nagrać płytę. Nie da się, moim zdaniem, nagrać- czegoś dobrze w ciągu trzech dni spędzając w studiu po dziesięć godzin! Głos musi być wypoczęty - w przeciwnym razie natychmiast daje o sobie znać w nagraniu wokalne zmęczenie. Chciałabym nagrać w najbliższej przyszłości płyty - zwłaszcza, że nowojorska Carnegie Hall od dawna prosi mnie o recital z utworami, które znajdą się na mojej trzeciej płycie dla "Delos" (m.in. kantata Rossiniego "Giovanna d'Arco", która zabrzmi w Szczecinie - przyp. M.D).

- Od paru lat występuje pani częściej w USA niż w Europie...

- To się wiąże z tym, że system pracy w Stanach bardzo się różni od europejskiego. W Ameryce zaprasza się artystę z wieloletnim wyprzedzeniem - ja na przykład wiem, co i gdzie będę tam śpiewać do 2007 roku! Tymczasem teatry europejskie planują z półrocznym i rocznym wyprzedzeniem. I niestety w wielu wypadkach muszę odmawiać, bo w tym czasie mam już od dawna podpisany kontrakt w Stanach czy Kanadzie. Niedawno Sergio Segalini, dyrektor artystyczny La Fenice, bardzo mnie prosił o występy w operze "Mahometto II" Rossiniego w przyszłym roku. Niestety, od dawna mam zaplanowany w tym terminie recital w Teatro Liceo w Barcelonie. Nawet Segalini prosił dyrektora Liceo o przesunięcie terminu mojego recitalu, ale ten się nie zgodził. Najchętniej występowałabym tylko w Europie, bo panicznie się boję podróży samolotowych. Siedzę wtedy cała mokra i przerażona,, bo dla mnie latanie człowieka jest wbrew naturze.

- A czy ze względów prestiżowych - ma dla Pani znaczenie, gdzie występuje?

- Gdy śpiewak jest odpowiedzialny i oddany swojej pracy, nie przywiązuje wagi do miejsca. Dla mnie nie ma znaczenia czy śpiewam w Nowym Targu, czy Nowym Jorku. Nawet wolałabym występować tylko w Polsce, bo nie cierpię podróżowania.- (Inna sprawa, że publiczność szybko by się znudziła, gdyby miała słuchać ciągle tylko Podieś). Często jednak Nowy Targ przegrywa z Nowym Jorkiem jeśli idzie o honorarium. Zawód śpiewaka jest zawodem, w którym bardzo trudno przewidzieć moment zmierzchu kariery. Gdy nas chcą staramy się zarobić pieniądze, które pozwolą nam żyć° wówczas gdy już nas nikt nie chce...

- W Szczecinie będzie Pani śpiewała także muzykę Rossiniego, który zajmuje niezwykle ważne miejsce w Pani karierze.

- Rossini pisał wiele partii na mój typ głosu - kontralt. Nadal chętnie sięgam po tzw. role spodenkowe, jak Tankred, Malcolm w "La donna del lago" czy Arsace w "Semiramidzie". Reżyserzy często nie rozumieją, że w operach belcanta chodzi przede wszystkim o piękny śpiew - cały wyraz postaci, ekspresja musi się zawierać w śpiewie. Realizatorzy jednak czasem przeszkadzają śpiewakom w śpiewaniu, a publiczności w słuchaniu. Pamiętam jak parę lat temu bratam udział w koncertowych wykonaniach "Semiramidy" w Liege i Brukseli. Po 5-godzinnym koncercie publiczność szalała z entuzjazmu - nikt się nie nudził i jakoś chyba nikomu nie brakowało reżyserii... Nie neguję strony teatralnej w operze, ale śpiew i muzyka są w niej najważniejsze.

Ukończyła studia w warszawskiej Akademii Muzycznej - miała tylko jedną nauczycielkę śpiewu: prof Alinę Bolechowską. Już na studiach zaczęła odnosić sukcesy na najważniejszych konkursach wokalnych, mi. w Moskwie, Tuluzie i Rio de Janeiro. Potem przyszły triumfy sceniczne w La Scali, Metropolitan Opera i Operze Paryskiej. Rozporządza mistrzowską techniką wokalną; cechuje ją rzadka w dzisiejszych czasach uczciwość artystyczna i umiejętność nawiązania ciepłego kontaktu z publicznością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji