Piękny i zbrzydzony (fragm.)
Katowicki "Hamlet" jest drugą realizacją tego szekspirowskiego dramatu podjętą przez Romana Zawistowskiego. Pierwszą był - oczywiście - głośny "Hamlet" krakowski z 1956 r z Herdegenem i Gryglaszewską. Był to "Hamlet" prężny i dynamiczny, zbuntowany przeciw wszelkim nieprawościom Elzynoru. Silny, bezkompromisowy, odważny stał się doskonałym wyrazicielem swego czasu nie sprzyjającego ani skomplikowanym dramatom jaźni, ani nazbyt wnikliwym roztrząsaniom moralnym. Wyrażał się w działaniu i - tylko w działaniu. To mimowolne "upolitycznienie" Hamleta przez reżysera, nadanie mu owej dynamiki, okazało się posunięciem nader trafnym. Znakomicie zestrajało spektakl z oczekiwaniami widowni, z jej niepokojem i skalą zainteresowań. Zawistowski trafił w sedno. Z najciekawszego dramatu literatury światowej stworzył przedstawienie głęboko współczesne, czerpiące swoje soki z nerwowego rytmu epoki, z przewalających się właśnie dookolnych przemian. Nic dziwnego, że podjęcie tego samego tematu przez tego samego reżysera w siedem lat później nie tylko na innej scenie, ale biorąc pod uwagę rytm współczesnego życia - zgoła w innej epoce, wzbudziło zrozumiałe zainteresowanie. Jest to, najogólniej rzecz biorąc, Hamlet psychologicznej refleksji i estetycznego oczarowania reżysera, Hamlet pełen goryczy i moralnego znużenia - zbrzydzony światem i rachunkami, które mu życie przedkłada. Gdy Holoubek tworzy w Warszawie przekornego i drapieżnego partnera śmiertelnej rozgrywki z wyraźną, nieco sportową pasją gry, gdy drwi z wszystkiego i wszystkich nie wyłączając siebie, jakby mimochodem wydobywając najpyszniejsze paradoksy Szekspira - to Stanisław Niwiński pokazuje nam Hamleta znacznie bardziej ściszonego i jakby zwróconego do wewnątrz. Jest to Hamlet skupiony i skryty, Hamlet dyskrecji przeżycia, ratującej aktora przed grzęzawiskiem dusznych niepokojów i pokus.
Niwiński gra go ostrożnie - dbając przede wszystkim o ton aktorskiego wyrazu. Rozumiejąc otchłanne niebezpieczeństwa roli strzeże się niebacznego kroku, unika poślizgu, który pogrążyłby postać w ckliwości i nieprawdzie. Dlatego gra ją bardzo czysto. Jest Hamletem chłodnym i opanowanym, ale pod tym opanowaniem i chłodem czuje się nużący wysiłek poskromienia goryczy, ukrycia zbrzydzenia, zachowania pozorów wyrażających wobec ludzi opanowanie i spokój. Tylko wobec królowej Hamlet - Niwiński staje się sobą, tylko Ofelii pokazuje on swoją rzeczywistą twarz. Gdy Herdegen był przede wszystkim nonkonformistą, spełniającym swoją powinność z pasją ufnego, dojrzałego buntu, gdy Holoubek kryje bunt Hamleta w błyskach śmiertelnej ironii i drwiny - to Niwiński traktuje go jako zatrutą dławiącą konieczność. Nie ma złudzeń co do środków, jakie narzuci partnerom ta rozgrywka. Pochłania go nie tyle technika rozprawy, jak obu poprzednich Hamletów, ani nawet nie jej konsekwencja polityczna, jak sugerują niektórzy krytycy (Wilhelm Szewczyk), ale przede wszystkim jej przyczyna sprawcza. Owa zbrodnia uzurpatora i grzeszny pośpiech matki. Chwilami wydaje się, że postępowanie matki jest dla niego ważniejsze nawet niż śmierć ojca - przez co rola zyskuje dodatkowy, psychoanalityczny wymiar...