Artykuły

Meczeństwo zaplanowane, czyli fanatyzm

Kiedy piszę ten felieton, trwa cisza wyborcza, czyli czas błogosławiony. Czytelnik, który kliknie, żeby ten tekst przeczytać, będzie już wiedział dokąd zmierzamy - pisze ks. Andrzej Luter.

Emocje buzują, debaty, chwyty spin doktorów, propagandowe spoty, obietnice nie do spełnienia. A wcześniej w pierwszej turze było jeszcze gorzej - populizm, bełkot, fanatyzm, szowinizm, śmieszność. Jak zawsze kandydaci nie dali spokoju wartościom chrześcijańskim, ze szczególnym uwzględnieniem nauczania św. Jana Pawła II. Że też w każdych wyborach musi dochodzić do profanacji chrześcijaństwa! No i był jeszcze - jak mówią politolodzy i publicyści - bunt młodych, bunt prekariatu, nie wiadomo zresztą, gdzie nas ten bunt doprowadzi. Może donikąd? A może go w ogóle nie ma, zaś to co przeżywamy to tylko chwilowy eksces? A moje uczucia po tej kampanii? Dominuje zmęczenie i znużenie, przede wszystkim jednak wielki niepokój. No, ale o Polskę tu chodzi, więc głosować idę, jak zawsze zresztą.

Żeby się uspokoić warto sięgnąć po Biblię, i wtedy bez trudu uświadomimy sobie, że nie przeżywamy niczego aż tak nadzwyczajnego, to wszystko już było, powtarza się ciągle, tylko w innej scenografii. Niestety, powtarza się! A poza tym Biblia to Słowo Boga, a więc słowo miłosierdzia i miłości, tak wierzą chrześcijanie. Człowiek potrafi jednak stworzyć z tego Słowa podstawę ideologiczną do najplugawszych nawet czynów. Czy jest to przypadek Benjamina ze sztuki "Męczennicy" Mariusa von Mayenburga? Sprawa nie jest jednoznaczna. Grzegorz Jarzyna w swoim spektaklu zmienił płeć, narodowość i przynależność wyznaniową głównego bohatera. Beniamin jest protestantem, a Lidka u Jarzyny, uczennicą gimnazjum, Polką i katoliczką.

Dwie sprawy szczególnie zainteresowały mnie w tym spektaklu, zresztą bardzo chrześcijańskim: stosunek do ewolucji i fanatyzm religijny.

Nieżyjący już arcybiskup Józef Życiński opowiadał w jednym z wywiadów, nie bez ironii, że już współcześni świętego Augustyna zauważali, że gdyby biblijny opis stworzenia człowieka traktować dosłownie, to albo Adam przed stworzeniem Ewy musiał mieć o jedno żebro za dużo, albo po stworzeniu zostałby kaleką do końca życia. Dosłowne odczytanie opisu stworzenia świata przez Boga prowadziłoby do zakwestionowania teorii ewolucji. Słowa o siedmiu dniach stworzenia ukazują tylko i aż, że na początku był Bóg (Słowo) i od Niego wszystko pochodzi, wyjaśniają też zależności między Bogiem, człowiekiem i światem. W spektaklu Jarzyny spór o ewolucje jest sprowadzony do konfrontacji między księdzem katechetą, zwolennikiem kreacjonizmu a nauczycielką biologii, postdarwinistyczną epigonką, która zdaje się uważa, że człowiek pochodzi od małpy. Tymczasem Kościół uznaje ewolucję, ewolucja to fakt, zresztą teoria ewolucji nie zaprzecza, że Bóg mógł stworzyć świat. Wynika z tego, że nie powinno być między księdzem a biolożką żadnej sprzeczności. A jednak! Z jednej strony mamy zatem fundamentalistyczny kreacjonizm, a z drugiej naturalizm ontologiczny. Czesław Miłosz w "Rozmowach na koniec wieku" kpił z epigonów ewolucji, zauważając , że w takim razie Adam Mickiewicz był bliżej małpy niż on. Odwoływanie się do opozycji między biblijnym a przyrodniczym obrazem powstania człowieka byłoby uzasadnione, gdybyśmy Pismo Święte traktowali jako źródło wiedzy o rozwoju przyrody. A w żadnym razie Biblia takim źródłem nie jest. Człowiek pochodzi od człowieka, i - jak pisze Marcin Ryszkiewicz - "nic też nie odbiera nam naszej wyjątkowości, nie tylko wśród małp, ale i w całym ożywionym świecie. Jesteśmy jednak wyjątkowi nie dlatego, że tak bardzo oddaliliśmy się od innych zwierząt, ale właśnie pomimo tego, że tak niezwykle blisko jesteśmy z nimi spokrewnieni".

Zastanówmy się teraz nad fanatyzmem religijnym Lidki. Najistotniejszą cechą Biblii z punktu widzenia człowieka wierzącego jest natchnienie. Inaczej mówiąc: Bóg jest źródłem natchnienia, a więc Biblia jest prawdziwym Słowem Bożym, człowiek jest bezpośrednim adresatem natchnienia, a więc Biblia jest jednocześnie autentycznie słowem ludzkim, księga Biblii jest owocem natchnienia , a więc jest Księgą Bosko - ludzką. Profesor Anna Świderkówna pisała, że człowiek, który uważa się za niewierzącego, powie, że jest to niesłychanie ciekawy zbiór pism, a może nawet, że jest to fundament naszej cywilizacji, natomiast ludzie wierzący powiedzą to samo, tylko dodadzą, że te wszystkie sensy, które odkrywają kolejne pokolenia, były w Piśmie ukryte już od początku - właśnie po to, byśmy mogli je odnaleźć, kiedy sami do tego dojrzejemy. A dojrzeć, to znaczy wierzyć, czy raczej starać się wierzyć na wzór Zbawiciela, który jest Absolutną Miłością.

Czy można zatem z ksiąg natchnionych wyciągać tak ekstremalne wnioski, jak to robi Lidka, bohaterka warszawskich "Męczenników"? Co to za wiara , która pozwala jej posługiwać się cytatami biblijnymi jak złowieszczymi zaklęciami? Każda fanatyczna manipulacja przekazem biblijnym jest w istocie niszczeniem jego głównej idei: zbawienia i miłosierdzia. Lidka słyszała w Słowie Boga siebie, swoje przekonania i fantazje, być może wynikające z obłędu na tle religijnym, albo z wyrachowania i cynizmu, a może z powodu strachu przed ujawnieniem głęboko skrywanej tożsamości seksualnej, wreszcie może z powodu buntu przeciwko hipokryzji moralnej otaczającej ją rzeczywistości społecznej (rodzinnej i szkolnej). Bunt ten mógł w końcu doprowadzić dziewczynę do skrajnego i bezwzględnego fanatyzmu religijnego. A może postawa Lidki to przede wszystkim prowokacja, która - jak mówi nauczycielka biologii - "bywa niekiedy wołaniem o pomoc". Jedno wiadomo na pewno: Lidka "nie usłyszała" w Piśmie suwerennej, zbawczej woli Boga. Przeciwnie, zamknęła się na to, co On chce nam powiedzieć w swoim orędziu, i niczym wielki manipulator znalazła tylko to, co może potwierdzić jej szaleńcze idee i poglądy.

Mamy zatem wybierać między wizją Boga stworzoną w "obłędzie" przez Lidkę, a więc wizją Boga bezwzględnego, mściwego i okrutnego, który ma ukarać grzeszny świat, a brakiem Boga ( to wizja nauczycielki)? Byłby to wybór między takim Bogiem, który w istocie nie istnieje, bo Bóg jest miłością, nie mścicielem, a nieistnieniem Boga. Konsekwencją takiego wyboru musi być świat bez Boga, bez Absolutu, bez Aksjologii - jak kto woli. W takim pustym miejscu może pojawić się wszystko, również faszyzm, nacjonalizm, terror o różnej proweniencji ideowej. Oto manifest ideowy Lidki: "Inne religie mają swoich bojowników o wiarę, zamachowców, samobójców, męczenników, którzy za swoich bogów bez wahania oddają życie. A chrześcijanin? Kogo stać na taki czyn?". Oto antychrześcijańska koncepcja męczeństwa. Chrześcijanin bowiem afirmuje życie, chce żyć, bo tylko wtedy śmierć nabiera sensu. Nie planuje męczeństwa. Męczeństwo jest czymś "nieplanowanym", niezwykłym znakiem, dostępnym niewielu ludziom, zresztą od nikogo nie można wymagać heroizmu. Czy szaleństwo Lidki nie zagląda już do polskich okien, które centymetr po centymetrze uchylają się i wpuszczają powiew takich złowieszczych idei? Oto do czego prowadzi fanatyczna wiara i fanatyczna niewiara. Wtedy rzeczywiście zwycięża bestia w człowieku. I dlatego napisałem na początku o ciszy wyborczej i o kampanii prezydenckiej. Staram się bowiem wąchać czas, i czuję jakiś zaduch. Nie boję się buntu młodych, bo on może być ożywczy, a nawet zbawienny. Boję się fanatyków wszelkiej proweniencji, a szczególnie religijnych. Ich "bunt" nie będzie zbawienny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji