Artykuły

W sylwestra nigdy nie pracuję

- Wyprodukowanie przedstawienia teatralnego jest obecnie piekielnie trudną sprawą. Sponsorzy niechętnie wykładają pieniądze na sztuki teatralne, bo to w żaden sposób nie przekłada się na słupki sprzedaży towarów - mówi ARKADIUSZ JAKUBIK, aktor, reżyser, właściciel Agencji OFF w Warszawie.

Sławomir Ulrych: Jesteś aktorem, reżyserem i producentem. Która z tych ról daje Ci najwięcej satysfakcji?

Arkadiusz Jakubik: Oprócz tego, że jestem aktorem, sprawdzam swoje siły jako reżyser i autor scenariuszy. Spektakle, które reżyserowałem: "Biblia, w nieco skróconej wersji", "Krótkie jest życie, krótkie...", "Cyrk Monty Pytona" czy musical o Jimim Morrisonie "Jeździec burzy" cieszyły się sporym zainteresowaniem. Pisanie też sprawia mi dużo przyjemności. Moje libretto musicalu "Minnesota blues" z piosenkami Krzysztofa Jaryczewskiego wystawiono na scenie Teatru Ludowego w Krakowie. Kilka razy musiałem zostać "producentem", żeby zrealizować swoje marzenia teatralne. W ten sposób wyprodukowałem "Oscara i Ruth" Ingmara Villquista oraz "Cyrk Monty Pytona".

To prawda, że przez ostatnie dwa lub trzy lata większość spraw sam musiałeś zorganizować od początku do końca?

Nikt nie chciał mi pomóc w realizacji tych przedsięwzięć, więc sam zakasałem rękawy. Wziąłem się do roboty i zdobyłem pieniądze na te dwa spektakle. A ponieważ okupione to było ogromnym wysiłkiem, chcę odpocząć na jakiś czas od zajmowania się "produkcją" różnych przedsięwzięć. Doszedłem do wniosku, że nie mam natury kapitalistycznego producenta, który potrafi przeprowadzać bezwzględne rozmowy o finansach. Nie nadaję się do tego.

12 listopada odbyła się premiera "Goło i wesoło". Czy praca nad tym spektaklem była równie trudna?

Wyprodukowanie przedstawienia teatralnego jest obecnie piekielnie trudną sprawą. Sponsorzy niechętnie wykładają pieniądze na sztuki teatralne, bo to w żaden sposób nie przekłada się na słupki sprzedaży towarów. Preferują raczej programy telewizyjne, bo skuteczność jest większa.

W tym spektaklu występujesz już tylko w roli reżysera.

Po "Cyrku Monty Pythona" przekonałem się, że pracując nad przedstawieniem, nie wolno łączyć funkcji reżysera i aktora.

Kiedy zacząłeś interesować się wystawieniem tego spektaklu?

Początkiem tej historii był tekst, który mnie zachwycił. Z pomysłem wystawienia "Goło i wesoło" chodziłem ponad dwa lata szukając teatru w Warszawie, który zechciałby wystawić to przedstawienie. Dziwię się, że nikt jeszcze nie wystawił tego w Polsce, bo światowa premiera "Goło i wesoło" (oryginalny tytuł "Ladies Night") miała miejsce w 1987 roku w Auckland w Nowej Zelandii. Ta sztuka jest grana w 35 krajach i przez 18 lat nikt w Polsce się nią nie zainteresował. Szukałem sponsorów i kogoś, kto zgodzi się wyprodukować ten spektakl. W końcu Jerzy Gudejko zgodził się zostać producentem. Gdyby nie on, ten projekt zawaliłby się jak domek z kart.

Premierę spektaklu poprzedziło wiele niekonwencjonalnych imprez.

Razem z Jurkiem Gudejko postanowiliśmy rozpocząć ogólnonarodową dyskusję, co dla przeciętnego Polaka mogą oznaczać dzisiaj słowa "goło i wesoło". Jak wygląda nasza pruderyjna obyczajowość? Jak wygląda poczucie humoru w zestawieniu z nagością? Jak w ogóle wygląda kondycja humoru w Polsce? Z takich rozmów powstały pomysły wyjścia z tym tytułem poza teatr. Oprócz przygotowania spektaklu teatralnego założyliśmy partię polityczną. Jeżeli kilka lat temu mogła powstać Polska Partia Przyjaciół Piwa, która zdobyła w wyborach taką liczbę głosów, że weszła do Sejmu i założyła swój klub parlamentarny, to dlaczego za dwa lata w wyborach samorządowych, a za cztery lata w wyborach parlamentarnych nie będzie mogła wziąć udziału partia "Goło i wesoło"?

To ma być żart?

Dlaczego? Mamy w naszych szeregach zawodowych polityków. Przewodniczącym partii jest Jerzy Hutek. Napisał nam manifest, w którym wypowiadamy się w takich kwestiach jak gospodarka, bezrobocie, polityka zagraniczna.

Naprawę widzisz się w roli polityka? Zamierzasz wystartować w wyborach?

Dlaczego nie, na przekór politykom, których nie darzę szacunkiem. Myślę, że nasza partia mogłaby im dać prztyczka w nos i skłonić do refleksji, że można inaczej funkcjonować w świecie polityki.

Kiedy powstała partia "Goło i wesoło"?

Działalność rozpoczęliśmy od happeningu na placu Zamkowym w Warszawie. Pierwszy z nich odbył się w czasie ciszy wyborczej przed wyborami parlamentarnymi. Liczyliśmy na interwencję władz, bo przedstawialiśmy manifest naszej partii. Zebrała się dwustuosobowa grupa widzów. Ale ani policja, ani straż miejska nie zareagowały. Wniosek płynie stąd jeden, że w sobotę 24 września między godziną 12 a 14 cisza wyborcza na placu Zamkowym w Warszawie nie była przestrzegana.

Jakie były inne akcje?

W pobliżu Pałacu Kultury i Nauki sprawdzaliśmy, jak warszawiacy reagują na rozbierające się w centrum miasta kobiety.

Mężczyźni nie brali udziału w tej akcji?

Ciężko ich było namówić.

Ty też nie chciałeś się rozebrać?

Jeszcze nie. Ja wymyślam te akcje. Rozbieram raczej swoją głowę niż ciało, ale kto wie, może wkrótce przyjdzie czas na to drugie.

Jakie były reakcje przechodniów?

Spodziewaliśmy się, że babcie będą biły dziewczyny parasolkami i będą krzyczały: "goliźnie nie". Wydawało nam się, że granica aprobaty przebiega zgodnie z granicą wieku. Przyjęcie było raczej pozytywne, chociaż i wśród młodych, i tych starszych zdarzały się głosy dezaprobaty i zniesmaczenia.

Jak oceniasz poczucie humru Polaków?

Przygotowując się do "Cyrku Monty Pytona" poszedłem do wypożyczalni video, bo chciałem przypomnieć sobie ich filmy. Zamierzałem wypożyczyć je na kilka dni, więc pani w wypożyczalni zaproponowała mi, abym je kupił. Zadzwoniłem do właściciela tej wypożyczalni, który zaproponował mi sprzedaż tych kaset... po pięć złotych za sztukę! Wtedy dotarło do mnie, że kultowa grupa Monty Pythona ma wierną, ale bardzo ograniczoną grupę fanów. Przestraszyłem się, że nikt nie będzie chciał oglądać polskiej wersji Monty Pythona. Dzisiaj po prawie

trzystu zagranych spektaklach i po reakcjach publiczności wiem, że Polacy rozumieją i lubią nienależące do łatwych, pythonowskie, absurdalne poczucie humoru.

Codziennie tryskasz dobrym humorem?

Raczej jestem poważny. Zwykle kogoś, kto próbuje grać role komediowe, postrzega się tak samo w normalnych codziennych sytuacjach, ale myślę, że jest dokładnie odwrotnie. Nie wiem, z czego to wynika, ale osoby, które śmieszą mnie na ekranie, prywatnie są bardzo serio. Ja też jestem poważny, ale... nie pozbawiony poczucia humoru. Po prostu nie opowiadam anegdot, żartów, nie jestem duszą towarzystwa na imprezach. Swoje komediowe marzenia spełniam w teatrze, telewizji i w kinie, nie muszę więc na co dzień zasypywać innych dowcipami i tego nie robię.

Jak zwykle spędzasz sylwestra?

A to różnie, nawet bardzo różnie. W każdym roku inaczej. Jak przypomnę sobie noce sylwestrowe z ostatnich pięciu lat, to raz byliśmy w Zakopanem, raz bawiliśmy się z przyjaciółmi w naszym nowym domu, do którego wprowadziliśmy się dwa tygodnie wcześniej, raz w Warszawie na jakimś ekskluzywnym balu, a raz leżeliśmy z żoną w łóżkach, bo nam się nigdzie wyjść nie chciało. Na razie trzymam się jednej zasady. W sylwestra nie pracuję!

Co planujesz na sylwestera w tym roku?

Ostatnio byłem bardzo zapracowany: próby i premiera "Goło i wesoło", zdjęcia do serialu "Ulica Codzienna". Dlatego chcę odpocząć z dala od Warszawy tylko z rodziną. Sylwestra spędzimy w górach, w naszej ulubionej miejscowości Brenna, która oczarowała nas swoim spokojem i gościnnością. Ponieważ bardzo przywiązujemy się do swoich miejsc, w lecie od sześciu lat jeździmy co roku do tej samej miejscowości - nad polskie morze do Poddąbia koło Ustki, do Brennej też pewnie będziemy jeździć przez najbliższe 10 lat! I dobrze, bo to piękne miejsce. Polecam. A jakie góry, a jak można na nartach sobie pozjeżdżać: Hej!!!

Najpiękniejszy sylwester?

Był taki, pamiętam jak dziś. Osiem lat temu. W szpitalu na Inflanckiej w Warszawie. 30 grudnia urodził się nam pierwszy syn Kuba i sylwestra spędzaliśmy w pokoju szpitalnym. Smak wody mineralnej w szpitalnych kubkach, którą wznosiliśmy z Agnieszką noworoczny toast, będę pamiętał do końca życia. Żaden szampan nie smakował mi tak jak ta woda... Żaden sylwester nie był tak piękny jak ta noc z 1997 na 1998.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji