Artykuły

Przeżywam po raz drugi...

Wielki był sztab ludzi, którzy pracowali dla Rzeszy bez­pośrednio przy produkcji "cudownej broni'', która definitywnie miała rozstrzygnąć losy wojny. Co praw­da poniesione przez Niemcy z tego tytułu koszty zna­cznie przewyższały wszelkie granice opłacalności, ale górą wzięły marzenia Goeringa, by na gwiazdkę 1943 roku "prze­słać" premierowi Wielkiej Brytanii w "podarunku" pocisk z dedykacją: "Na gwiazdkę 1943 - Herman swemu ukocha­nemu Churchillowi". Zanim pierwsze pociski V-l i V-2 pad­ły na Londyn, bombowce RAP w dywanowym nalocie zbom­bardowały Peenemunde, gdzie prowadzone były doświadcze­nia nad bronią rakietową.

O tym jak doszło do przekazania tajemnicy o nowej broni odwetowej Niemców i kto rzeczywiście ocalił Londyn od za­głady - mówią czwartkowe spektakle teatru telewizji opar­te na książce Michała Wojewódzkiego pt. "Akcja V".

W każdy czwartek, a pozostały nam jeszcze cztery, jako telewidzowie towarzyszymy głównemu bohaterowi Stanisławowi Jończykowi w walce o wydarcie tajemnicy niemiec­kiej broni odwetowej. Nie wszyscy jednak jednakowo prze­żywają dramatyczne chwile rozgrywające się na "małym ekra­nie".

Postanowiliśmy sprawdzić jak odbierają serial telewizyjny ludzie o których w "Akcji V" - jest mowa.

Stanisław Jończyk - to w rzeczywistości Stefan Ignaszak (pseudonim Nordyk) należący do organizatorów bojowej ko­mórki wywiadowczej "Bałtyk", która swym zasięgiem ob­jęła teren całego Pomorza. Jego bezpośrednim zastępcą ucze­stniczącym w tej akcji był Bernard KACZMAREK - major rezerwy, pracujący obecnie jako kierownik sklepu "Kryszta­ły" w Bydgoszczy. Był on jednym z tych którzy przygoto­wali akcję rozpoznawczą w kolejnej bazie niemieckiej broni rakietowej, kiedy po nalocie na Pennemunde, ośrodek ba­dawczy przeniesiono na teren Polski.

Kilka minut po spektaklu o rozmowę na temat sztuki po­prosiliśmy B. Kaczmarka.

- Pierwszą częścią serialu nie byłem zachwycony jedynie dlatego, że skończyła się w tak nieoczekiwanym momencie. Program TV najczęściej oglądam z całą rodziną, dzieci wy­pytują mnie o niektóre szczegóły dotyczące akcji. Muszę się przyznać, że jakoś podświadomie denerwuję się, obserwu­jąc zdarzenia na ekranie. Po wielu latach mówi się o nas, że byliśmy odważni, nazywa się nas bohaterami, ale odwaga nie zawsze dopisywała, pracowaliśmy przecież na zapleczu wroga. Każda podróż, każde przekazywanie meldunków na­pawało niepokojem. Nic więc dziwnego, że tamte przejścia, przywołane po tylu latach powodują pewne emocjonalne przeżycie. W tej sztuce Jan Englert odtwarza losy kilku osób. Są w tym także i moje przeżycia.

- Czy w telewizyjnej sztuce odnalazł pan siebie?

- Jak dotąd nie. Ale na całość złożyły się także wydarzenia, w których osobiście uczestniczyłem. Swoją postać od­nalazłem natomiast w słuchowisku niedawno emitowanym w programie III Polskiego Radia opartym także na tej książce, gdy nadano mi nazwisko Jesionek. W sumie spektakl tele­wizyjny bardzo mi się podoba, tak że z niecierpliwością, choć fakty znam dobrze, oczekuję następnych odcinków serialu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji