Artykuły

Wszystko się łączy w jednej przestrzeni

"Performance zawsze mnie bardzo pociągał i fascynował. Zaciekawia mnie relacja między nim a teatrem. "Coś" pomiędzy. Właśnie to "coś" na granicy zawsze mnie bardziej interesuje. Niekoniecznie przekraczanie granic, a ich przesunięcie" - o Marcie Malikowskiej pisze Ilona Słojewska w serwisie Teatr dla Was.

"Gdy weszłam do piwnicy Teatru Szekspirowskiego, gdzie miał dziać się nasz "performance", zobaczyłam małe okno w ścianie i od razu chciałam w nie wejść i stopić się ze ścianą. Poczuć chłód tej białej przestrzeni na swojej skórze".

W tym roku organizatorzy Gdańskich Spotkań Tłumaczy Literatury 2015 "Odnalezione w Tłumaczeniu" rozszerzyli formułę i włączyli cykl performanców "Wszystko się ze sobą łączy". Był to projekt ciekawy, spotkali się w nim bowiem pisarz i reżyser teatralny, poeta i choreografka, pisarka i wielofunkcyjna grupa artystyczna. Uczestniczyli w nim - Julia Fiedorczuk i Marta Ziółek, Olga Tokarczuk i IP Group, Ignacy Karpowicz i Katarzyna Szyngiera. Jak napisali organizatorzy: "Performatywny przekład jest świadectwem symbiozy, która te paralelne światy do siebie przybliża, ale nie redukuje. Wszystko się ze sobą łączy".

Przesuwanie granic

Trzeba przyznać, że jest to idealny obszar artystyczny dla Marty Malikowskiej. Na pytanie o jej zainteresowanie performancem odpowiada: "Performance zawsze mnie bardzo pociągał i fascynował. Zaciekawia mnie relacja między nim a teatrem. "Coś" pomiędzy. Właśnie to "coś" na granicy zawsze mnie bardziej interesuje. Niekoniecznie przekraczanie granic, a ich przesunięcie".

A jak doszło do tego, że Marta Malikowska wystąpiła podczas Gdańskich Spotkań Tłumaczy Literatury? Organizatorzy zgłosili się do IP-Group, która natychmiast zaprosiła do projektu Martę. I był to doskonały wybór. Ale i materiał literacki był równie ciekawy. Książka Olgi Tokarczuk "Anna In" to fascynujące wyzwanie. A jak wyglądała praca? Marta Malikowska wyjaśnia: "Najpierw oczywiście czytanie książki, po raz drugi, po raz trzeci. Dyskutowaliśmy bardzo dużo wokół literatury Olgi, języka Olgi, wokół mitu Anny In. Te rozmowy były czasem bardzo długie i męczące, a czasem nic z nich nie wynikało. Ale tworzyła się jakaś nasza wspólna przestrzeń. Między słowami także. Wyobrażałam sobie Annę In, co czuje, jak chodzi, jak się porusza, jak śpi, co ją boli, gdzie boli i jak boli. Dużo myślałam o jej ciele i obserwowałam swoje myśli, wracając ciągle do książki. Najbardziej interesowały mnie oczywiście fragmenty wzbudzające we mnie te emocje, które i mnie dotykały, a związane były głównie z jej stanami emocjonalnymi. Podczas pracy nad projektem najwięcej rozmawiałam z Anką Herbut o Inanie, o kobiecości w ogóle, o seksualności, o wolności, o emocjonalności, o przekraczaniu granic. Właśnie z tych wszystkich rozmów powstał nasz film i performance. Gdy weszłam do piwnicy Teatru Szekspirowskiego, gdzie miał dziać się nasz "performance", zobaczyłam małe okno w ścianie i od razu chciałam w nie wejść i stopić się ze ścianą. Poczuć chłód tej białej przestrzeni na swojej skórze".

Efekty pełnowymiarowej współpracy

Nie był to jednak pierwszy kontakt z IP-Group. "Zaczęło się od prywatnej relacji, najpierw z Anką Herbut. Dokładnie nie pamiętam okoliczności, bardzo możliwe, że przez Fejsbuka. Zaprosiłam Ankę i Łukasza na spektakl-performance do Muzeum Narodowego we Wrocławiu" - wspomina Marta Malikowska. "Był to Projekt Ganymed Goes Europe w reżyserii Jaculine Kormunlie w roku 2013. Od tego zdarzenia zaczęliśmy się spotykać i coraz więcej rozmawiałyśmy o teatrze, filmie. Stopniowo tematy te nabierały coraz bardziej praktycznego wymiaru - kręcenie materiałów eksperymentalnych w przestrzeniach innych instalacji, w pracowniach, sprawdzanie, co z tego wyjdzie. I w końcu przyszedł moment, że chcieliśmy realnie sprawdzić, jaki będzie efekt z takiej już pełnowymiarowej współpracy".

Wyśpiewać, wykrzyczeć, wyszeptać

Nie jest to jedyny obszar artystycznych działań Marty Malikowskiej. Barwa jej głosu sprawia, że eksperymentuje nim w wielu wymiarach. "W pracy staram się czerpać ze wszystkich narzędzi, które posiadam" - mówi. "Tym narzędziem jest oczywiście też głos. Bawię się nim, jeśli jest na to przestrzeń. A kiedy reżyser czy muzyk pozwala, to lubię coś wyśpiewać, wykrzyczeć, wyszeptać Czerpię z całego wachlarza swoich możliwości wokalnych". A są one bardzo szerokie i różnorodne. Chociaż przymiotnik "różnorodne" nie odzwierciedla w pełni jej możliwości brzmieniowych. W spektaklu "Kotlina", opartym na książce "Prowadź swój pług przez kości umarłych" Olgi Tokarczuk, Malikowska śpiewa dwie piosenki i prowadzi głos na bardzo niskich rejestrach, eksponuje jego wyjątkową szorstkość, by wygrać nim klimat przedstawienia. Mało tego - umieszcza go w scenicznej przestrzeni, wypełnia ją całą i pozostawia wibracje. Barwa jej głosu opisuje las, jest porowata jak kora na drzewach, jak ból zwierząt. Jest to rzadki dar takiego operowania głosem, żeby widz w teatrze mógł odbierać go wszystkimi zmysłami. Bo Marta Malikowska głosem dotyka. W spektaklu "Faust" Michała Borczucha w Teatrze Polskim w Bydgoszczy dokonuje w roli Bietki rzeczy niezwykłej. Jej głos nabiera chwilami cech haptycznych - szczególnie podczas anatomicznego opisu nagiego ciała Małgorzaty. Modulowany w niesamowitej ilości brzmieniowych odcieni wchodzi w interakcję z ciałem Małgorzaty. Staje się materialny, niemal widoczny, a jego zestrojenie z dźwiękami melodii jest idealne. W innych scenach spektaklu Marta Malikowska tworzy z partnerującymi jej Rafałem Bladowskim i Mirosławem Wróblem jakże brzmieniowo odmienny głos, tym razem uwodzący publiczność. Po zaśpiewaniu fala głosowa aktorki wycisza się i rozpływa w powietrzu, gdzieś nad głowami widzów.

Skanduje, robi beatbox

Z kolei w spektaklu "Murzyni" Paula Geneta Marta Malikowska nie tylko zaskakuje tańcem, stylizowanym na legendarny "Banana dance" Jospehine Baker z Folies Bergre w Paryżu, lecz przede wszystkim śpiewa. Warto przypomnieć, że muzykę do tego spektaklu napisał Dominik Strycharski i jest ona obecna na scenie, a nie stanowi tła. Jednorodna stylistycznie, wprost kipi energią, dynamiką; nie odzwierciedla, lecz wprowadza w sceniczną przestrzeń emocje. I w jej fabularność wpisują się znakomicie głosy wszystkich aktorek. Marta Malikowska w spektaklu śpiewa tylko jedną pieśń, którą porusza emocjonalnie. Wreszcie skanduje, a jej beatbox wspina się na wyżyny artyzmu, zaskakuje utrzymaniem rytmu i linią melodyczną.

Teatr tajemniczy jak życie i śmierć

A czym jest dla aktorki teatr? "Teatr jest dla mnie niesamowitą podróżą przez wszystkie stany emocjonalne. To niezwykłe spotkania z sobą, z całym światem. To potężna wymiana energetyczna. Trudna, czasami bardzo bolesna, podniecająca i cudowna. Teatr to nieskończony proces, tajemniczy jak życie i śmierć" - wyjaśnia. "Ciągle coś odkrywam, poznaję nowe wymiary, "różne języki", jakimi posługują się ludzie. Rozumiem przez nie świadomość. Ktoś jest mniej świadomy, ktoś bardziej, a trzeba się wzajemnie zrozumieć i stworzyć coś razem. "Badam" ruch i ciało". "W sumie chodzi o świadomość, o pogłębianie uzmysłowienia ciała. A tego wszystkiego doświadcza się poprzez jogę, która w piękny sposób łączy ciało i umysł. Jogę zaczęłam ćwiczyć w ciąży, kontynuowałam ją w Szczecinie i tak razem podróżujemy po całej Polsce już od dziewięciu lat. Jak wiadomo jest wiele rodzajów jogi, a od każdego nauczyciela wiele można się nauczyć. Obecnie moją ulubioną jest Yin Joga, tzw. grawitacyjna, którą ćwiczyłam we wrocławskiej "Mandali"na zajęciach prowadzonych przez Atenę. Bardzo brakuje mi jej w Bydgoszczy i tęsknię za nią".

Biały śpiew wyrazem miłości do muzyki ludowej

Marta Malikowska wspiera także wokalnie formację "Lubię to" Macieja Kurowickiego (Hurt) i Piotra Stanclika. Video-clipy, w których bierze udział, przypominają teatralne mini-etiudy. Piosenka "Nie łamane przez tak" to wokalno-aktorska miniatura z ciekawym plastycznie tłem. "Uczę się też "białego śpiewu". Trzy lata temu pojechałam na Szkołę Letnią Muzyki Tradycyjnej, organizowaną przez Fundację Muzyki Kresów. Tam zaczęła się moja fascynacja "białym śpiewem". Od dwóch lat, w lipcu, biorę w niej udział. I jeśli tylko czas mi pozwoli, to będę nadal jeździć. Poznałam niezwykłych ludzi z całego świata, wspaniałych nauczycieli śpiewu, wykładowców sztuki i muzyki ludowej. Ludzi, którzy kochają muzykę ludową i taniec, którzy stoją na straży muzyki tradycyjnej i z miłości do niej nie pozwolą jej umrzeć. Te pieśni trafiają prosto w serce, są piękne i poruszające. Polecam tę szkołę wszystkim, którzy chcieliby poznać tradycyjną muzykę z różnych zakątków naszego globu".

Nadzieja nie zawiodła ani teatru, ani filmu

Nie bez powodu kilka lat temu Jacek Sieradzki w swoim Subiektywnym Spisie Aktorów w kategorii "Nadzieja" zwrócił uwagę na postać Marty Malikowskiej. I nie bez przyczyny zaraz po ukończeniu PWST w Krakowie, w roku 2005, została ona aktorką Teatru Współczesnego w Szczecinie. Dwa lata później otrzymała I nagrodę na Ogólnopolskim Konkursie na Inscenizację Utworów Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie za rolę Panny Młodej w "Weselu" w reż. Anny Augustynowicz. W roku 2008 rozpoczęła pracę w Teatrze Współczesnym w Wrocławiu, a od stycznia 2015 jest aktorką Teatru Polskiego w Bydgoszczy. W tym roku mija 10 lat od jej dyplomowego debiutu na teatralnej scenie i trzeba powiedzieć, że był to czas, w którym Marta Malikowska wypracowała znaczącą pozycję w teatralnym świecie. Zresztą nie tylko w nim. Ta wszechstronnie utalentowana aktorka nie tylko wystąpiła w ponad trzydziestu spektaklach, lecz także zagrała kilka udanych i wyróżnionych ról filmowych. Trudno zliczyć otrzymane nagrody filmowe i teatralne, a także liczne nominacje.

"Bardzo ważna jest dla mnie nagroda, jaką otrzymałam podczas festiwalu filmowego w Gdyni za rolę Anki w filmie "Przebacz" w reżyserii Marka Stacharskiego" - kontynuuje Marta Malikowska. "To był mój debiut. W tym roku wejdą na ekrany trzy filmy z moim udziałem. To nieduże role, ale dały mi wiele satysfakcji. Jestem na początku drogi kinowej, a przede mną bardzo ciekawy, kolejny projekt filmowy". Wszystko wskazuje na to, że i ten będzie udany, gdyż postać Anki - choć epizodyczna - pozostaje na długo w pamięci widza. Marta udowadnia, że potrafi ciekawie uruchomić nie tylko środki aktorskie, lecz także otworzyć swoje wnętrze, by dać filmowej postaci to "coś", co ją uwiarygodnia.

"Bardzo lubię intensywny czas"

A jakie są plany na najbliższą przyszłość? Marta Malikowska z entuzjazmem wyjaśnia, że zespół aktorski Teatru Polskiego w Bydgoszczy rozpoczął już pracę nad spektaklem ruchowym "Błękitnie" według pomysłu Agaty Maszkiewicz i Vincenta Tirmache. Choreografię opracowała Agata Maszkiewicz i Magdalena Chowaniec. "Przez siedem tygodni będziemy pracować głównie z ciałem, oddechem, głosem. Jest pomysł, idea, a scenariusz tworzymy wszyscy. Jest to proces, droga, podróż, burza mózgów, partnerska wymiana, która oznacza dla mnie wymianę doświadczeń, bez wygłaszania sądów. Bo od każdego możemy się bardzo dużo nauczyć. Jest ona dla mnie najbardziej wartościowa i chciałabym w przyszłości podążać tylko w takim kierunku. Premiera spektaklu "Błękitni" odbędzie się 19 czerwca. To trzecia moja premiera w tym sezonie w Teatrze Polskim, w którym pracuję na etacie od stycznia 2015. Przede mną jeszcze jedna premiera w reżyserii Weroniki Szczawińskiej, tym razem we wrześniu. Czeka mnie zatem bardzo intensywny czas i taki bardzo lubię".

Gdyby ktoś zapytał, po której stronie świata jest Marta Malikowska, to jest tam, gdzie pełnymi garściami rwie się czereśnie z drzewa, tam, gdzie jest szansa na prowadzenie artystycznych eksperymentów. Z głosem, z ciałem, z transformacją słów na mowę ciała. Jest tam, gdzie można od pierwszej próby aż po premierę odbyć podróż z postacią, którą kreuje, by odkryć coś nowego w sobie i dać to widzom. A kierunek świata, w którym czuje się najlepiej, to wschód. Bo on daje początek wszystkiemu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji