Artykuły

Zszywanie Europy - Teatr Studio w Berlinie

"Anioły i świnie w Berlinie" to najnowsza (styczeń 2015) premiera polsko-niemieckiej sceny przy ulicy Salzufer 13/14, mieszczącej się w Charlottenburgu, zamożnej dzielnicy dawnego Berlina Zachodniego - pisze Elżbieta Baniewicz w Twórczości.

Przedstawienie zrealizowane według prozy i wierszy Brygidy Helbig wyznacza nowy etap rozwoju sceny. Miejsce klasyków nowoczesności zajmuje pokolenie artystów i pisarzy, którzy dorastali w cieniu żelaznej kurtyny, a dziś mieszkają w zjednoczonej Europie, co przekłada się na inną jakość życia, nade wszystko myślenia. Urodzona w Szczecinie Brigida Helbig, profesor literaturoznawstwa (ukończyła polonistykę w Szczecinie, napisała książkę o Marii Janion), poetka i prozaiczka, studiowała w Bochum slawistykę i germanistykę. Od 1983 roku mieszka w Niemczech, od 1995 w Berlinie, gdzie prowadzi wykłady o polskiej literaturze na Uniwersytecie Humboldta. Po niemiecku opublikowała ostatnio pracę o tekstach i biografii Marii Komornickiej, ale debiutancką "Pałówę" (fragmenty ukazały się na łamach "Twórczości" i "FA-artu") wydała w Gdańsku, nominowane do Nagrody Nike dwa tomy, "Enerdowce i inne ludzie" (2012) oraz "Niebko" (2014) w szczecińskim wydawnictwie Forma i w warszawskim W.A.B. Jak wielu ludzi jej pokolenia żyje w dwóch kulturach, językach i przestrzeniach mentalnych. Na premierze wśród berlińskich Polaków i Niemców, którzy ten teatr darzą zainteresowaniem tudzież wsparciem, pojawili się jej przyjaciele z uniwersytetu w Szczecinie, gdzie wiele lat pracowała, oraz z Viadriny, polsko-niemieckiego uniwersytetu - ze Słubic, tam w Collegium Polonicum profesor Herbig prowadzi wykłady o literaturze. Obydwa miejsca oddalone są od Berlina o godzinę drogi samochodem, co po zniesieniu paszportów i wizzlikwidowało pojęcie granicy, ale nie barier mentalnych. Te nadal istn ieją, więc ich pokonanie jest i wyzwaniem, i zadaniem, i codziennym wysiłkiem tolerancji i empatii. Tematem badań, prozy artystycznej i tematem dla teatru.

O tym właśnie mówi przedstawienie, w którym udział biorą studenci Szkoły Aktorskiej Transform, połączonej z teatrem unią personalną i organizacyjną. Są to młodzi ludzie z Polski i Niemiec, ale też Francuzka, Turczynka, Grek, słowem, wielokulturowy ansambl, którego członkowie doskonale rozumieją opisywane przez autorkę przygody egzystencjalne. Mieszkając w Berlinie, sami doświadczają emigracyjnej traumy, uprzedzeń, niezrozumienia, ale też wolności, bo zmiana miejsca do życia to szansa rozwoju nie tylko zawodowego, to nade wszystko możliwość kształtowania własnej osobowości w konfrontacji z innością.

Proza Brygidy Helbig, o wartkim rytmie, pozbawiona obyczajowych opisów i psychologizmu, pozostaje gęsta od sensów i przeżyć. Nasycona poetyckimi metaforami, paradoksem i ironią prowadzi odbiorcę przez pamięć wielu zdarzeń biografii, zaskakujących, dziwiących się innej mentalności, prawu, biurokratycznym przepisom, niezrozumiałemu traktowaniu ze względu na płeć, obce pochodzenie czy stosunek do dóbr materialnych i duchowych.

Przedstawienie rozpisane na sześciu aktorów ma formę satyryczno-groteskowego kabaretu, gdzie żart, także muzyczny, wzmacnia teksty prozatorskie i wiersze autorki ironią i autoironią, nierzadko prowadzi do absurdu, zakotwiczonego jednak w wielobarwnej rzeczywistości. Jest skromne - na pustej scenie ledwie kilka prostych zastawek z obrazami Berlina - alepeł ne prawdy przeżycia aktorów zmieniających osobowości, tonacje, sposób bycia licznych bohaterów. Główna postać, Brygida Helbig, grana przez trójkę aktorów, pojawia się najpierw jako spiritus movens całej historii, jako kobiecy Prospero, archetypowy Kreator - Reżyser - Pomysłodawca. Wewnętrzna i zewnętrzna akcja na scenie wynika z jej aktu twórczego, powstaje z jej projekcji, wspomnień, refleksji. Następnie Autorka wykreowuje na scenie Alter Ego, literackiego sobowtóra jako postać literacką: Gizelę Stopę. Obie postaci (Autorka i jej produkt) stapiają się w przestawieniu w jeden wzajemnie się inspirujący i uzupełniający organizm i niczym syjamskie bliźnięta wędrują w przedziwnej symbiozie poprzez meandry spektaklu, jego absurdalne i metaforyczne sytuacje. Kontrapunktem tego duetu jest niespodziewane, konsekwentnie spychane przez Autorkę w podświadomość jej Schizofreniczne Ja - ciemna, ukryta, bolesna, mefistofeliczna część jej osobowości, prowokująca ciągły konflikt w niej samej oraz konflikt z otaczającą ją rzeczywistością.

Prawdę mówiąc, jechałam do Berlina z duszą na ramieniu, ponieważ spektakle ofFowych teatrów nauczyły mnie rezerwy. Przeżyłam miłe zaskoczenie, zetknąwszy się z dobrze skonstruowanym spektaklem, wyreżyserowanym przez Janinę Szarek, opartym na inteligentnej, nowoczesnej literaturze. Było to odświeżające przeżycie po wielu glutowato-prymitywnych, a wielce zaangażowanych przedstawieniach w kraju, jakie widuję na scenach par excellence zawodowych. Tematyka spektaklu ujęta w formie ironiczno-prześmiewczej nie traci na aktualności, żyjemy we wspólnej Europie, więc warto pomyśleć nad procesami jej zszywania, eliminowania nacjonalizmów, uprzedzeń bez konieczności wyzbywania się własnej tożsamości i odrębnego sposobu widzenia kultury, tradycji, historii czy wrażliwości artystycznej.

Teatr Studio wydał mi się ważnym miejscem nie tylko dla ponad stutysięcznej Polonii żyjącej w Berlinie, choć niewielka jej część przywiązuje wagę do teatru czy sztuki, ale też dla Niemców zainteresowanych sąsiadami ze wschodu. Wciąż nie jest to zainteresowanie i zrozumienie, o jakim chciałoby się pomarzyć. Paradoksalnie zjednoczenie Niemiec osłabiło tę ciekawość, więc tym ważniejsze stają się instytucje, które ją podsycają, umacniają kontakty i dialog, najbardziej bowiem poprawne politycznie zapisy urzędników wszelkich szczebli sprawy nie załatwią. Ci mogą pomóc finansowo czy organizacyjnie, co też czynią; polsko-niemiecka scena zyskała uznanie i wsparcie wielu niemieckich i polskich instytucji oraz osób prywatnych. Niemniej tematy i kształt dialogu, zwłaszcza na wysokim poziomie sztuki, narzucają artyści. I w tym wypadku możemy być dumni; działalność tej sceny jest najlepszą promocją polskiej literatury i myśli teatralnej w stolicy sąsiedniego kraju.

Za tym sukcesem stoi wieloletnia praca i uczestnicząca obecność Janiny Szarek, absolwentki krakowskiej szkoły teatralnej, aktorki teatru STU, Krystiana Lupy wjeleniej Górze, Jerzego Grzegorzewskiego we Wrocławiu, od 1981 roku mieszkającej w Berlinie. Po kilkunastu latach nauczania aktorstwa i współpracy z Transformtheater Henryka Baranowskiego, Teatrem Karykatur Andrzeja Worona, po wielu rolach w niemieckich filmach, po wykładach na Freien Universitat Berlin, w szkołach teatralnych i własnym studio aktorskim udało się jej wraz z poetą, prozaikiem, profesorem sztuki i kulturoznawstwa Olafem Muensbergiem założyć z końcem lat dziewięćdziesiątych Szkołę Aktorską Transform.

Teatr Studio am Salzufer został powołany 28 lutego 2004 roku, by tę szkołę teatralną wspomagać. Inauguracyjna premiera "Białego małżeństwa" Tadeusza Różewicza spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem berlińskich krytyków i publiczności. Grano ten spektakl kilkadziesiąt razy (gościnnie na zaproszenie warszawskiej Akademii Teatralnej w 2005 roku). Autor i tłumacz, wielce zasłużony dla obecności polskiej literatury w obszarze języka niemieckiego Henryk Bereska (bibliografia jego przekładów liczy kilkadziesiąt stron), zrzekli się tantiem tytułem wsparcia owej inicjatywy. Spektakl obydwu panom bardzo się podobał. Różewicz nazwał to miejsce "teatrem biologicznej odnowy" a Bereska uznał przedstawienie za "interesujące i porywające dużo bardziej niż robione za wielkie pieniądze spektakle teatrów państwowych" Jako "etatowy" tłumacz Różewicza widział niejedną premierę w NRD, gdyż polski dramaturg miał wielkie grono wielbicieli w teatrach, wiedział więc, co mówi. Dość powiedzieć, że "Białe małżeństwo" w Deutches Theater w reżyserii Rolfa Winkelgrunda z 1982 roku było obecne na afiszu przez lat jedenaście.

Tu mała dygresja. Warto przypomnieć, że Różewicz miał po obu stronach berlińskiego muru wiernych czytelników poezji, by wymienić zafascynowanego nią Hansa Magnusa Elzensbergera i cały krąg jego przyjaciół. Natomiast jego dramaty często wystawiane we wschodnich teatrach, choć "Kartotekę" wystawiono w Zachodnim Berlinie już w 1962 roku, po zjednoczeniu przeniosły się na sceny studyjne. W szkole filmowej w Babelsbergu wystawiono w 1989 roku "Kartotekę", trzy lata później Wortermeer Theater na Prenslauer Berg dał premierę "Świadków albo małej stabilizacji". "Akt przerywany" został pokazany w Theater Forum Kreuzberg w 1997 roku, a trzy lata później w Wyższej Szkole Aktorskiej Ernsta Buscha, Szkoła Konrada Wolfa zaś wystawiła w 2003 roku "Pułapkę".

Przed upadkiem muru berlińskiego cenzura we wschodnich landach nie dopuszczała na sceny autorów światowej awangardy: Becketta, Ionesco, Anouilha, nawet Duerrenmatta, by chronić i upowszechniać swego największego artystę - Bertolta Brechta. Z czego rodzina (spadkobiercy) chętnie korzystała, blokując najmniejsze odstępstwa od ustalonej linii estetyczno-ideologicznej. A jeśli już w latach osiemdziesiątych troszkę śrubę zakazów luzowano, to bluźnierstwo musiało się odbyć w języku księgi. Pamiętam "sensacyjną prapremierę" Becketta z 1985 albo 1986 roku w berlińskim Pałacu Zjazdów Partii, złotym budynku położonym nad Szprewą. Eckechard Schall (zięć Brechta) wyreżyserował "Ostatnią taśmę Krappa" i w niej wystąpił, a po przerwie ten czołowy aktor Berliner Ensemble śpiewał znane songi teścia...

Realistyczno-poetycki teatr Tadeusza Różewicza pełen fascynujących rozwiązań formalnych, osobny i oryginalny był przyjmowany w dawnej NRD jako czysta i dozwolona awangarda. To w jego dramatach szukano teatru absurdu, moralnego niepokoju, pytań egzystencjalnych wyrażonych nowoczesnym i niepodległym językiem sztuki teatru. W obu państwach niemieckich był jednym z najbardziej docenianych polskich współczesnych pisarzy. Nic więc dziwnego, że Teatr Studio, centrum polsko-niemieckiego dialogu i wymiany artystycznych doświadczeń, nazywa się Tadeusz Różewicz Buehne Berlin. Lepszego patrona trudno sobie było wymarzyć, zwłaszcza że jego Stara kobieta wysiaduje z 2006 roku, przygotowana reżysersko przez Janinę Szarek i z nią w roli głównej, stała się kolejnym sukcesem zespołu. Grali ją kilka lat w Berlinie, Hamburgu, Szczecinie, Lipsku i Gdyni.

Nie jest to scena jednego autora. W dużych postindustrialnych przestrzeniach przy Salzufer odbyło się około trzydziestu premier; oprócz Różewicza Janina Szarek wystawiła "Wariata i zakonnicę" na sto dwudzieste urodziny Witkacego, "Ławeczkę" Gelmana, Sabina Beck przygotowała "Transatlantyk" Gombrowicza, Janusz Cichocki "Kształt rzeczy" Neila LaButea, by wymienić najważniejsze. Teatr Studio wspiera Szkołę Aktorską, ta zatrudnia około dwudziestu wykładowców i kształci rocznie kilkudziesięciu studentów z różnych krajów. Branżowe pismo "Theater der Zeit" (2005 nr 4) poświęciło temu zjawisku sporo uwagi. Bernard Hartmann pisał: "Ma Teatr Studio dużo do zaproponowania artystycznie poprzez znalezienie, wyznaczenie swego stylu inscenizacji oraz niezwykłe połączenie przeciwieństw: intelektualnej głębi i zagęszczonej emocjonalnie, bardzo intensywnej atmosfery która nadaje szczególny klimat i charakter temu, co się dzieje na tej scenie. W tym wszystkim została stworzona wizja ludzkiego życia, które broni się przed zewnętrznymi przymusami i naciskami egzystencjalnymi. Jest to być może rodzaj utopii, ale bez utopii prawdziwa sztuka nie może istnieć" Dziś widać, że ci, którzy postawili na "być" i "tworzyć" zamiast "mieć", mają się coraz lepiej. Przynajmniej intelektualnie i artystycznie; ściągają do nich utalentowani pisarze i ciekawi widzowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji