Artykuły

Co my tak naprawdę wiemy o Romach?

"Romville" Justyny Pobiedzińskiej w reż. Elżbiety Depty w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Marta Leszczyńska w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

"Romville" to nie tylko spektakl. To kulturowy eksperyment, którego ważna część dokonuje się podczas samego widowiska. Świadomość, że wszystko, co widzimy na scenie, to autentyczne doświadczenia realnych ludzi, uderza widza najbardziej i zmusza go, by zrewidował swoje dotychczasowe przekonania

"Śmierdzisz", "brudas", "złodziej", "małpa" - obraźliwe szepty dobiegały z zaciemnionej sceny, gdy publiczność premierowego spektaklu Teatru Polskiego "Romville" zasiadała na widowni. Zamieniły się w głośne skandowanie "Wypierdalać!", kiedy scena rozbłysła światłem i zamieniła się w stadion klubu piłkarskiego Miedź. Tam podczas jednego z meczów kolportowano szaliki i smycze z napisem "Łowcy Cyganów". Następnego dnia w jednym z gimnazjów pojawili się uczniowie ubrani w "sprezentowane" szaliki i zaczęli prześladować swoich romskich kolegów.

Tak właśnie jest

Dla autorek spektaklu - reporterki Justyny Pobiedzińskiej i reżyserki Elżbiety Depty - wydarzenia te stały się punktem wyjścia do zadania ważnych pytań: "Skąd ta nienawiść?", "Jak nam - Romom i Polakom - żyje się razem?". Odpowiedzi szukały nie tylko na stadionie w Legnicy, ale wszędzie tam, gdzie Romowie dyskryminacji doświadczają na co dzień - w komendzie policji, szkole, na ulicy, w sklepach, na osiedlach, gdzie mieszkają, a nawet w polsko-romskich rodzinach. Siła ich spektaklu polega na tym, iż widz od samego początku ma świadomość, że każda scena, którą ogląda, to autentyczne wydarzenia opowiedziane przed kamerą przez ich uczestników.

"Romville" to więc coś więcej niż spektakl. To tygodnie w podróży po całym kraju, dziesiątki spotkań, godziny nagrań wywiadów i dokumentów składających się na realny obraz prześladowania Romów w Polsce. To rzetelna reporterska robota, której fragmenty widz oglądać może na ekranie stanowiącym tło sceny. Wśród nagrań jest wywiad z bydgoszczaninem Marco Sawickim, który pomagał przy pracy nad spektaklem. Przed kamerami usiadł z żoną i dziećmi: "To, co widzicie teraz w teatrze, to wszystko prawda - tak właśnie jest" - mówią na filmie. Zabieg ten skutecznie uderza w widza, który nie może już pozostać obojętny wobec tego, co zobaczył na scenie. To udana prowokacja, która zmusza, by zrewidować swoje przekonania, stawić czoło często nieuświadomionym uprzedzeniom i odkryć, co rzeczywiście wiemy o kulturze Romów.

Aktorskie wyzwanie

Wielkie brawa dla aktorów, którzy przeszli ten sam proces podczas przygotowań do spektaklu i odważyli się o nim opowiedzieć przed kamerą. W ten sposób stali się bohaterami kulturowego eksperymentu, w którym nie ma miejsca na tabu, w którym szczerze mówią o swoich poglądach, w którym dają się podglądać podczas pierwszych spotkań z Romami i w czasie pracy z nimi. Na nagraniach Pobiedzińskiej wyświetlanych w trakcie spektaklu aktorzy nie boją się powiedzieć, jakie stereotypy o Romach wynieśli z domu, czy kiedykolwiek byli ciekawi tej kultury, co dziś im się w niej podoba, a z czym się nie zgadzają. To rodzaj obnażenia, poddania się pod osąd publiczności - na który na pewno nie zdecydowałby się każdy artysta.

Publiczna konfrontacja z własnymi przekonaniami to niejedyne wyzwanie, jakie przed aktorami postawiły Depta i Pobiedzińska. Wcielają się w rolę bohaterów ich reportaży. Autorki spektaklu wymagały, by zrezygnowali z pokusy kreowania swoich postaci, ale starali się być jak najbliżsi ludziom z nagranych wywiadów, utożsamili się z nimi. Najbardziej autentycznie wypadły Martyna Peszko i Beata Bandurska. Kiedy na ekranie ogląda się ich komentarze na temat przygotowań do roli, a później widzi się je na scenie - bez trudu dostrzec można pełne zrozumienie dla swoich bohaterek. Wrażenie robi scena, kiedy Peszko pojawia się na ekranie i jeszcze jako aktorka mówi o Romach: "To cudowny, pełny energii naród, który sam podcina sobie skrzydła rezygnując z edukacji swoich dzieci i wydając za mąż nastoletnie dziewczynki". Chwilę później widzimy ją na scenie i wierzymy, kiedy pokazuje się w roli Polki, młodej żony Roma, która z jednej strony jest zafascynowana kulturą męża, z drugiej bezskutecznie stara się w niej odnaleźć. Traci poczucie przynależności, nie nazywa się już Polką, ale nie czuje się też Romką - bo nie chce ukrywać swojego wykształcenia i nie godzi się na rolę kobiety w romskiej rodzinie.

Poczucie bezradności

Poruszająca jest Bandurska, kiedy na filmie z autentycznym wzruszeniem opowiada o swojej bohaterce - Teresie - asystentce romskiej ze szkoły w Legnicy. To kobieta, która podejmuję walkę z aktami nienawiści, ale ma też wielkie poczucie jej daremności. To ona staje w obronie szykanowanych romskich dzieci, zdziera na ulicy szaliki z szyi nastoletnich kibiców i siekierą grozi Polakom, którzy każą płacić haracz za bezpieczeństwo na osiedlu. Bandurska doskonale pokazuje jej dumę, odwagę, wściekłość, ale pozwala też widzom poznać Teresę, która krzyczy i płacze z poczucia bezradności - osamotnienia w misji, w której nie wspiera jej ani szkoła, ani policja, ani władze klubu piłkarskiego.

Dzięki tym wszystkim zabiegom "Romville" jest teatrem pozbawionym fikcji, teatrem blisko ludzi, który interweniuje w sprawach ważnych. Jest też teatrem, który nie tylko chce pokazywać rzeczywistość, ale nie pozostawia nikogo wobec niej obojętnym. Nie za samo wskazywanie problemu, ale właśnie za prowokowanie do zmiany myślenia, próbę odkręcenia spirali kulturowej nienawiści Depcie i Pobiedzińskiej należy się największe uznanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji