Artykuły

Casanova w Warszawie

"Casanova w Warszawie" Wolfganga Amadeusza Mozarta w choreogr. Krzysztofa Pastora w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.

W repertuarze Polskiego Baletu Narodowego pojawił się długo oczekiwany spektakl spełniający niemal wszystkie kryteria nazwy tego zespołu. Pobyt Casanovy w Warszawie był wprawdzie tylko krótkim epizodem, ale librecista Paweł Chynowski po dogłębnych studiach uczynił z tego widowisko, które powinno przejść przez polskie sceny baletowe w różnych inscenizacjach i choreografiach. Nie ma żadnych przeszkód, aby trafiło również do teatrów zagranicznych.

Na tej bazie Krzysztof Pastor stworzył spektakl, od którego nie można wprost oczu oderwać. Dotyczy to zarówno walorów choreografii, jak i piękna scenografii, światła i sensownej narracji.

Koncepcję muzyczną powierzono młodemu dyrygentowi Jakubowi Chrenowiczowi. Jest niezwykle trafna, w sposób istotny podkreślająca walory spektaklu. Polega to na kunsztownym zestawieniu prawie nieznanych utworów Wolfganga Amadeusza Mozarta. Z jego olbrzymiej ilości muzyki Chrenowicz wybrał fragmenty z "Mitridate", "Idomenea", "Il re pastore", "Lucio Silly", "Les petit riens", "Zaidy", "Muzyki masońskiej", tańców niemieckich, fragmentów "Symfonii nr 52" i jeszcze kilku drobnych utworów genialnego wiedeńczyka.

Z niezwykłą zręcznością połączył to w jedną muzyczną całość. Szkoda, że nie mógł widzieć Ewy Wycichowskiej tańczącej przed laty scenę śmierci Matki w balecie o Mozarcie w choreografii Greya Veredona w Teatrze Wielkim w Łodzi. Wtedy zapewne zrezygnowałby z andante "Koncertu fortepianowego C-dur" w finale baletu o Casanovie. Tamta interpretacja tej przejmującej muzyki dokonana przez Wycichowską pozostawiła tak wielkie, niezatarte wrażenie, że tańczenie jej w innym kontekście wprawiło mnie w zakłopotanie.

Jako dyrygent Jakub Chrenowicz popisał się dużą wrażliwością, elegancją i elastycznym podejściem do współpracy z tancerzami.

Na godzinę przed spektaklem w głównym foyer Opery Narodowej odbyła się konferencja wprowadzająca zainteresowanych widzów w problematykę spektaklu. Jest to godny pochwały obyczaj Polskiego Baletu Narodowego. Rolę prelegenta pełni każdorazowo Maciej Krawiec - asystent dyrektora PBN, robiąc to doprawdy coraz lepiej i swobodniej. Tym razem interesująco rozmawiał z utalentowanym także w konwersacji Jakubem Chrenowiczem. Słowem - tak trzymać, w symbiozie młodzieńczych talentów i pasji. Osobny szacunek za świetną redakcję programu dokonaną przez Macieja Krawca w konsultacji z Pawłem Chynowskim.

A obsada występujących postaci? Wszystkie kochanki Casanovy, Ponińskiego i Króla Stasia podobały się również mnie (Yuka Ebihara, Aleksandra Lia-szenko, Aneta Zbrzeźniak i Maria Żuk). W scenie klasztornej wśród tańczących na pointach zakonnic (co ocierało się o niezamierzoną groteskę) dostrzegłem z satysfakcją kreacje Marty Fiedler (Przeorysza) i Darii Majewskiej (Nowicjuszka).

Role męskie dobrze prezentowały się w wykonaniu Maksima Woitiula (Branicki), Pawła Koncewoja (Campioni), Patryka Walczaka (Tomatis), Robina Kenta (Le Pieq), Carlosa Martina Pereza (Cambi), Adama Kozala (Stanisław August), jak również pozostałych postaci drugoplanowych.

Przy wszystkich zaletach tańca, urody i umiejętności scenicznych mniej podobał mi się Vladimir Yaroshenko jako Casanovą. Na tle spektaklu wyrazistego, skrzącego się od efektownych rozwiązań choreograficznych i scenograficznych (Gianni Quarante) bohater tytułowy zaprezentował się blado i zbyt pasywnie. Słyszałem, jak mówił w radiu, że Casanovą nie jest mu bliski, bo - w przeciwieństwie do tego rozpustnika - on ma dzieci i żonę, której nigdy nie zdradza. Tym, niestety, wiało od niego również ze sceny. W tej roli chętnie obsadziłbym młodego Krzysztofa Pastora, gdyby można było cofnąć czas, nie kombinując niczego w biografiach.

Natomiast bardzo podobała mi się w sześciu Mozartowskich ariach łódzka gwiazda Joanna Woś, śpiewająca pięknie, stylowo i czarująco. To jeszcze jeden dobry pomysł tej inscenizacji. Szkoda tylko, że Wosiówny nie rozebrano tak, jak pozostałe tancerki. Byłoby przecież co oglądać!

Choreograf pobił rekord świata w ilości pas des deux w ramach jednego baletu. Naliczyłem ich około dziesięciu. No, ale Casanovą przerabiał ich jeszcze więcej, tyle że w łóżku.

Summa summarum: doprawdy piękny spektakl! Gratulacje i prośba o następne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji