Artykuły

Z pamiętnika pensjonarki (III)

Jest taki moment w życiu pensjonarki, w którym uświadamia sobie, że cokolwiek by sobie w Douglasie nie nakupiła, ktokolwiek nie maczałby jej skalpela w tkankach, to i tak nigdy nie będzie Danutą Stenką. Oświadczam w związku z tym uroczyście: nigdy więcej nie pójdę do TR-u, żeby potem miotać się bo bezbrzeżnych połaciach złych myśli o przegranej przeszłości i przyszłości też przecież prawdopodobnie niezadobrej - pisze Anna Wakulik.

Wobec smutku wywołanego tą sytuacją przyszedł czas na bolesną konfrontację z Realnym i na opowieść o tym, jak zakochałam się w dziadzie.

Nie, nie w tym, o którym myślicie! Ha! Wcale nie w tym przedsiębiorczym harcerzu z brzuszkiem!

Nie w tym, co bardzo niedawno zabrał pewną bladą urzędniczkę w perwersyjną podróż "Szlakiem Zdrad Twego Chłopa, Popatrz, Tu Ją Dotknąłem Po Raz Pierwszy"!

Wcale nie!

Chorobliwa skłonność zwaną gerontofilią trwa u mnie, Heleny Mniszkówny, nie od dziś, dziś jednak dopiero oddaję jej głos, dziś przyczepiam jej mikroporcik do piersi, nie zważając w swym pensjonarskim wyzwoleniu na lamenty tych wszystkich normalnych, moralnych i psychicznie zdrowych ludzi, którzy udają się z latoroślami na narty lub spacery lasami i polami, podczas których to miłych wypadów, pełnych obficie udokumentowanego rodzinnego szczęścia wrzuconego na Facebooka, by nikt nie domyślił się pulsującego pod nim nieszczęścia, wysyłają cichaczem trzysta esemesów o bolesnej treści "tęsknię" do kochanki.

A zatem-

Tennessee.

Tennessee, światło mego życia, płomieniu mych lędźwi. Mój grzechu, moja duszo. Te. Ne. Se. Ty jeden rozumiesz, jak to czasem człowiekiem telepie; jak to puszy się i miota, i próbuje nie powiedzieć tych tysiąckrotnie słyszanych słów "ja zawsze, ty nigdy", a i tak mówi; jak to myślał, że TO JEST WSZYSTKO NIEPRAWDA TEN CAŁY AMERYKAŃSKI BEHAWIORYZM!, a potem okazuje się, że jednak owszem, schemat schematem pogania i chciałoby się zachowywać oryginalnie i mówić wyrafinowanie, a jednak ma się wszystkie cechy Bricka, Blanche, Chance, Margaret i paru innych, i jeszcze na dodatek całe życie, odcinek po odcinku, układa się w tę wstrętną, fallocentryczną, skłamaną fabułę z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem.

O, durna ty, pogrążasz się- powiecie, zachowujesz się, jakbyś nie zasypiała tuląc się do książki "Teatr postdramatyczny", jakbyś nie próbowała założyć kominiarki, gdy wchodzisz na stronę teatru "Ateneum" czy wręcz "Kamienica", by czyjeś przypadkowe spojrzenie nie uchwyciło tego momentu, jakbyś wcale nie uważała, że przypadkowa sekwencja słów, wygenerowana jakby w automacie do maszyny losującej LOTTO i podpisana losowo wybranym imieniem w tekście, a następnie wyrecytowana przez losowo wybranego aktora do mikrofonu- jakby nawet to nie wzbudzało twojego zachwytu! Idyjotko, betonie, a powiedz, a masz w szafie naftalinę, a między nogami pajęczynę?

A jednak to, co bierze, to właśnie to, że Williams po staremu, realistycznemu i tak mało dziś przez teoretyków oklaskiwanemu zapisuje brzydkie ludzkie reakcje na siebie, rysuje te kobiety, które jakby zaraz miały wykipieć, tych facetów, co męczą się ze sobą szalenie, te wszystkie wybory, które już po ich dokonaniu zawsze okazują się złe.

Kocha się Williamsa za to, że z okazji swojego wieku nie wpadł w tę przerażającą niemożność wymyślenia bohatera, który nie mówi cytatami z Foucaulta albo z gazety. Nie zdążył też być teatrologiem z teatrologii, zatem oniryczny bełkocik (Malino Prześlugo, zapożyczam pojęcie, a poza tym cześć, dawnośmy się nie widziały), w którym wszystko może znaczyć wszystko i na podstawie którego można trzasnąć bardzo ciekawy esej o paradygmatycznej tożsamości w fantazmacie radykalnej narracji rozszczepionego dyskursu do przeczytania przez piątkę znajomych teatrologów, nie był przez niego tworzony.

Bywa, że drażni słowotokiem i przykastrowałoby mu się troszkę tę lawinę zdań (Tennessee, kto tak dzisiaj mówi, jesteśmy o wiele bardziej ekonomiczni). Bywa, że kiedy czyta się go w długim ciągu, ma się dość, wyszłoby się na chwilę i odpoczęło- ale od kogo, dziada czy nie dziada, nie chciałoby się w takich okolicznościach odpocząć?

Jest Williams ciągle, nieprzerwanie pociągający, mimo tych swoich ponad stu lat, a może właśnie dzięki nim. Na szczęście nie doszły do niego słuchy, że intelekt jest ważniejszy niż emocje, nie ma czegoś takiego jak bohater, a aktor na scenie to nie postać. Jest tak pociągający, bo siedzi cicho w garniturze, a nie wrzeszczy; jeździ sobie tramwajem zwanym Pożądaniem i podsłuchuje ludzi, i nie zwraca uwagi na to, że wszyscy jeżdżą rowerami i słuchają swoich mózgów. Jest w tym pisaniu coś absolutnie pozbawionego onanizowania się sobą, jest zapatrzenie się w ludzi w rodzaju dziwnego krytycznego zakochania- patrzę i widzę, mówi Williams, jacy są straszni i poplątani, jak głupio robią, a jednak ich życia są takie intensywne, że trzeba ich przyszpilić, wyssać z nich te słowa i zachowania, i skomponować je na nowo na kartce, podlewając obficie własnymi lękami i szaleństwami. I niech nikt mi nie mówi, że czytając tę wielką literaturę, nie zazdrości T. umiejętności wejścia w tyle różnych głów, zapisania tych momentów, które dzieją się między ludźmi, a których nie da się opisać językiem naukowym. I tak nie uwierzę.

Na koniec puenta i odezwa waszej kotki na gorącym warszawskim blaszanym dachu: kochajcie dziadów, warto!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji