Artykuły

Warszawskie Wdechy 2005

Kto był w dechę w mijającym roku? W jakich miejscach bywaliśmy najchętniej? 0 czym było głośno w mieście? Już po raz drugi przyznajemy Wdechy, nasze nagrody roku. Dlaczego Wdechy?Bo osoba, miejsce i wydarzenie, które chcemy wyróżnić muszą być naprawd w dechę - pisze Dorota Wyżyńska w stołecznym dodatku Gazety Wyborczej Co Jest Grane.

Spośród trzydziestu kandydatur wybraliśmy 15 nominacji w trzech kategoriach: Człowiek, Miejsce i Wydarzenie.

Dziś prezentujemy kandydatów na Człowieka Roku 2005.

Maria Peszek

Już kilkakrotnie przekonała widzów o swojej muzycznej sile, choćby w spektaklu "Muzyka ze słowami" (z ojcem Janem Peszkiem śpiewali teksty młodych ludzi z porażeniem mózgowym) albo podczas koncertów z zespołem Elektrolot.

Już wielekrotnie udowodniła, że jest niesamowitą aktorką, która porażająco potrafi zagrać i Kubusia Puchatka (w spektaklu "Kubuś P."), i psa (w "Sytuacjach rodzinnych"), i Rimmę, która prądem uśmierca chore zwierzęta (w telewizyjnej "Martwej królewnie").

Zawsze wiadomo było, że jest osobą, która precyzyjnie wybiera swoje role, unika komercji, szuka wciąż nowych wyzwań. A mimo to jej projekt "miasto mania" zaskoczył wszystkich. Maria Peszek postanowiła opowiedzieć, a właściwie zaśpiewać o mieście (Warszawie naszych czasów) widzianym oczami Mani - współczesnej Alicji w krainie czarów. Płyta, z założenia niszowa, natychmiast stała się bestsełłerem. A spektakl, który od października można zobaczyć w Fabryce Trzciny na Pradze, przyciąga tłumy jej fanów.

Do pisania tekstów namówił ją Wojciech Waglewski. Ale postanowiła zasięgnąć pomocy u przyjaciela - poety Piotra Lachmanna. 0 Warszawie mówi: "Wydaje się zaprzeczeniem miejsca, w którym przyjemnie jest żyć. Tu wszystko się jakoś nie zgadza, takie puzzle przypadków. Ale może to właśnie mi odpowiada. Wiem jedno - w tym mieście się dobrze pracuje". Sama też jest trochę taką niesamowitą Manią, która ma swój osobny świat. "Wigilijne ucałowania przesyła ci Mania" - takie SMS-y wysyłała na święta. Nie mieszka co prawda na dachu jak jej bohaterka, ale za to blisko lotniska. Ze swojego okna widzi samoloty. Rano budzi ją warkot silników. "Ale to jeden z moich ulubionych dźwięków - daje mi to poczucie, że zawsze można gdzieś odlecieć..." - śmieje się aktorka i odsyła do jednej ze swoich piosenek: "Taki krótki SMS. Czekam przyleć i mnie weź".

Nominacja do Wdechy za znakomitą płytę o stolicy, "miejską" poezję, slangowe powiedzonka (choćby "pieprzę cię miasto" jako dowód jedynej w swoim rodzaju miłości zmieszanej z nienawiścią). I wreszcie za niezwykły, zmysłowy głos.

Krystyna Janda

Najpierw rozeszła się wieść pocztą pantoflową: Krystyna Janda chce otworzyć prywatny teatr, szuka miejsca, ogląda piwnice przy ul. Olesińskiej na Mokotowie, Wytwórnię Wódek "Koneser" na Pradze. W lutym zeszłego roku na łamach "Gazety" napisaliśmy: "Krystyna Janda urządza teatr w dawnym kinie Polonia przy Marszałkowskiej, włożyła w tę inwestycję rodzinne pieniądze!". Na naszym forum intemetowym wierni widzowie gratulowali jej: odwagi, entuzjazmu, konsekwencji w drodze do celu. Zaskoczyła wszystkich. "Czy pani oszalała?" - pytali dziennikarze. Ale tak naprawdę dopiero wtedy zaczęło się prawdziwe szaleństwo. Lokal po dawnym kinie wymagał generalnego remontu. Kilka długich miesięcy aktorka spędziła... na budowie. "Czy nie może pani na chwilę się od tego oderwać i wyjechać na wakacje?" - pytałam naiwnie aktorkę. - "Nie mogę, jestem tu potrzebna. Czuję się, jakbym budowała własny dom" - tłumaczyła. Wywiadu udzielała mi w samochodzie, bo cały czas była w biegu. "Pojedziemy szybko na Ursynów, muszę załatwić jeden podpis" - przepraszała.

Naprawdę trudno wyobrazić sobie, jak w takim wirze spraw budowlanych udało się aktorce prowadzić próby. "To mnie uspokaja - mówiła. - Zamykam się codziennie na dwie godziny i gram". Bo - jak dobrze wiedzą wszyscy jej znajomi - Krystyna Janda nie może nie grać, nie potrafi, w myśl zasady "wieczór bez spektaklu to wieczór stracony". I dlatego w październiku, mimo że budowa dużej sceny Teatru Polonia wymagała jeszcze wielu prac i środków, otworzyła małą scenę.

Program repertuarowy, który zaproponowała na początek - adaptacje powieści pisanych przez autorki z Europy - wygląda naprawdę interesująco. Pierwsze spektakle "Stefcia Ćwiek w szponach życia" (reżyseria Krystyna Janda) i "Ucho, gardło, nóż" (Krystyna Janda reżyseruje i gra) widzowie i recenzenci przyjęli z entuzjazmem. Za chwilę kolejne premiery. A na afiszu również "Shirley Valentine" - jej ukochany monodram, za którym tak bardzo tęskniła - kiedyś przebój Teatru Powszechnego, teraz przebój Teatru Polonia.

Nominacja do Wdechy za "szaleństwo", które przynosi radość widzom, czyli stworzenie nowej warszawskiej sceny.

Grzegorz Jarzyna

Czy umiecie wyobrazić sobie warszawski teatr bez Grzegorza Jarzyny? Czy umiecie wyobrazić sobie dzisiejszą Warszawę bez teatru Grzegorza Jarzyny? A przecież wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. To byt przypadek, że w w styczniu 1997 r. ówczesny student PWST w Krakowie został zaproszony do Warszawy i właśnie tu przygotował swój głośny debiut - "Bzika tropikalnego" według Witkacego. Niedługo potem, w listopadzie 1998 r., został dyrektorem artystycznym tej sceny.

Wyobraźmy sobie, że "Bzika" reżyseruje w Starym Teatrze w Krakowie. Potem zamiast Terenu Warszawa przygotowuje projekt Teren Kraków. "Makbeta" wystawia nie w Hali Waryńskiego, a na Wawelu, zaś "Zaryzykuj wszystko"

- w Nowej Hucie zamiast na Dworcu Centralnym. Na szczęście trafił do Warszawy, która - co podkreśla w wywiadach - fascynuje go i napędza.

Jaki był dla niego ostatni rok? Dynamiczny. To jedno z jego ulubionych określeń. Tego oczekuje od teatru - aby był "dynamiczny", w ciągłym ruchu. Nie możemy się zatrzymywać - powtarza. Stąd nowe formy w TR Warszawa - akcje artystyczne, dyskusje społeczno-polityczne, pokazy filmowe, koncerty. Po poprzednim sezonie, który dedykował Warszawie (Teren Warszawa - przegląd spektakli w różnych zakątkach naszego miasta) - teraz rozpoczął cykl "TR/PL"

- zaprosił do współpracy nowych polskich autorów, którzy na zamówienie teatru piszą drapieżne teksty o współczesnej Polsce, o nas tu i teraz.

Jarzyna to wrażliwy marzyciel i jednocześnie piekielnie inteligentny strateg. Ta dziwna mieszanka dobrze sprawdza się na stanowisku dyrektorskim. Kiedy kilka miesięcy temu na łamach "Gazety" opowiadał o swoim marzeniu - nowej scenie dla teatru - oczekiwał, że władze miasta stworzą w Warszawie centrum artystyczne z prawdziwego zdarzenia. Wydawało się to czystą utopią. A jednak brnął dałej. Po kolejnych rozmowach z miastem usłyszał, że od kwietnia TR Warszawa będzie miał swoją drugą scenę w Fabryce Trzciny.

Nominacja do Wdechy za wprowadzanie wciąż nowych projektów w najlepszym teatrze w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji