Artykuły

Białostocki Neapol

Neapolitański, pełen uroku zaułek. Gdzieś zza węgła po­bliskiej kamieniczki rozbrzmie­wa włoska namiętna pieśń. Po­łudniowe słońce promieniami swymi obejmuje mury wąskich uliczek, tworząc wspaniały ko­loryt miasta. "Zobaczyć Neapol i umrzeć" - głosiło dawne przysłowie. Tak, ale w tym ciepłym i słonecznym krajobra­zie tętni bujne, pełne namiętno­ści, gorączkowe życie. Podzi­wiane zaułki kryją codzienne ludzie sprawy, dramaty i nie­pokoje.

O nich mówi sztuka Eduardo De Filippo "Neapol miasto mi­lionerów". Eduardo De Filippo, najznakomitszy z żyjących dra­maturgów włoskich, reprezen­tuje w sztuce włoskiej najbar­dziej wartościowy, najcenniej­szy dla nas nurt realistycznej sztuki. Należy do szkoły sław­nego już dziś na całym świecie włoskiego neorealizmu, a sztu­ka "Neapol miasto milionerów" napisana w 1945 roku otwiera bujny, powojenny okres twór­czości pisarza, aktora i reżyse­ra w jednej osobie.

"Miejscem akcji jest Neapol. Akt I rozgrywa się w drugim roku wojny. Akty następne po wylądowaniu aliantów". To wyjęte z programu te­atralnego objaśnienie umiejsca­wia treść sztuki w czasie i na­suwa najogólniejszy obraz to­czących się w niej spraw. Dru­gi rok wojny. Włochy wpląta­ne przez Mussoliniego w pakt osi na własnej skórze doświadczają wojennych ciężarów. Speku­lacja szaleje w najlepsze, więk­szość najbardziej niemal pry­mitywnych produktów dostępna jest jedynie poprzez czarny ry­nek. Szerzy się nędza i podłość ludzka. Okoliczności te służą dramaturgowi jako tło I aktu sztuki. W nim zresztą wypowiedział sią najpełniej. Jest tu i połud­niowa namiętność i nabrzmiałe pod promieniami słońca leni­stwo, rzetelny obraz życia mieszkańców zaułków i suteren, ich codzienne troski i radości, niepokój o byt i pragnienie lep­szego, dostatniego i spokojnego życia. Wszystko to pomnaża lęk przed faszystami i strach przed bombardowaniem.

Wojna zaciążyła nad losem tych ludzi. Sceneria ta nie jest nam obca. Gdy patrzymy na scenę pamięć nasza przywołuje wspomnienia podobnych dni. W kreśleniu tych obrazów De Fi­lippo okazał się misstrzem, zawarł w nich prawdę tamtych czasów.

Dwa następne akty wnoszą nowe akcenty do sztuki wło­skiego dramaturga. Po wylądo­waniu aliantów szanse dla czar­nego rynku wzbogacają się o interesy z Amerykanami. Po­czucie bezpieczeństwa jest przy tym o wiele większe. Zyski też. Zaczyna się gorączkowa walka o jak najwyższe zarobki, handel zaś ogarnia wszystkich. Pienią­dze lokuje się w złocie i klej­notach. Rozluźnione wojną nor­my moralne i zastrzyk amery­kańskiego złota pchają młodzież na drogę przestępstwa.

Zdawałoby się, że w tych okolicznościach nie ma ratun­ku dla rodziny Jowinich. Gło­wa rodziny Gennaro zaginął, zabrany przez hitlerowców, je­go żona Amalia upaja się brzę­kiem złota i z gorączkowym po­śpiechem rzuca się w wir no­wych interesów, okrutna i bez­względna dla tych co stają na jej drodze. Ich syn Amedeo wchodzi na drogę przestęp­stwa stając się wraz ze swym towarzyszem wypraw poszuki­wanym przez policję złodziejem samochodowym. Młoda Maria Rosaria, córka Amalii i Gennara jest porzuconą kochanką amerykańskiego "chłopca" i za­wiedzioną w swych nadziejach kobietą.

Rozkład rodziny jest pokaza­ny we wszystkich rozmiarach i znakomicie związany ze śro­dowiskiem i sytuacją. Ale De Filippo nie jest pesymistą, jego sztuka nie jest jedynie głosem rozpaczy. Umie przeciwstawić się nagromadzonemu złu, ma swój program artystyczny, któ­ry potrafi w sztuce wypowie­dzieć. Stawia to pisarza w rzę­dzie najznakomitszych przed­stawicieli zachodnio europej­skiego realistycznego kierunku sztuki.

Rodzinę Jowinich można ura­tować, życie ich należy popro­wadzić tylko nowymi drogami. Po kilkunastu miesiącach nie­obecności wraca do Neapolu Gennaro, wzbogacony o nowe doświadczenia, rozumiejący nie tylko co było złe w ich życiu ale także co było tego zła przy­czyną. Powrót jego i następują­ce potem wypadki przedsta­wione są prawdziwie; mimo, że autor "Neapolu" nie uwolnił się całkowicie od akcentów melodramatycznych. Są one jed­nak wycieniowane i w zesta­wieniu z życiem mieszkańców neapolitańskiej uliczki nie rażą sztucznością i łatwizną.

Irena Ładosiówna rozbudowała sztukę wychodząc poza jej tekst. Myślę, że wyszło to ko­medii na korzyść. Kameralne ujęcie przedstawienia oderwa­łoby życie rodziny Jowinich od środowiska, od nastroju neapo­litańskiej ulicy, jej codziennego życia i wpływu wojny. Obraz pokazany przez reżyserkę zwią­zał życie bohaterów sztuki z miastem. Pozwoliło to na jej głębsze odczytanie i wydobyło ogólniejszy i istotniejszy wyraz sztuki, wychodzący poza obręb spraw jednej rodziny. Jest nim protest artysty przeciwko woj­nie i jej następstwom. Stąd wy­nika wielki humanizm sztuki włoskiego dramaturga. W kon­cepcji Ireny Ładosiówny boha­terem sztuki jest ulica neapolitańska, której życie inaczej kształtuje się niż pełne czaru i sentymentu południowo-włoskie piosenki.

Co powiedzieć o przedstawie­niu? Że jest bardzo dobre, rów­ne, doskonale osadzone w na­stroju sztuki. To wszystko prawda, ale nie wyczerpuje to przecież oceny. Myślę, że na spektaklu czuć nowy styl pra­cy teatru. W "Neapolu" zespół wie co chce powiedzieć i po­kazać. Przedstawienie jest lo­giczne, konsekwentne, barwne i bogate w precyzyjnie opraco­wane role.

Na pierwszym miejscu należy tu wymienić Józefa Czerniaw­skiego w roli Gennaro. Trudno o trafniejsze odczytanie tekstu. Czerniawski w niełatwej i ogromnej roli uniknął wszelkich pokus. Gra jego jest opanowa­na, logicznie rozbudowana, wolna od patosu, pełna ciepła i umiarkowanego humoru. Jest wielkim osiągnięciem artysty.

Irena Górska (Amalia) zna­komita jest jako handlarka i spekulantka, namiętnie i kon­sekwentnie dążąca do utrzyma­nia i pomnożenia swych zarob­ków. To na niej przede wszyst­kim odbija się demoralizu­jący wpływ wojny. To ona i jej nieopanowana żądza bo­gactwa staje się w konsekwencji przyczyną rozkładu rodziny. To jej postępowanie, jej bez­względność pcha Amadea do przestępstwa. To ona jest odpo­wiedzialna za zmarnowane ży­cie Marii Rosarii. To jej dom jest ważnym ogniwem czarnego rynku. Wszystko tu jest przej­rzyste, prawdziwe i trzymające w napięciu. Odrobinę słabsze są może sceny bardziej lirycz­ne, szczególnie w akcie III.

Amalia i Gennaro to oczywi­ście trzon sztuki. Nie istnieje ona jednak bez całej obsady, każda bowiem postać ma swo­je ważne miejsce w sztuce. I tu trzeba stwierdzić, że wartość przedstawienia polega przede wszystkim na poważnym po­traktowaniu każdej, nawet naj­drobniejszej roli. Wzorem tego może być marginesowa postać Assunty w wykonaniu Witoldy Czerniawskiej. Znakomitą parę małżonków Jowinich doskona­le uzupełnia rodzeństwo: Maria Rosaria (Helena Krauze) i Amadeo (Tadeusz Molski). Szczegól­nie Tadeusz Molski stworzył prawdziwą i przekonywającą postać młodego chłopaka, wy­stawionego na pokusy łatwego i beztroskiego życia. Świetną postacią przodownika policji jest Franciszek Hollikowski. Jego policjant jest w typie boha­tera znanego i kapitalnego fil­mu "Złodzieje i policjanci".

Trochę pretensji można mieć do Jerzego Mędrkiewicza. Peppe "Lewar" nie może być chy­ba tak mało inteligentny. Jego profesja wymaga dużo sprytu i pomysłowości, czego nie było u aktora widać. Spekulanckie towarzystwo zbierające się w domu Amalii wypełniają traf­nie i dobrze zagrane role Errico "Settebelizze" (Janusz Cy­wiński), Federico (Fabian Kie-bicz), Pascalino (Stanisław Halski).

Bardziej doświadczoną przy­jaciółkę Marii Rosarii gra Ni­na Czerska, tworząc grotesko­wą niemal postać dziewczyny "zarażonej bakcylem amerykań­skiego stylu życia" Podobał mi się również Władysław Herma­nowicz, który w roli Ricardo Spasiano pokazał odwrotną stronę medalu - człowieka, którego "czarno-rynkowcy" do­prowadzili do ruiny nie zabie­rając mu jednak elementarnej ludzkiej uczciwości. W pozosta­łych rolach Helena Stępowska (Adelaide Schiano), Włodzimierz Kaniowski (doktor), Henryk Lipartowski (dozorca) oraz Zdzi­sław Krauze, Jerzy Tyczyń­ski i Edward Laskowski dają staranne uzupełnienie sztuki.

Na specjalne wyróżnienie za­sługują świetne w pomyśle de­koracje Leona Kiliszewskiego, które dają wyraz koncepcji re­żyserskiej i są jej znakomitą podbudową.

"Neapol miasto milionerów" - to jedno z najlepszych przedstawień w naszym teatrze. Mała tylko prośba: w akcie I nastrój ulicy wywoływany jest przez tak niemiłosierny hałas, że giną w nim fragmenty tek­stu. Nie pomaga nawet wytę­żenie słuchu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji