Artykuły

Świat jednak nie zwariował

(W) Rzecz dzieje się w domu wariatów czy też raczej w luk­susowym sanatorium dla obłąka­nych w bogatym kraju kapita­listycznym. Od razu domyślamy się, że nie wszyscy wariaci są tu wariatami i nie wszyscy normal­ni są normalnymi. Nie wiemy tylko, kto jest kim. Kto udaje wariata, kto wydaje się nim i kto jest nim rzeczywiście? Tro­chę tak jak w życiu. Wielki uczony, fizyk, przeżywa głęboki dramat. Jego genialne odkrycie naukowe może być dla ludzkości dobrodziejstwem, a mo­że też przynieść jej zagładę. Dwaj inni uczeni fizycy na służ­bie wywiadów wojskowych pra­gną mu wydrzeć to odkrycie uży­wając do tego celu wszelkich do­puszczalnych i niedopuszczalnych środków. Zupełnie tak jak w ży­ciu.

W końcu wszyscy trzej fizycy, trochę zmuszeni splotem okolicz­ności, a trochę z pobudek ideo­wych decydują się nie odkrywać tajemnicy (którą na razie zna zresztą tylko jeden z nich) i po­zostać do końca życia za krata­mi domu wariatów. Inaczej niż w życiu. Ale to nic nie pomaga, bo ta­jemnica wskutek przypadku dostaje się w ręce szaleńca, który w obłąkaniu swym pragnie ze­trzeć ludzkość z powierzchni świata.

Taki jest w największym skrócie bieg myśli cz bieg akcji w "Fizykach", piątej już sztuce Dürrematta którą wystawia Teatr Dramatyczny. Od razu moż­na by tu wysunąć pewne zarzuty i sprzeciwy, sztuka jest pesymi­styczna; Dürrematt głosi nie­uchronność zagłady świata; nie uznaje sił, które mogą jej zapo­biec; nie pokazuje żadnego wyjś­cia; widzi świat jako dom obłą­kanych...

Na zarzuty takie można odpo­wiedzieć: Przede wszystkim Dürrematt niczego nie głosi i niczego nie propaguje. W "21 punktach w związku z Fizyka­mi", wygłaszanych jako prolog przed przedstawieniem, sam stwierdza: "Punktem wyjścia dla nas nie jest jakaś teza, tylko pewna historia". Historię tę kon­struuje z żelazną logiką nastę­pujących po sobie wypadków i komplikacji z uwzględnieniem roli przypadku. Czy jest to ale­goria, która w każdym szczególe miałaby pasować do jakoby nie­uchronnych losów świata? Nie. Jest w tym tylko logiczna nie­uchronność rozwiązania opowie­dzianej w sztuce historii (nie odkrywam jej tutaj, aby nie osła­biać zainteresowania widzów, jest bardzo atrakcyjna i sensacyjna). Inna sprawa, że historia ta ja­ko metafora stanowi jeden z wa­riantów losów świata - dopusz­czenie myśli,że decyzja rozpęta­nia zagłady atomowej może zna­leźć się w ręku szaleńca. Ale przecież myśl tę musieli uwzględ­nić nawet najwięksi optymiści. Zresztą, wszyscy otarliśmy się o nią bardzo blisko parę miesięcy temu. Co więcej, stanowiła ona i stanowi nadal jeden z argu­mentów konieczności wzmożenia walki o pokój i atomowe roz­brojenie. Można by nawet za­rzucić Dürremattowi, że używa motywu zbyt już ogranego w pu­blicystyce. To prawda. W ogóle dyskusja nie należy do silnych stron tego pisarza. Także w "Fi­zykach", w drugiej ich części ma ona charakter dosyć drętwy i mętny. Za to Dürrematt wypo­wiada się znakomicie, po mi­strzowsku w samej akcji, w bie­gu wypadków. Historia dziejąca się w ciągu dwóch godzin w "Fi­zykach" jest bardzo zabawna i paradoksalna. Co prawda z tej zabawy i tego paradoksu ciarki przechodzą po plecach...

Że zaś autor nie podaje recep­ty na uratowanie świata i nie budzi optymistycznej wiary? Rze­czywiście w sztuce trudno się tego doszukać. Można by tylko znowu zacytować z prologu: "Treść fizyki dotyczy fizyków, jej skutki całej ludzkości. To, co dotyczy wszystkich ludzi, może być rozwiązane tylko przez wszystkich ludzi. Każda próba jednostki, aby rozwiązać na swój sposób to, co dotyczy wszyst­kich ludzi, musi być skazana na niepowodzenie". Ale bez tego cy­tatu dosyć trudno jest dojść do tej idei sztuki i to jest niewąt­pliwie jej niedostatkiem. Jednakże "Fizycy", w tym, co w nich jest, dają wystarczająco dużo materiału do refleksji i to w bar­dzo frapującym kształcie drama­tycznym, aby przyjąć sztukę Dürrematta z wielkim zaintere­sowaniem. Przedstawienie było bardzo udane. LUDWIK René znalazł trafną granicę między sztuką re­alistyczną w potocznym tego sło­wa znaczeniu a dyskursywną opowieścią. Jego reżyseria dobrze wypunktowała sensacyjność fabu­ły jak i jej problematykę. Trzej fizycy w życiu a w domu wa­riatów: Salomon, Newton i Ein­stein znaleźli wybornych odtwór­ców w osobach JANA ŚWIDER­SKIEGO, EDMUNDA FETTINGA i BOLESŁAWA PŁOTNICKIEGO. A bardzo trudne to role, bo mu­sieli grać ludzi grających wa­riatów wobec siebie i wobec pu­bliczności. Znakomita była WAN­DA ŁUCZYCKA w swym łagod­nym (a tak groźnym w skutkach) obłędzie - mocno wybuchają­cym na końcu sztuki. STANI­SŁAW JAWORSKI grał jowial­nego inspektora policji. W pozo­stałych rolach z powodzeniem wy­stąpili: BARBARA KLIMKIEWICZ, HELENA BYSTRZANOWSKA, STA­NISŁAW WYSZYŃSKI, STANI­SŁAW GAWLIK i inni.

Dekoracje EWY STAROWIEY­SKIEJ słusznie trzymały się dosłownego realizmu, bo sztuka dzieje się w rzeczywistości i w "wariackiej" scenografii nie zdzi­wiłby nas przedstawiony tu wa­riacki świat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji