Artykuły

Wrocław kocha teatr

- Stabilność zatrudnienia raczej mnie nie dotyczy. Nawet nie chce mi się wyliczać, ile razy wykonałam pracę, za którą nie dostałam wynagrodzenia. Należę do grupy społecznej "czekam na przelew" i rozumiem, jak bardzo może być frustrujące poczucie, że lepiej nie będzie. Myślę, że to jest główny ból ludzi wchodzących w dorosłość, brak nadziei, że jak naprawdę się przyłożą, to coś osiągną - mówi Maria Wojtyszko, która wspólnie z Jakubem Kroftą podsumowuje tegoroczny Przegląd Nowego Teatru dla Dzieci we Wrocławiu. Z twórcami rozmawia Agnieszka Michalak.

Agnieszka Michalak: Zakończyła się trzecia edycja Nowego Przeglądu. Chyba już zdążyliście ochłonąć? Czujecie ulgę, a może niedosyt?

Maria Wojtyszko: Jestem bardzo zadowolona. Organizacją Przeglądu zajmuje się tak naprawdę niewielka grupa ludzi, którzy na co dzień pracują w teatrze i mają na głowie też inne zadania. Mimo to dają z siebie wszystko, żeby atmosfera Przeglądu była jak najbardziej przyjazna dla dzieci, rodziców i gości.

Jakub Krofta: Myślę, że największym sukcesem tego wydarzenia jest klimat, którego nie dałoby się osiągnąć, gdyby pracownicy WTL-u nie wkładali serca w to, co robią.

Potwierdzam - klimat przeglądu jest niepowtarzalny. Widziałam zadowolne dzieciaki, które wychodziły z warsztatów, przedstawień i spotkań. Zachwyconych i aktywnych rodziców. Z czego jesteście najbardziej dumni?

M.W. Udało się zrealizować założenie, że większość warsztatów zakończy się konkretnym efektem, który można będzie pokazać na finał Przeglądu. Byłam pod wielkim wrażeniem tego, ile dzieciaki zrobiły w tak krótkim czasie. Z Martyną Majewską stworzyli duże formy, z Grzesiem Mazoniem napisali piosenki, powstały animacje, tunnel booki, lalki inspirowane teatrem bunraku. Absolutnym hitem był prowadzony przez Karola Krukowskiego warsztat "ksero w ogrodzie", który bazował na instynkcie kserowania sobie różnych części ciała. Uczestnicy warsztatu stworzyli autoportrety, ale również dorośli goście Przeglądu z lubością sobie różne rzeczy kserowali.

J.K. Cieszę się też, że udało nam się skonstruować repertuar, który trafił do każdej grupy wiekowej. Najnaje, czyli dzieci, które jeszcze nie chodzą do przedszkola, obejrzały dwa spektakle teatru Atofri, przedszkolaki bawiły się na "Władcy skarpetek", czy "Brzydkim Kaczątku" a starsze dzieci mogły obejrzeć czeski hit "Ostatnia sztuczka Georges'a Meliesa". Ryzykownym posunięciem było zagranie "Męczenników" Anny Augustynowicz jako spektaklu dla młodzieży, ale okazało się że grupa nastoletnich recenzentek uznała to przedstawienie za najlepszy spektakl Przeglądu. To znaczy, że udało nam się trafić do młodzieży.

A co jeszcze wymaga dopracowania w przyszłym roku? Co się nie sprawdziło?

J.K.: Żałuję, że nie mogliśmy zaprosić spektakli z Teatru Nowego i Teatru Studio w Warszawie, ale kwestie techniczne nam to uniemożliwiły. "Pinokio" Anny Smolar, czy "Jak zostałam wiedźmą" Agnieszki Glińskiej musielibyśmy zagrać poza siedzibą teatru, a tegoroczny budżet nie pozwolił nam na wynajęcie sal. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się ten problem rozwiązać.

M.W. Nie jestem też zadowolona z tego, że na dyskusji o teatrze dla młodzieży zabrakło nastolatków. Pewnie formuła panelu dyskusyjnego specjalnie ich nie zachęciła. To zapewne nasz błąd organizacyjny, bo młodzież chce rozmawiać, czego dowodem była ożywiona rozmowa z twórcami "Męczenników".

Wróćmy na chwilę do początków, do rodzenia się festiwalu. Przegląd Nowego Teatru dla Dzieci - skąd wzięła się nazwa festiwalu. Jak rozumieć słowo "nowego"? Jaka ta impreza miała być w zamyśle?

M.W. Od początku naszej pracy w WTL wiedzieliśmy, że chcemy stawiać na niestereotypowe myślenie o teatrze dla dzieci. Najgorszy stereotyp, który mam w głowie, i który niestety często potwierdza się, kiedy oglądamy spektakle zgłoszone na Przegląd wygląda tak: klasyczna bajka napisana archaicznym językiem, scenografia jak z lat 80. i aktorzy robiący głupie miny. Takiego teatru nie znosiłam jako dziecko i nie znoszę go do tej pory. Dla mnie pod hasłem "nowy" kryje się przekonanie, że twórcy przedstawienia naprawdę chcą mi coś powiedzieć i robienie spektaklu dla dzieci traktują równie poważnie jak wystawienie dramatu antycznego.

Do czego zatem dążycie, dokłąd zmierza Przegląd?

J.K. Przegląd zaplanowaliśmy jako imprezę międzynarodową i powoli zmierzamy w tym kierunku. Chcielibyśmy konsekwentnie konfrontować współczesny polski teatr dla dzieci z tym najlepszym, co oferuje Europa i reszta świata..

...a celem jest przybliżenie "najnowszych tendencji w sztukach performatywnych młodym widzom". Jak byście dziś te tendencje nazwali i scharakteryzowali? Oboje nie tylko określacie kształt przeglądu, ale też jesteście praktykami teatru, zatem gryziecie go z różnych stron Jak te tendecje /trendy wyglądają z waszych perspektyw?

J.K. Chcemy co roku pokazywać spektakle, które zaskakują. Dlatego trudno określić jedną linię programową. Zaskoczenia bywają różne, na przykład w minionych sezonach wiele było przedstawień dla dzieci o śmierci.

M.W. W tym roku zauważyliśmy powrót klasycznych technik lalkowych. Na pewno będzie rozwijał się nurt teatru dla młodzieży. Niepokojące byłoby, gdyby teatr dla dzieci trwał w stagnacji, a jeżeli co roku dają się zauważyć nowe tendencje, to ja i jako pracowniczka WTL i jako artystka mogę się tylko cieszyć.

W tym roku obok tych tytułów, które Jakub wymienił, zobaczyliśmy też m.in. plenerowe szaleństwo w wykonaniu Teatro Tatro, czy "Najmniejszy bal świata" z Sosonowca. Jakim kluczem dobieracie spektakle?

M.W. Dobieramy spektakle tak, żeby widz w każdym wieku mógł znaleźć coś dla siebie. Sprawdzoną techniką jest zastanowienie się, jakie przedstawienie chcielibyśmy pokazać własnym dzieciom.

Wasze tegoroczne propozycje, oprócz premiery WTL zjeździły inne polskie festiwale, zdobywały nagrody. Stawiacie zatem na sprawdzone tytuły - czy to zbieg świadomy, czy wśród nowości z bieżącego sezonu nie ma w czym wybierać?

J.K. Przegląd jest w większości finansowany z grantu ministerialnego. Wniosek musimy złożyć w listopadzie i wtedy zamykamy program. Zgłoszenie przyjmujemy do października. To trochę absurdalne, bo przecież od października do czerwca odbywa się mnóstwo premier, ale tak działa system. Na szczęście w przyszłym roku nie będziemy musieli ubiegać się o grant, więc pewnie uda nam się zaprosić więcej nieopatrzonych spektakli.

M.W. Z drugiej strony Przegląd to impreza dla zwykłych wrocławian, którzy nie jeżdżą na inne festiwale, więc chyba nie przeszkadza im to, że pokazujemy spektakle doceniane i nagradzane w innych miastach Polski.

Zwykle na przeglądach/festiwalach są przyznawane wyróżnienia, publiczność nagradza swoich faworytów. Są emocje, także dla środowiska teatralnego. Z jakich powodów unikacie ocen, wyróżnień?

M.W. Nagrody i konkursy są istotne wyłącznie dla środowiska. Najważniejszą funkcję pełnią dla debiutantów, bo pomagają im się wybić. Oczywiście fajnie jest dostać nagrodę, ale jak człowiek parę lat popracuje w teatrze, to doskonale wie, jak mało te nagrody znaczą, jak wiele przypadków się na nie składa i jak niewiele w praktyce pomagają. Jako środowisko potrzebujemy raczej budowania więzi, relacji poziomych i solidarności zawodowej niż chwilowych emocji, bo Jola dostała nagrodę, a Zenek nie.

J.K. Dzieciom jest naprawdę wszystko jedno, czy my sobie nawzajem poprzyznajemy jakieś laurki. Poza tym jak porównywać spektakl dla najnajów ze sztuką von Mayenburga?

Skoro mowa o publicznosci - kto przychodzi na festiwal? Inni widzowie niż do teatru na co dzień?

M.W. Myślę, że to jest ta sama publiczność. W weekend rodzice z dziećmi, w tygodniu szkoły. Na pewno chcielibyśmy, żeby na Przegląd i do naszego teatru przychodziły dzieci nie tylko z bogatych domów. Dlatego organizujemy bezpłatne warsztaty i czytania sztuk.

Podczas mojego pobytu we Wrocławiu, w mieście było kilka imprez dla dzieci - m.in. targi literatury, Małe WRO. Nie czujecie presji, że dziś trzeba się bić o widza, że forma przeglądu już nie wystarczy, by przyciągnąć go do siebie?

M.W. Myślę, że im większa jest dostępność do kultury, tym bardziej wyrabia się nawyk uczestnictwa w kulturze. Człowiek, który kupuje dziecku książki, zabiera też dziecko do teatru. Ale to tylko moja teoria, tak naprawdę należałoby to pytanie zadać naszym specjalistkom od promocji i sprzedaży.

J.K. W rzeczywistości większość biletów jest sprzedana długo przed rozpoczęciem Przeglądu. Średnia frekwencja spektakli przeglądowych to ponad 100%. Wrocław kocha teatr.

Kiedy już się tego młodego widza ma na widowni, jak dziś z nim rozmawiać? Jak rozmawiać z widzem zafascynowanym grami komputerowymi, kreskówkami o Barbie, Samolotach, Elzie, Pingwinach etc Jak sprawić, żeby nie machnął ręką na wysiłek intelektualny, który w teatrze musi jednak podjąć? Jak sprawić, żeby chciał wrócić?

M.W. Wydaje mi się, że podejmowanie wysiłku intelektualnego jest najbardziej naturalnym zachowaniem dzieci. One bez przerwy się czegoś uczą: mówienia, pisania, nazywania rzeczy. Gry komputerowe są tak wciągające, bo zmuszają do myślenia, stawiają wyzwania. Powiedzmy sobie szczerze - gdybym była siedmiolatkiem, też bym wolała budować miasto w Minecrafcie niż odrabiać pracę domową polegającą na bezmyślnym wklejaniu naklejek w odpowiednie miejsce w podręczniku. Kreskówki i filmy są pisane przez ludzi, którzy o dramaturgii wiedzą wszystko. Jak teatr może z nimi konkurować? No chyba po prostu musi być dobry. I nie może udawać, że jest czymś innym niż teatrem.

J.K. Dziecko siedzące przed komputerem lub telewizorem jest samotne, w teatrze wchodzi w rożne interakcje socjalne. Doświadczenia kontaktu z żywymi ludźmi, aktorami, kolegami, rodzicami, nie da sie zastąpić.

Jednak domyślam się, że zmienia się Wasze myślenie o widzu, w kontekście właśnie zmieniającej się rzeczywistości, problemów, z jakimi muszą zmierzyć się młodzi?

M.W. Ja generalnie nie wierzę w widza. To znaczy nie zastanawiam się nad tym, co on lub ona mógłby pomyśleć. Staram się pisać o tym, co mnie interesuje i liczę na to, że skoro jestem człowiekiem, to inni ludzie znajdą w moich historiach odbicie własnego doświadczenia. A myślę, że nie jest mi zupełnie daleko do młodych, bo jak ktoś to ładnie ujął "artyści są awangardą prekariatu". Mam trzydzieści trzy lata, pracuję od dwudziestki, na etacie jestem od trzech lat, ale wiem, że to jest raczej sytuacja wyjątkowa. Z resztą jedyny możliwy dla mnie etat jest prawie czterysta kilometrów od miasta, w którym mieszkam. Od dawna mam świadomość, że nie będę miała żadnej emerytury. Stabilność zatrudnienia też raczej mnie nie dotyczy. Nawet nie chce mi się wyliczać, ile razy wykonałam pracę, za którą nie dostałam wynagrodzenia. Należę do grupy społecznej "czekam na przelew" i rozumiem jak bardzo może być frustrujące poczucie, że lepiej nie będzie. Myślę, że to jest główny ból ludzi wchodzących w dorosłość, brak nadziei, że jak naprawdę się przyłożą, to coś osiągną. Nawet jeżeli to "coś", to tylko możliwość wyprowadzki od rodziców dopóki się jest w wieku rozrodczym. O ekonomii mogę długo, a to chyba jest rozmowa o Przeglądzie

Od ekonomicznego myślanie w teatrze jednak nie uciekniemy. Wiąże się z tym, jak sądzę, OMG Przegląd! - czyli głos młodzieży, która pisze recenzje, robi dokumentację filmowo-reportażową festiwalu. To Wasz sposób na przyciągniecie młodzieży, a młodzież dzięki temu zdobywa doświadczenie na rynku pracy...

M.W. OMG! Działa rzeczywiście w dwie strony - dla nas to informacja zwrotna, możemy zobaczyć naszą pracę oczami widzów. Dla młodych ludzi to okazja, żeby zrobić kawał dobrej roboty, zdobyć doświadczenie i chyba fajnie się bawić. Dużo się mówi o upadku krytyki teatralnej, bo rzeczywiście pisanie o teatrze w wielu przypadkach ogranicza się do postawienia tezy "lubię/nie lubię", przy czym z góry wiadomo, co dany krytyk będzie lubił, a czego nie. Nie wiem, kogo to jeszcze emocjonuje. A żeby wybić się wyłącznie przy pomocy metody "lubię/nie lubię" poczatkujący recenzent musi naprawdę mocno przywalić. Koledzy widzą, że to się opłaca i robi się Celebrity Splash krytyki teatralnej. Warsztaty recenzenckie są okazją, żeby młodym ludziom uświadomić, na czym powinna polegać praca dziennikarza, zanim zaczną walczyć o przetrwanie na rynku pracy.

Pułapką, w jaką często wpadają festiwale jest impreza, która staje się coraz bardziej zamknięta dla wąskiego grona stałych bywalców. Jak chcecie tego uniknąć?

J.K. Co roku przyjeżdżają do nas inne zespoły, nie mamy jakiejś listy teatrów, które zapraszamy i tych, których absolutnie nigdy nie zaprosimy. Poza tym pojawiają się u nas twórcy niezwiązani ze sztuką dla dzieci. Zawsze mamy dwóch, trzech takich gości trochę z innego środowiska, którzy dopiero podczas naszego Przeglądu bliżej przyglądają się teatrowi dla dzieci.

Z roku na rok w ramach przeglądu zwiększa się liczba warsztatów teatralnych. Dlaczego warsztaty i edukacja teatralna są ważne dla małego widza? Jaka jest jej rola dziś?

J.K. Rozwój edukacji teatralnej jest związany z systemem grantowym. Wszystkie instytucje rozdzielające pieniądze premiują walory edukacyjne, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie robił spektakli, których głównym zadaniem jest nauczanie widzów. Dlatego teatry, które chcą dobrze prosperować muszą oferować dzieciom warsztaty, czy lekcje teatralne. Oczekuje się też, że teatr będzie wyręczał szkołę. System edukacji jest jaki jest, niespecjalnie rozwija w dzieciach kreatywność i indywidualizm, dlatego dobrze, że teatry przejmują tę funkcję.

Jak programujecie te warsztaty? Bo jest ich w tym roku więcej niż spektakli

M.W. W tym roku kuratorką warsztatów została Katarzyna Kucharska świetnie orientująca się w twórczości dla dzieci. Wybrała po prostu twórców, praktyków, którzy prowadzili autorskie zajęcia i pokazywali dzieciom to, co im samym sprawia frajdę.

Przegląd otworzył debiutujący w roli reżysera spektaklu dla dzieci Maćko Prusak z "Nocą bez księżyca" - przedstawieniem bez słów, opartym na ruchu, dźwięku i obrazie. Metaforycznie opowiedzianym. Jakub, wspólnie pracowaliście chociażby przy realizacji "Króla Edypa" w warszawskim Dramatycznym Skąd pomysł, żeby reżyserię powierzyć właśnie Prusakowi?

J.K. Maćko potrafi świetnie pracować z aktorem - "nie tancerzem". W fantastyczny sposób odkrywa w nim jego naturalne zdolności ruchowe, osiąga zaskakującą autentyczność i przez to kreuje oryginalną metaforę sceniczną. Bardzo sie ucieszyłem, kiedy Maćko Prusak wspólnie z Martą Giergielewicz przyszli do nas z pomysłem na spektakl dla dzieci.

Mówiliście w wywiadach, że chcielibyście, żeby tradycją stało się, że Przegląd otwiera premiera Wrocławskiego Teatru Lalek. Jaki tytuł planujecie w przyszłym roku?

M.W. Tytułu jeszcze nie ma, ale sztukę ma napisać Małgosia Sikorska-Miszczuk, której nie trzeba przedstawiać. Reżyserią zajmie się Martyna Majewska, młoda reżyserka, która już wcześniej zrealizowała w WTL kameralny spektakl "Plama".

Czym chcecie zaskoczyć widzów w przyszłym roku? Co nowego planujecie?

M.W. Planujemy pokazać najlepsze spektakle roku, sami czekamy na te zaskoczenia.

J.K. Z pewnością będzie wiecej spektakli zagranicznych.

Hitem ubiegłorocznego festiwalu była Wasza wspólna produkcja "SAM, czyli przygotowanie do życia w rodzinie", która zdobyła też główną nagrodę w 20. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Wspólnie też zrealizowaliście (Maria Wojtyszko - tekst, Jakub Krofta - reżyseria) "Koniec świata w Deer's Hill City" w Jeleniej Górze. Pracujecie nad nowym projektem?

M.W. W sierpniu w Warszawie zaczynamy próby bajki, którą właśnie napisałam. To historia o zazdrości.

J.K. Tak, mamy mnóstwo różnych ciekawych propozycji z teatrów w Polsce i za granicą. Z pewnością wystawimy duży spektakl muzyczny we WTL w przyszłym roku.

Jakub, co daje Ci praca w innych teatrach nad spektaklami dla dorosłych? Zdrowy dystans? Szerszą perspektywę? Spotkanie z inną publicznością?

J.K. Lubię rozmaitość w swojej pracy. Staram sie nie zamykać w jednej teatralnej szufladce. Do tej pory wyreżyserowałem prawie siedemdziesiąt spektakli w rożnych krajach świata i były to spektakle muzyczne, lalkowe, ruchowe, dramatyczne, cyrkowe, operowe, kabaretowe, eksperymentalne i klasyczne, dla dorosłych i dla dzieci. Teatr to dla mnie fascynujący kosmos, a ja kocham podróżować po jego galaktykach.

Pracujesz właśnie w warszawskim Dramatycznym nad "Dziwnym przypadkiem psa nocną porą" - czyli adaptacją głośnej powieści Marka Haddona. Tekst jest o młodym, samotnym chłopaku, o jego dojrzewaniu do odpowiedzialności, samodzielnych decyzji. A o czym będzie twój spektakl? Bo plakat przedstawienia jest dość wymowny

J.K. Myślę, ze Kasi Chmurze-Cegiełkowskiej udało sie zrobić plakat, który przede wszystkim niepokoi. Główny bohater cierpi na zespół Aspergera, czyli zaburzenie, o którym coraz cześciej się mówi, to spectrum autyzmu. Ludzie z takim zaburzeniem mają problem z wyrażaniem swoich emocji i odczytywaniem emocji innych. Często mam poczucie, że żyjemy w czasach, które są całe zaburzone takim zespołem Aspergera. Ten spektakl będzie o wierze w porozumnienie, akceptacje i w miłość.

Mario, a Twoje plany pisarskie? Nad czym teraz pracujesz? Chciałabyś pisać dla dzieci, czy bardziej interesują Cię "dorosłe" tematy? Chociaż w przypadku "Sama" świetnie udało Ci się te dwa światy spotkać?

M.W. Mam szczęście, że mogę pisać i dla dzieci, i dla dorosłych. Ważne jest dla mnie poczucie, że za każdym razem, kiedy zaczynam pracę, wchodzę na nieznany teren. Przeskakiwanie pomiędzy twórczością dla dzieci i dla dorosłych bardzo mi pomaga w tym, żeby się nie powtarzać. Teraz piszę film dla dzieci, potem skończę sztukę dla dorosłych, nad którą pracuję od dłuższego czasu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji