Jubileuszowa gala w operze - Jolanta i goście
- Występowałam w wielu krajach ze światowymi gwiazdami tej miary co Barbieri, Cossotto, Dimitrova, Gedda, Bruson, ale chyba za mało dbałam o to, żeby wyjść w świat - mówi JOLANTA BIBEL, solistka Teatru Wielkiego w Łodzi przed swym galowym jubileuszem.
Pierwszy raz wrażenie na publiczności i jednocześnie na dyrektorze sceny operowej zrobiła jako pijana burmistrzowa w "Wiktorii i jej huzarze". Jolanta Bibel, mezzosopran, gwiazda łódzkiego Teatru Wielkiego była wówczas studentką Akademii Muzycznej. Od tamtej daty minęło 25 lat. W sobotę, w otoczeniu kolegów, zaprezentuje się w koncercie jubileuszowym, a ów dyrektor - Sławomir Pietras - będzie gospodarzem wieczoru.
Miałam szczęście, że już na studiach mogłam zadebiutować w Teatrze Muzycznym, że zostałam zaproszona do Teatru Wielkiego, że zaśpiewałam tu niemal wszystkie ważne partie na mój głos - mówi Jolanta Bibel.
Została pani od razu wrzucona na głęboką wodę.
- Debiutowałam Adalgizą w "Norie". Śpiewałam z Teresą May-Czyżowską i Danutą Salską. Wchodząc w życie sceniczne chce się dotknąć wszystkiego, wątpliwości przychodzą z latami.
Czy scena, kariera wokalna to spełnienie marzeń?
- O nie. Chciałam się dostać na AWF i zostać rehabilitantką. Za namową koleżanki zdawałam na Wydział Wokalno-Aktorski. Choć o moim zawodowym wyborze zdecydował przypadek, dziś wybrałabym tak samo. To co mam zdobyłam dzięki mojemu pedagogowi prof. Zdzisławowi Krzywickiemu.
W literaturze operowej uprzywilejowane są soprany. Nie ma zbyt wielu partii na pani głos.
- Ale są w wyjątkowo wspaniałych dziełach. Amneris w "Aidzie" przygotowuję już dziewiąty raz. Śpiewam tę partię w całej Polsce i na świecie. Kiedyś lubiłam "Carmen". Do ulubionych zaliczam m.in. Azucenę w "Trubadurze".
Mąż, świetny tenor Krzysztof Bednarek (solista naszej opery i Teatru Narodowego w Warszawie) bywa pani partnerem scenicznym. Czy chętnie występujecie państwo razem?
- To mój ulubiony partner. W "Strasznym dworze" jestem jego stryjenką, w "Carmen" kochanką, którą w końcu zabija, w "Trubadurze" matką, a w "Aidzie" zrozpaczoną kochanką.
A może zdarzy się tak, że do rodziców dołączy na scenie syn?
- Jest przed maturą, ale najbardziej zajmuje go informatyka.
Związała pani swój los z Teatrem Wielkim. Trzyletnia wyprawa do stołecznej opery przywiodła panią znów do Łodzi.
- Tu jest mi najlepiej. Pochodzę ze Zgierza, tam mieszkamy i choć lubię wyjeżdżać najbardziej lubię wracać.
A tych wyjazdów nie brakuje. W swoim czasie wiązały się z bardzo udanym udziałem w konkursach. Kiedy 15 lat temu w Monte Carlo odbywał się koncert laureatów międzynarodowych konkursów panią tam zaproszono.
- Występowałam w wielu krajach (najbardziej egzotyczny był "Bal maskowy" w Korei Płd), ze światowymi gwiazdami tej miary co Barbieri, Cossotto, Dimitrova, Gedda, Bruson, chyba za mało dbałam o to, żeby wyjść w świat. Czasem los nie pomagał. Po zwycięstwie w konkursie w Rio de Janeiro zaproponowano mi Laurę w "Giocondzie". To miała być niezwykła realizacja w legendarnej operze w Manaus w Amazonii. Niestety, dyrektora zdjęto, a partia Laury pozostanie moim niespełnionym marzeniem.
Widzowie przywykli, że jeśli na scenę wychodzi Jolanta Bibel, to będzie niezawodna wokalnie i aktorsko. Kogo pani zaprosiła do swojego koncertu?
- Znakomitych przyjaciół: Barbarę Kubiak, Joannę Woś, Zbyszka Maciasa, Krzysztofa Bednarka i Dariusza Walendowskiego. Orkiestrę poprowadzi Tadeusz Kozłowski. Myślę, że spotkanie z dyrektorem Pietrasem też będzie przyjemnością dla widzów, a ich nade wszystko serdecznie zapraszam na ten wieczór.