Artykuły

"Halka" jak film Bergmana

- Przede wszystkim odchodzę od popularnego wyobrażenia opery Moniuszki poprzez kierpce i czerwone korale. Postanowiłem zrezygnować z pewnych dosłowności - mówi Paweł Passini, reżyser "Halki", uznawanej za naszą operę narodową. Premiera 26 czerwca w Teatrze Wielkim w Poznaniu.

Adam Olaf Gibowski: Co kryje się za pojęciem opery narodowej, czy jest to czysty historyzm, nie przystający do dzisiejszych czasów, czy też zjawisko, którego nadal potrzebujemy?

Paweł Passini*: - Jest jedna podstawowa rzecz, którą musimy sobie wyjaśnić na samym początku. My mamy to pojęcie, które posiada swój bardzo wyrazisty desygnat. Przecież nie żyjemy z pytaniem, która z oper jest naszą narodową? Ta etykieta została przyczepiona do Moniuszkowskiej "Halki" i wszyscy o tym dobrze wiemy. Teraz należy postawić pytanie - co dalej? Co z tym należy zrobić? Ja w teatrze poruszam się po przestrzeni, którą nazywam recyklingiem, odzyskiwaniem pewnych przestrzeni, nadawania im sensu. Są to dzieła niepochodzące z repertuaru ogólnoeuropejskiego, tylko z bardzo hermetycznego, naszego polskiego, które w dziedzictwie europejskim nie mogą się do końca zmieścić.

Dlaczego nie mogą się zmieścić w dziedzictwie europejskim?

- Ponieważ brakuje im uniwersalizmu. Zawiera się w nich myślenie o narodzie bez państwa. Wydaje mi się, że to w ogóle jest bardzo ciekawa sprawa. Poza tym należy pamiętać, że w naszej kulturze pojęcie "narodowe" oznacza zupełnie coś innego niż u Niemców, czy Francuzów. U nich pojęcie tego, co narodowe, czyli nacjonalizmu jest nacechowane bardzo negatywnie. Natomiast my stworzyliśmy inne rozumienie tego terminu, które jest wyrazem wspólnoty i poczucia więzi. A owa wspólnota przejawia się nie co do posiadania ziemi, nie co do posiadania metryki. Oznacza wspólny panteon twórców i dzieł, do których się odwołujemy. Dlatego też tak istotne jest pytanie, czy Moniuszko zasługuje na to, aby się w tym panteonie znajdować?

Czy dobrze Cię rozumiem, pytasz o to, czy Moniuszko jest wart naszej uwagi?

- My go już mamy, podobnie jak Wyspiańskiego, czy Mickiewicza. My już ich mamy. Pytanie co dalej? Tworzyć święty kanon, czy też nieustannie się nad tym panteonem zastanawiać, mam wrażenie, że jest to pytanie otwarte. Można też postawić pytanie, czy rzeczywiście tak bardzo kochamy Moniuszkę, na ile to deklarujemy? Dla mnie najważniejsze w sukcesie jakiegoś rodzaju dramaturgii w teatrze jest to, że znajdują się aktorzy, którzy definiują się poprzez określony rodzaj tekstów i teatralnej wrażliwości. Idąc tą drogą pytam, czy w operze są śpiewacy, którzy definiują się przez Moniuszkę? Znam taki jeden zespół, który nie jest profesjonalny i co roku pod Krakowem organizuje wystawienie "Halki". Pytanie, co z pozostałą resztą?

Czego w takim razie wymaga Moniuszko?

- Moniuszko wymaga teatralności. Przyjrzyjmy się libretcie "Halki". Gdyby tej operze zabrać zdarzenia, to jej dramaturgia natychmiast się rozsypie. Napięcie w którym trzyma nas szaleństwo Halki, to nie jest kryminał, to raczej film Bergmana, Tarkowskiego, nie jest to film akcji, który dynamizuje się poprzez szybkie następstwo wydarzeń. Jeżeli widz jest gotowy na to, aby pochylić się nad emocją kogoś, kto jest na skraju, kto jest pomiędzy światami, zadaje pytania o sens egzystencji i porządek istnienia świata. Przecież Halka nie widzi zdrady Janusza poprzez fakt, że spodobała mu się inna i dlatego ją zostawił, mówi wprost - sprzedał duszę czartu!

Jak będzie wyglądać Twoja inscenizacja "Halki"?

- Przede wszystkim odchodzę od popularnego wyobrażenia opery Moniuszki poprzez kierpce i czerwone korale. Postanowiłem zrezygnować z pewnych dosłowności. Halka, która śpiewa "dzieciątko nam umiera" u mnie nie ma na myśli małego chłopca, który znajduje się na scenie. Dla mnie tym chłopcem jest miłość Janusza i Halki. I kiedy ona o tym śpiewa, myśli o dziecku, które jest w niej i dzieciach, które mogły się z tej miłości narodzić. Przez to ta śmierć jest bardziej dotkliwa i bardziej nas boli, niż gdybyśmy to zainscenizowali dosłownie.

Na początku rozmawialiśmy o kwestiach sztuki narodowej, czy w Twoim przedstawieniu będą do niej jakieś odniesienia?

- W mojej interpretacji przede wszystkim próbuję doprowadzić do sytuacji, w której dostrzegamy, że bohaterowie są z zupełnie innych światów. Usiłuję doprowadzić do ukazania jak największego kontrastu. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że nie poruszam się w przestrzeni, która jest białą, nie zapisaną kartką, tylko jest zapisana gęstym palimpsestem. Wiele warstw jest nałożonych na tej kartce i zdaję sobie sprawę, że funkcjonuję w kontekście. Ta inscenizacja powstaje po części w tym duchu, co już o "Halce" powiedziano, a co jeszcze nie zostało wypowiedziane. Pod tym względem próbuję widza prowokować i podrzucać mu pewne pytania dotyczące tego, kto to dla nas są ci inni i dzicy? Kluczowe dla świata Janusza i Zofii jest to, że poza tym, że byli ludźmi z gór, pochodzili też z różnych warstw społecznych. Przecież Zofia w pewnym momencie śpiewa do Halki "Co tobie mała, co tobie?". Przecież to się wydaje bardzo protekcjonalne, z drugiej jednak strony Moniuszko dokonuje takiego wyłomu, gdzie Janusz z Zofią idąc do ślubnego ołtarza, idą z tą skaczącą ze skały Halką. I to jest bardzo ważne, że do ślubu nie idą we dwoje, lecz we troje. Tragedia Halki ich naznacza i w pewien sposób staje się mitem założycielskim tego małżeństwa.

Twoi bohaterowie zostają rzuceni w uniwersum, a nie w konkretny kontekst historyczny?

- Chcę stworzyć spektakl nie tyle o realiach, ile o naszych wyobrażeniach na temat tych realiów. Moi ludzie z gór, nie noszą kapelusza i piórkiem, nie są oparci o ciupagę, oni są ulepieni z naszych niedoskonałych wyobrażeń o nich, bo my ich nie możemy zobaczyć w rzeczywistym kształcie, tak samo jak przez bardzo długi czas, nie mogliśmy poprzez kierpce i parzenicę zobaczyć nic innego, tylko widzieliśmy cały czas kolorową powierzchnię i nic poza tym. Trzeba wykonać krok naprzód i zastanowić się, jak bardzo kulawe są nasze wyobrażenia. I to wyznaczy nasz sposób myślenia o narodzie, kiedy znajdziemy miejsce, w którym zmieszczą się nie tylko Janusz, Zofia, Stolnik i Dziemba, ale także Halka z Jontkiem.

Co nastręczało ci szczególnych trudności podczas pracy nad spektaklem?

- Zdecydowałem się na pewien ruch, który może budzić zaskoczenie, mianowicie wyciąłem mazura z końca pierwszego aktu i przeniosłem go na finał. Dlaczego? Chciałem dokonać kolejnego kontrastu i zwrócenia uwagi na doniosłość tragizmu Halki. Po skoku Halki, u nas wpada rozbawiony tłum gości i tańczy niejako na jej grobie. Ten mazur jest dla mnie tańcem śmierci jak u Bergmana, tańcem chaotycznym, tańcem opery, która już nie chce się w nic złożyć. Jest to taniec świata, który ma w nosie tą śmierć, ponieważ jest tak zajęty sobą, że w tym zaaferowaniu stał się otępiały i śmierć nie robi na nim wrażenia, przynajmniej śmierć Halki.

***

*Paweł Passini - rocznik 1977, reżyser teatralny. Absolwent Wydziału Reżyserii warszawskiej Akademii Teatralnej. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, laureat Złotej Maski za najlepszy spektakl sezonu 2005/06 za "Ifigenię w Aulidzie", laureat Grand Prix IX Festiwalu Prapremier (2010) za spektakl "Turandot" oraz zdobywca Nagrody Głównej XXIX Opolskiego Festiwalu Konfrontacje Klasyki za reżyserię "Klątwy". Zdobywca nagrody im. Konrada Swinarskiego dla najlepszego reżysera w sezonie 2012/2013 za przedstawienie "Morrison/Śmiercisyn".

Wspólnie z S.T Chorea stworzył pierwszy w Europie teatr internetowy neTTheatre, w którym - w odróżnieniu od teatru tradycyjnego - wykorzystywane są media. Za swoją działalność był dwukrotnie nominowany do nagrody Paszport "Polityki".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji