Artykuły

Mogłam wreszcie dotknąć demonów

- Długo nie dostrzegano moich aktorskich możliwości. Teraz przypomina się tytuły, wcześniej niedoceniane - mówi warszawska aktorka KATARZYNA FIGURA.

Stosuje Pani wobec widzów terapię szokową?

"Alina na zachód". zrobiła na Pani wrażenie? To dobrze.

Nie tylko na mnie. Stworzyła Pani przejmującą postać kobiety borykającej się z losem na brudnym przedmieściu. I ogoliła głowę! Dlaczego?

Pojawił się wspaniały reżyser Paweł Miśkiewicz ze świetnym, bardzo trudnym tekstem niemieckiego dramaturga Dirka Dobbrowa. To była aktorska szansa. I postanowiłam ją wykorzystać.

Chyba niełatwo uwolnić się od utrwalanego przez lata wizerunku seksbomby?

Myślę, że już w "Autoportrecie z kochanką" a potem w "Żurku" i "Ubu królu" pokazałam, że przyszedł w moim zawodowyn życiu czas na inne role.

Dojrzewa Pani do postaci charakterystycznych?

Dojrzewam jako aktorka. Złożyło się na to wiele spraw. Także doświadczenia osobiste - ostatnio śmierć taty, po której przez parę miesięcy nie byłam w stanie podjąć się żadnej roli. Potem przyszła ciąża, urodziła się druga córeczka. Jestem wdzięczna Pawłowi Miśkiewiczowi - najpierw za propozycję roli, a potem, że zgodził się poczekać na mnie prawie dwa lata.

Jak wcześniej Ryszard Brylski, reżyser filmu "Żurek", w którym po raz pierwszy zagrała Pani zniszczoną życiem kobietę?

Faktycznie. I wtedy, i teraz czas przerwy w konsekwencji bardzo przysłużył się roli. Przy budowaniu postaci Matki nie bez znaczenia było też, że niemal równolegle przygotowywałam sie do zagrania Kobiety w filmie Piotra Uklańskiego "Summer Love" - westernu z Bogusławem Lindą i Valem Kilmerem. Role Kobiety i Matki przenikały się i uzupełniały.

Czy coś podobnego już się Pani nie zdarzyło?

Rzeczywiście, kilka lat temu też nałożyły się na siebie dwie postaci: realistyczna, czy wręcz naturalistyczna z "Żurku" i surrealistyczna w "Ubu królu". Obie role zakładały przerysowanie, a nawet zniekształcenie bohaterek, choć przy użyciu zupełnie innych środków. Teraz jesienne zdjęcia do "Summer Love" przygotowały mnie psychicznie i fizycznie do spektaklu.

W jaki sposób?

Oba projekty zakładały, że bohaterka, w wyniku dramatycznych doświadzeń, oczywiście grać w peruce zwanej łyską, ale zdecydowałam inaczej.

I ogoliła Pani głowę?

Na dodatek przed kamerą. Uznałam, że tylko w taki sposób oddamy w pełni tragizm bohaterki. Obdarzona pięknymi włosami, w czasie ich ścinania zostaje niemal dosłownie odarta z kobiecości.

Traumatyczne przeżycie. Dla Pani również?

Wobec ról, które mi zaoferowano - tak bogatych psychologicznie - nie miało to znaczenia.

Nawet dla kogoś wciąż uznawanego za symbol seksu?

Nie ukrywam, że i dla mnie scena z goleniem głowy, na dodatek brzytwą - bo tego wymagała westernowa konwencja filmu "Summer Love" - była rodzajem eksperymentu. Doświadczyłam, wsparta jednak filmową fikcją, co dzieje się z kobietą w podobnej sytuacji. O wiele lepiej zrozumiałam bohaterkę sztuki "Alina na zachód". Wiedziałam już, jaką mogła być osobą. Bardzo mi to pomogło.

Sztuka obfituje w sytuacje trudne. Nie tylko aktorsko.

To prawda, choćby scena gwałtu... irracjonalnego, a przecież wstrząsającego, kiedy rówieśnik syna każe się bohaterce rozebrać, poniża ją. Bardzo bałam się tej sytuacji. Nawet mocniej niż pokazania łysej głowy. To było całkowite obnażenie postaci, akt pełen wstydu i zażenowania, a jednocześnie dla mnie bardzo odkrywczy. Jako aktorka mogłam wreszcie dotknąć tkwiących w człowieku demonów.

Trochę Pani na tę możliwość czekała...

Dwadzieścia lat. Tyle czasu upłynęło od mojego debiutu. Długo nie dostrzegano moich aktorskich możliwości. Teraz przypomina się tytuły, wcześniej niedoceniane.

Dodatkową satysfakcję, obok pracy ze wspaniałym reżyserem i zespołem Teatru Dramatycznego, sprawia mi fakt, że w sztuce "Alina na zachód" spotkałam się z moim profesorem ze szkoły teatralnej Władysławem Kowalskim. To on reżyserował nasz dyplomowy spektakl "Widok z mostu" na Małej Scenie Teatru Powszechnego. Tomek Raczek napisał wtedy po premierze, że Hollywood będzie na mnie czekało. Było to parę lat przed filmem "Pociąg do Hollywood".

Nie zrezygnowała Pani z planów podboju Ameryki?

Z racji podwójnego obywatelstwa, dzięki mężowi, często bywam w Stanach i każdy wyjazd staram się wykorzystywać zawodowo. Na razie jednak wpadłam w wir pracy w Polsce. I bardzo się z tego cieszę.

Co na Pani zapracowanie rodzina?

Wszyscy to dzielnie znoszą. Także łysą głowę. To dowód wielkiej, bezwarunkowej miłości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji