Tradycyjna Tosca - Aleksander Tkacz szanuje Pucciniego
Mój drogi!
Koniec sezonu teatralnego to sezon premier. Każdy teatr stara się przed wakacjami - na kilka dni przed letnim urlopem - wystawić jeszcze jedną premierę, spektakl, którym rozpocznie nowy sezon. Jedną z nielicznych, bo w obecnym stanie finansowym teatrów każda premiera to nie tylko ogromny wysiłek artystyczny i organizacyjny, ale i łamigłówka finansowa: skąd wziąć pieniądze na dekoracje, kostiumy, na opłacenie reżyserów, scenografów, choreografów itd. Urzędy wojewódzkie, miejskie wysupłują co mogą z okrojonych budżetów, sponsorzy pozaurzędowi nie kwapią się z finansowaniem instytucji i przedsięwzięć kulturalnych - boć i sejm nie kwapi się z wydaniem sensownej ustawy o ulgach podatkowych dla dotujących przedsięwzięcia kulturalne. Mimo to każdy teatr, nawet operowy, w którym premiera jest szczególnie kosztownym przedsięwzięciem, stara się sezon uwieńczyć premierą. Wrocławska Opera wystąpiła z "Toscą".
Nowa wrocławska "Tosca" - to przedstawienie tradycyjne, bez pomysłów muzycznych przewracających partyturę, bez inscenizacyjnych innowacji rozszarpujących dramaturgię libretta. Na szczęście! Aleksander Tracz prowadzi muzykę tak, jak ją napisał Giacomo Puccini, wydobywa z orkiestry dramatyczne spięcia, a równocześnie dba o zachowanie Puccinowskiej płynności melodii.
Reżyserowała Antonina Kawecka. Ileż to razy widziałem ją w roli Toski! W każdej inscenizacji doskonalsza - śpiew dramatyczny, pełen niuansów, wewnętrznej siły, aktorstwo znakomite - w każdym ruchu, geście. Był to debiut reżyserski - dobrze by było, by doświadczeni reżyserzy potrafili tak logicznie poprowadzić sytuacje sceniczne, narzucić styl poruszania się, precyzję gestu.
W dwóch przedstawieniach premierowych wystąpiły dwie pełne obsady. W pierwszym przedstawieniu Toskę śpiewała Aleksandra Lemiszka-Myrlak, w drugim Joanna Cortes. Aleksandra Lemiszka-Myrlak nie posiada dużego dramatycznego sopranu, jakim zwykle obdarzone są śpiewaczki kreujące tę wielką partię. Dramatyczny wyraz kształtuje przy pomocy aktorstwa i zróżnicowanej dynamiki. Joanna Cortes to wielka śpiewaczka, w iluż to partiach, jakże różnych, podziwiałem jej śpiew, jej niezwykle wyraziste aktorstwo. Jej Tosca zadziwia i wstrząsa. Cavaradossi - partia ulubiona przez największych tenorów świata - śpiewana jest we Wrocławiu przez Janusza Wenza i Sylwestra Kosteckiego. I powtarza się historia: Janusz Wenz to tenor liryczny, tworzący aurę dramatyczną dobrym aktorstwem i zróżnicowaniem dynamiki śpiewu, Sylwester Kostecki to rasowy tenor na pograniczu głosu dramatycznego w sam raz dla Cavaradossiego i śpiewa tę partię jak przystało na pierwszego tenora. Ale Wenz śpiewa z Cortes a Kostecki z Lemiszko-Myrlak. Wydaje mi się, że i głosami i ujęciem postaci Kostecki pasuje do Joanny Cortes a Wenz do Aleksandry Lemiszko-Myrlak.
Scarpia - drapieżny, zacięty w okrucieństwie Zbigniew Kryczka, i pański, okrutny w wielkopańskim geście Jerzy Fechner - obaj umieją wyśpiewać pełną dramatycznej zaciekłości chytrość tego pozornie gładkiego w obejściu tyrana. W drugoplanowej, ale jakże ważnej dla kształtowania klimatu policyjnej intrygi, roli Spoletty, śliski, szczwany o wibrującym głosie Janusz Kujanek i charakterystyczni w postaci i w modelowaniu brzmienia głosu Zakrystianie - Wiktor Gorelikow i Antoni Bogucki.
Ryszard Kaja stworzył prostymi środkami scenografię dobrze kształtującą nastrój, atmosferę dramatu pozwalającą równocześnie reżyserowi na swobodne układanie sytuacji. W III akcie dziedziniec Zamku Św. Anioła, obrzeżony murem, z groźnym posągiem anioła wiszącego nad głowami skazańców - to rzetelna oprawa do tragedii zamykającej tę wielką operę.