Artykuły

Marzy mi się Jesse Eisenberg

- Formuła nadmorska na pewno sprawia, że ten festiwal ma specyficzny charakter - jest wakacyjny, niezobowiązujący. Ten czerwony dywan, który się pojawia w Międzyzdrojach, zawsze był traktowany trochę z przymrużeniem oka. I ja tak do tego podchodzę - o XX Wakacyjnym Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach mówi Olaf Lubaszenko w rozmowie z Bogną Skarul w Głosie Pomorza.

To Pana piąty festiwal w roli dyrektora artystycznego. To taki mały jubileusz. Jednocześnie jest to 20. już międzyzdrojski Festiwal Gwiazd (pierwszym dyrektorem artystycznym festiwalu był Waldemar Dąbrowski - przyp. red.). Jubileuszowy, to chyba znaczy trudny?

- Chyba najtrudniejszy i to z kilku powodów. W tym roku wyjątkowo występuję tu w podwójnej roli. Oprócz tego, że odpowiadam za to wszystko, co się dzieje na scenach, to jeszcze biorę udział w spektaklu w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego "Kolacja na cztery ręce". Gram tam Bacha, a przedstawienie miało właśnie wczoraj swoją premierę. Występuję razem z Emilianem Kamińskim, który tu na festiwalu w Międzyzdrojach obchodzi 40-lecie swojej pracy artystycznej.

Są jakieś kłopoty z tym międzyzdrojskim jubileuszem?

- Kłopoty to jest nieodłączny element przygotowywania czegokolwiek. Kultura jak wiadomo, nie jest pierwsza w kolejce do dotacji, do pieniędzy, do budżetów. Ale ja jestem człowiekiem, który wychowywał się w trudnych warunkach ekonomicznych - mówię tu o swoim życiu zawodowym -więc to nie jest dla mnie nowa sytuacja. Trzeba sobie umieć radzić. A to radzenie polega na tym, że trzeba szukać takich pomysłów, takich realizacji, takich spektakli, które są w naszym zasięgu, ale jednocześnie gwarantują wysoką jakość. A są takie, daje słowo.

Przez wiele lat ten festiwal był raczej takim "przedstawieniem" populistycznym, a nabrał formy artystycznej. To był świadomy zabieg?

- Tak. Bardzo się cieszę, że pani to dostrzegła. To jest dla mnie wielka satysfakcja. Bo to było moim zamiarem, kiedy obejmowałem funkcję dyrektora artystycznego. No może pierwszy rok był trochę jeszcze czasem poszukiwań i rozglądania się, co można zaproponować publiczności, na co jest gotowa i czego oczekuje. Kolejne festiwale sprawiły, że profil został wyraźnie nakreślony. Chodziło mi o program oparty na dobrym, ale jednocześnie zróżnicowanym teatrze. Mamy sporo propozycji poważnych, nie tylko -jak pani to nazwała - populistycznych, tych z rozrywkowej półki, np. przedstawienie "Emigranci", w którym występują Piotr Cyrwus i Szymon Kuśmider. To nie jest rzecz, którą można zakwalifikować, jako czystą rozrywkę. To jest tekst, który daje do myślenia i niekoniecznie musi być łatwą zabawą.

To jak Pan dobiera repertuar, tak praktycznie?

- Cały czas napływają oferty. My te spektakle oglądamy i oceniamy pod kątem naszego profilu artystycznego. Powiem tak - może to nawet będzie mocne zdanie, ale biorę za nie odpowiedzialność - staramy się, aby na festiwalu nie było akcentów politycznych, w żadnym kierunku i po żadnej ze stron. I jest jeszcze jedno kryterium...

Jakie?

- (Śmiech!) Wielkość dekoracji. Mamy tu ograniczone przestrzenie. Niektóre przedstawienia idealnie nadające się do naszej formuły festiwalowej, nie odpowiadają nam z przyczyn technicznych.

Czy taka formuła sprawdza się w wakacyjnej miejscowości nadmorskiej?

- Po tych pięciu latach widzę, że publiczność "weszła" w to, kupiła tę formułę imprezy, podoba jej się ten pomysł. A mówiąc skrótowo - bilety sprzedają się coraz szybciej. Widać to z sezonu na sezon. To może takie uproszczenie, ale z drugiej strony to nasza recenzja od publiczności. W tej chwili na prawie każdy spektakl musimy dostawiać krzesła. A formuła nadmorska na pewno sprawia, że ten festiwal ma specyficzny charakter - jest wakacyjny, niezobowiązujący. Ten czerwony dywan, który się pojawia w Międzyzdrojach, zawsze był traktowany trochę z przymrużeniem oka. I ja tak do tego podchodzę.

A co wynika z Pana obserwacji? Publiczność też to "kupuje"?

- Tego właściwie nie doświadczam, ponieważ podczas festiwalu jestem zajęty innymi sprawami. Ale chyba to się sprawdza. Widać to choćby na sesjach autografowych, czy na spotkania z artystami. Ba, nawet zauważyłem, że sami artyści to polubili (śmiech). Przyjeżdżają tu już wiedząc, że kontakt z widzami jest wpisany w ten festiwal, w te nasze międzyzdrojskie klimaty.

Namawiając artystów do przyjazdu na Festiwal Gwiazd, bierze Pan pod uwagę przede wszystkim tych. którzy są bardziej otwarci i nie stronią od kontaktów z publicznością?

- Ta selekcja dokonuje się sama. Jeśli ktoś nie akceptuje takiego kontaktu z widownią, to być może nie przyjmuje zaproszenia na festiwal.

A były jakieś osoby, które nie przyjęły zaproszenia?

- Do tej pory zdarzyło się tak kilka razy, ale nigdy nie było to podyktowane niechęcią, tylko jakimiś sprawami zawodowymi bądź prywatnymi. Nie będę wymieniał nazwisk, bo to byłoby niesprawiedliwe względem tych, którzy przyjęli te zaproszenia.

A czy artyści czekają na zaproszenia od Pana na Festiwal? Czy takie zaproszenie może stało się jakimś wyróżnikiem?

- Czasami i to z wielką przykrością muszę odmawiać. A to głównie przez ograniczone możliwości, przez brak pieniędzy. Bo świetnych spektakli i wspaniałych artystów jest u nas bardzo dużo.

Nie tylko pieniądze są barierą. W tym roku tak naprawdę mamy tylko trzy dni festiwalowe i tylko dwie sceny. Rachunek jest więc bardzo prosty i okrutny. Musimy odrzucać wspaniałe propozycje. Czasami staramy się to tak zorganizować, aby te propozycje przechodziły na kolejny rok.

O! To już Pan wie jak będzie wyglądał Festiwal Gwiazd w 2016 roku?

- (Śmiech!) Następny rok to jest na razie odległa przyszłość. A ja stawiam sobie cele takie, jak Adam Małysz, którego bardzo cenię. Więc tak jak on mówił: staram się "oddać dwa dobre skoki" i ja na tym się skupiam. I tym samym teraz pracuję, by obecny festiwal przebiegł z powodzeniem. A o dalszych wyzwaniach pomyślę ewentualnie później.

Od pięciu lat jest Pan dyrektorem artystycznym Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach. Co pana do tego skłoniło?

- Nie chciałbym raczyć tu pani banałami, że to było wyzwanie, bo to jest trochę banalna odpowiedź. Choć przecież wyzwaniem też to jest. Ale dla mnie taki festiwal to przede wszystkim możliwość nawiązania rozmowy z ludźmi. Nawet bycie osobą, która współdecyduje o programie festiwalu jest formą dialogu z publicznością. Właśnie poprzez dobór przedstawień, koncertów, osób, które odciskają dłoń. Nie mam ambicji zbawiania świata, to nie ja. Ale zawsze pociągała mnie możliwość rozmowy z osobami, które coś sobie przemyślą i wyjdą bogatsi z takiego dialogu.

A festiwal Pana marzeń?

- Byłoby pięknie, gdyby kiedyś wystąpiła tu Edyta Bartosiewicz, Lady Pank, Perfect... Można by też zaprosić aktora amerykańskiego młodego pokolenia - Jesse Eisenberga (grał Marka Zuckerberga - założyciela Facebooka, w filmie "The Social Network").

On jest ze Szczecina!

- I właśnie dlatego powinien przyjechać do Międzyzdrojów!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji