Artykuły

Piotr Beczała: Bardzo lubię klasyków - jestem w grupie Beatlesowców

- Jestem wielkim zwolennikiem transmisji z MET. Nie tylko przysparzają one operze nowej publiczności, ale przede wszystkim dają możliwość obejrzenia na żywo spektakli z najlepszej opery świata. Nie każdego stać przecież na przylot do Nowego Jorku - mówi tenor Piotr Beczała.

W kinach w całej Polsce trwają cieszące się ogromną popularnością prezentacje "Letnich retransmisji z The Metropolitan Opera". Z tej okazji wrocławskie kino Nowe Horyzonty, stale prezentujące transmisje live z Met oraz letnie powtórki, opublikowało specjalny wywiad, jakiego udzielił kinu nasz wybitny tenor Piotr Beczała:

"To było uczucie przynależności." Debiutował Pan w Metropolitan Opera rolą Księcia Mantui w "Rigoletcie" Verdiego. Jakie pierwsze uczucie kojarzy Pan we wspomnieniach z tym występem?

- To było uczucie przynależności. Od pierwszej chwili w MET czułem, że jestem tam akceptowany, próby przebiegały w harmonii i cały zespół - dyrekcja, koledzy, chórzyści - cieszyli się z mojego sukcesu.

"Nie potrafię wyobrazić sobie dziś lepszego tenora w roli Edgarda niż Piotr Beczała" - tak napisał o Panu Hugh Cunning z "The Sunday Times" po zobaczeniu Pańskiego występu w "Łucji z Lammermooru" Donizettiego. Co szczególnego wydobywa Pan z postaci tego tragicznego kochanka?

- Nie traktuję roli Edgarda jako roli z repertuaru belcantowego. Myślę, że to potencjał dramatyczny jest siłą tej roli i na tym bazuję w mojej interpretacji. Scena końcowa jest wielkim wyzwaniem i jeśli tenor umiejętnie zróżnicuje barwowo i emocjonalnie te scenę, daje mu to ogromną przewagę i zapewnia sukces.

MET powtarza tego lata w kinach "Łucję z Lammermooru" z Pana udziałem. Ten spektakl był w 2009 roku transmitowany na cały świat i był dla Pana szczególny, ponieważ w ostatniej chwili zastąpił Pan swojego chorego kolegę Rolanda Villazóna. Czemu podjął się Pan nagłego zastępstwa?

- Byłem w tym czasie w Nowym Jorku i śpiewałem w MET partię Leńskiego w "Eugeniuszu Onieginie" [na zdjęciu] i Księcia w "Rigoletto". Peter Gelb zwrócił się z prośbą o zastępstwo już po pierwszym spektaklu, ale ja odmówiłem, ponieważ kolidowało to z moim występem w "Onieginie", ale w sobotę, kiedy była transmisja HD do kin, mogłem już zaśpiewać. Takie sytuacje zdarzają się dość często, w tym przypadku wyjątkowość polegała na transmisji HD. Nie mieliśmy praktycznie prób, ale cała obsada znała się świetnie, więc stworzyliśmy bardzo dobrą atmosferę na scenie.

W "Łucji z Lammermooru", tak jak i w "Eugeniuszu Onieginie" Czajkowskiego spotyka się Pan na scenie z innym polskim śpiewakiem - barytonem Mariuszem Kwietniem. Taka reprezentacja Polski napawa dumą. Z którym polskim artystą chciałby Pan jeszcze wystąpić na deskach MET?

- Cieszę się bardzo, że w tym pamiętnym spektaklu miałem okazję zaśpiewać z Mariuszem. Wystąpiliśmy jeszcze w "Cyganerii", ale to było na Tournée MET po Japonii, oraz otworzyliśmy wspólnie sezon 2013/14 "Onieginem". Tak się składa, że już kilku Polaków występuje na deskach MET. Życzyłbym każdemu z nich, aby kontynuował tą przygodę co sezon.

Czy z którąś ze scenicznych partnerek lub partnerów lubi Pan szczególnie występować lub kojarzy z nią jakąś wyjątkową anegdotę?

- Bardzo lubię występować z Anną Netrebko. Jest wiele oper, w których już występowaliśmy na scenie, a wiele jeszcze przed nami. Staramy się zawsze na ostatnim z serii spektakli robić sobie żarty. Jako Leński w ostatnim "Onieginie" w MET, zamiast konfitur przewidzianych przez reżyserkę, przyniosłem duży słoik ogórków kiszonych z naklejoną etykietą z napisem "Ogurcy Lenskiego". Anna oczywiście zaraz otworzyła słoik i poczęstowała nimi Mariusza!

Co sądzi Pan o transmisjach z MET do kin i różnych centrów kultury na całym świecie? Czy jest Pan zdania, że odczarowują odrobinę operę, jako miejsce nie dla każdego?

- Jestem wielkim zwolennikiem tych transmisji. Nie tylko przysparzają one operze nowej publiczności, ale przede wszystkim dają możliwość obejrzenia na żywo spektakli z najlepszej opery świata. Nie każdego stać przecież na przylot do Nowego Jorku.

Czy na widowni MET często zasiadają Polacy? Czy zdarza się Panu otrzymywać od nich pisemne podziękowania, kwiaty, listy miłosne?

- Życzyłbym sobie, aby więcej Polaków regularnie chodziło do MET, ale zawsze cieszą mnie oznaki sympatii po spektaklach. Oczywiście są i kwiaty i listy, za które zawsze bardzo dziękuję.

Rok temu występował Pan we Wrocławskiej Operze. Jak przyjęto Pański recital?

- Mój wrocławski koncert został bardzo entuzjastycznie przyjęty. Szkoda, że sala Opery Wrocławskiej nie ma rozmiarów MET. Myślę, ze wrocławianie i przyjezdni miłośnicy opery z całej Polski wypełniliby i taką salę po brzegi! Organizacja koncertu była na najwyższym poziomie, za co dziękuję.

Jakie przedstawienie operowe ostatnio Pana zachwyciło?

- Rzadko mam okazję chodzić do opery od "tej drugiej strony", ale było kilka spektakli, które wywarły na mnie duże wrażenie - na przykład debiut Artura Rucińskiego w "Trubadurze" na festiwalu w Salzburgu.

Jakiej muzyki słucha Pan prywatnie, dla relaksu?

- Słucham każdej dobrej muzyki, od klasycznego jazzu aż po muzykę rockową czy soul. Bardzo lubię klasyków - jestem w grupie Beatlesowców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji