Artykuły

Stefan Burczyk: Był aktorem, który dostawał brawa za samo wyjście na scenę

Wybitny,wszechstronnie utalentowany, dowcipny i niezwykle skromny. Do tego wspaniały pedagog i przyjaciel młodzieży. - Z nim świat był prostszy i miał jakiś sens - mówi Irena Telesz-Burczyk, wdowa po aktorze Stefanie Burczyku. 5 lipca minęła pierwsza rocznica jego śmierci..

Jeśli przywołać wszystkie role teatralne, telewizyjne i filmowe, które zagrał, to aż trudno uwierzyć, że Stefan Burczyk został aktorem z przypadku.

- Zgłosiłem się do szkoły teatralnej - mówił w jednym z wywiadów dla "Gazety Olsztyńskiej". - Zelwerowicz mnie przyjmował. Zarecytowałem coś Słowackiego z przeraźliwym wileńskim akcentem. I jakimś cudem mnie przyjęli. Zelwerowicz nie ocenił mnie entuzjastycznie, ale opiekował się mną i nami wszystkimi. Dał mi nawet marynarkę.

Tomasz Śrutkowski, dziennikarz i wydawca, pamięta, że potem Burczyk opowiadał o Aleksandrze Zelwerowiczu anegdoty. Takie, po których wszyscy płakali do łez. Oczywiście ze śmiechu. - Zelwerowicz go namaścił na aktora - uważa Śrutkowski.

Śrutowski i Burczyk byli sąsiadami. Lubili spędzać ze sobą czas, rozmawiać pod osiedlowym sklepem. - Stefan był amantem. Mogły uganiać się za nim dziewczyny - mówi Śrutkowski. - Uwodził sposobem życia. Swoją żonę Irenę Telesz też uwiódł. To była wielka miłość, w ogóle się nie kłócili - pamięta Tomasz Śrutkowski.

A jak zapamiętała to sama zainteresowana? - Czasami miałam ochotę go zabić - odpowiada Irena Telesz. - Był wredny! Kiedyś po próbie generalnej w teatrze strasznie mnie zjechał! Ale miał rację.

To jedyny moment, kiedy Irena Telesz na chwilę się rozpromienia. Bo chociaż minął rok od śmierci jej męża, nie umie rozmawiać o nim bez łez.

Jak mówi, w domu ma mnóstwo pamiątek po mężu. Dominują jego listy. Pisał do niej o życiu, o świecie, o aktorstwie. Wnuki Aleksander i Adam lubią buszować w pamiątkach po dziadku. - Kochają go do tej pory - mówi Irena Telesz. - To był człowiek, który miał świetny kontakt z innymi. A z synami miał tajemnice.

Ani Paweł, ani Piotr nie wiedzą jednak, o jakie tajemnice chodzi. Natomiast Paweł Burczyk wie, że na pewno ojciec miał tajemnice. Ale przed nimi.

Trzydzieści lat synowie bezskutecznie dopytywali go, ilu ojciec zabił Niemców podczas wojny. - Wiedzieliśmy, że miał karabin i że był w oddziale - opowiada Paweł Burczyk. - Jak ruszyli z Wilna na odsiecz do Warszawy, tata był bardzo młody. Dlatego to właśnie

jemu kazali prowadzić krowę.

Paweł Burczyk opowiada, jak ci, co ukrywali się w lasach, przybiegali po mleko od tej krowy i z powrotem chowali się do lasu. 17 września wszyscy z tego lasu zginęli. - Ocalał tylko on i jego kolega. Bo prowadzili tę krowę po łąkach - wspomina syn Paweł. - A kiedy dano mu po jakimś czasie możliwość zabicia Niemca... zrezygnował. Dlatego milczał tyle lat, bo było mu wstyd, że nie zabił żadnego.

Stefan Burczyk nauczył synów, że uczciwość i rodzina są najważniejsze. - Nigdy jednak nie robił nam wykładów - podkreśla Paweł Burczyk.

W domu słynął z gotowania owsianki dla chłopców. Potrafił też ugotować zupę z... fasolki ozdobnej. - Musiałam wyjechać do sanatorium do Kudowy - wspomina Irena Telesz. - Poprosiłam męża, żeby zaopiekował się fasolką ozdobną, którą zasiałam na balkonie. Synowie byli wtedy jeszcze mali. Stefan miał zebrać ziarenka. Po kilku dniach dostałam list od męża: "Nie martw się, zebrałem fasolkę i ugotowałem z niej zupę chłopcom".

Jakim był ojcem? - Dla chłopców był przede wszystkim przyjacielem - pamięta Irena Telesz.

A Paweł Burczyk dodaje, że kiedy udawał ból brzucha, żeby nie iść do szkoły, tata pozwalał mu zostać w domu. Po kilku dniach proponował zawiezienie do szpitala i "ból" natychmiast mu przechodził.

Ale wiele lat później, kiedy to jego ojca bolało, często przyjeżdżał do niego z Warszawy - Przez ostatnie pięć lat co pół roku się żegnaliśmy. To już była nasza tradycja - opowiada. W ten sposób młodszy syn przygotował się na odejście ojca.

Starszy syn Piotr zaznacza, że ojciec nigdy nie zaprzestał aktywności, mimo że ostatnie miesiące życia spędził w łóżku.

- Do końca był sprawny intelektualnie - wspomina. - Umysłowo był na najwyższych obrotach. Korzystał ze świata, rozwiązując krzyżówki i oglądając ciekawe programy.

- Człowiek renesansu! - Irena Telesz w dwóch słowach próbuje zawrzeć wszystko, co można by powiedzieć o intelekcie męża. I wymienia zainteresowania Stefana Burczyka: sport, literatura, polityka, krzyżówki, Proust.

Kogo nie spytać, bliskich czy znajomych, Burczyk kojarzy im się z dowcipem, żartem, ironią. - Był pieprznie dowcipny - opisuje syn Piotr. - Takie komentarze w ustach dziewięćdziesięciolatka brzmiały naprawdę rozkosznie.

Piotr Burczyk nie zamierza jednak dzielić się zabawnymi anegdotami. - Są zarezerwowane dla rodziny i najbliższych - usprawiedliwia się.

Ale jego brat na moment wraca do dzieciństwa, kiedy uwierzył, że na klatce schodowej jego domu mieszkają misie, którymi trzeba się zaopiekować. Kiedy dowiaduje się, że misie to wymysł ojca, nie czuje się oszukany. Ojciec nieustannie zaskakiwał swoich synów. Także wtedy, gdy skradziono im nowe, bardzo drogie kolarzówki z klatki schodowej. Nie zdążyli nawet pochwalić się nimi mamie. - Ojciec bez słowa wsiadł do autobusu i pojechał do sklepu po nowe.

Paweł Burczyk do dziś nosi przy sobie zdjęcie, które dostał od ojca. Są na nim razem. Na odwrocie widać trzy słowa: "hardy, twardy, najlepszy". Otrzymał to zdjęcia od ojca, kiedy zdawał do szkoły teatralnej. - To jest mój talizman - uśmiecha się syn zmarłego aktora, też aktor. - Działał zawsze. Wystarczyło, że przed egzaminem spojrzałem na to, co jest napisane na odwrocie zdjęcia. To była największa motywacja.

Stefan Burczyk podarował synowi zdjęcie talizman, a sam w portfelu nosił wyciętą z gazety fotografię Anny Przybylskiej. - Uwielbiał tę aktorkę - wspomina Irena Telesz. - Zmarła trzy miesiące po nim. Jestem pewna, że zabrał ją do siebie.

I wcale nie jest zazdrosna, że w portfelu męża były dwie kobiety.

Czy miał jeszcze jakieś miłości? - Oprócz Prousta, którego ubóstwiał, były jeszcze nagietki - zdradza Irena Telesz.

- Dostawał je ode mnie na każdą okazję.

Okazuje się, że kilka dni przed pierwszą rocznicą śmierci Stefana Burczyka na balkonie jego żony zakwitł pierwszy nagietek. - To pewnie Stefan tu siedział i nagrzewał, jak go znam - Irena Telesz rozpromienia się po raz drugi.

Syn Piotr podkreśla, że jego ojciec miał wielki dystans do siebie. Pewnie dlatego nie obraził się, kiedy reżyser Janusz Kijowski, dziś dyrektor Teatru Jaracza w Olsztynie, uniósł się po kolejnym nieudanym dublu.

- Graliśmy w piwnicy zamku w Reszlu. Tam byl straszny zaduch. Na dodatek operator zażyczył sobie odpalić pochodnie - opowiada Kijowski. - Oddychaliśmy czadem. Reżyser nie wytrzymał i krzyknął: "Stefan, k..., jak się teraz pomylisz!".

Burczyk się nie pomylił i w roli Pariasa De Saxe wypadł genialnie. - Po latach śmieliśmy się z tego incydentu - mówi Kijowski.

Tomasz Śrutkowski wspomina, że w ostatnich latach Burczyk się skarżył, że gra samych starców. Śrutkowski pocieszył: - Przecież zagrałeś papieża! (we włoskiej "Balladzie o czyścicielach szyb" - red.). Burczyk na to: - Ale papież też był starcem.

Śrutkowski zapewnia, że Burczyk godził się z przemijaniem. Tym bardziej że grał w filmach, więc wciąż był popularny.

- Nawet jak stan jego zdrowia nie pozwał mu na granie w teatrze, cały czas był czynny - wspomina Zbigniew Marek Hass. - Doradzał, miał cenne uwagi.

Lubił przypinać ludziom łatki, ale nigdy nie były to łatki złośliwe. - Był jednym z tych aktorów, którzy dostawali brawo za samo pojawienie się na scenie - wspomina Tomasz Śrutkowski. - Był nestorem wśród aktorów z Olsztyna.

Śrutkowski dodaje jeszcze, że Burczyk kochał wszystkich. - Szczególnie młodzież - podkreśla.

Zbigniew Marek Hass był młodym człowiekiem, kiedy został dyrektorem Teatru Jaracza - Burczyk nie patrzył na mnie z ukosa, tylko zaakceptował mnie jako młodego dyrektora - zaznacza. I dodaje: - Stefan był jedną z osób, która bardzo mi pomogła.

Kiedy Hass wpadł na pomysł, aby powołać radę artystyczną, która wspierałaby go w kierowaniu teatrem, Burczyk był stanowczo na nie. Powiedział: "Panie dyrektorze, jesteśmy cudowni, wspaniali, ale w przypadku takiego ciała wstępują w nas demony". Uważał, że dyrektor sam musi podejmować decyzje i ciało artystyczne jest zbędne.

Janusz Kijowski zaznacza, że słuchacze Studium Aktorskiego przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie uwielbiali swojego pedagoga. - Absolwenci cały czas go wspominają. O takich ludziach się nie zapomina.

O Burczyku nie zapomniał jego uczeń, a dziś aktor i wykładowca Studium Aktorskiego Dariusz Poleszak. - Stefan był bardzo krytyczny i surowy, ale szanowaliśmy go za to. Był naszą wyrocznią.

Mimo to potrafił pocieszyć studentów po egzaminie. - Poklepał mnie po plecach i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. - Dariusz Poleszak wspomina, jak po egzaminie wybiegł do łazienki.

Dziś przyjaźni się z Ireną Telesz. - Nie dałem rady odczytać tekstu na jego pogrzebie - mówi. - Byłem z nim zbyt blisko.

O Burczyku mówi: Mistrz. Przejął po nim nie tylko zajęcia z prozy (najpierw prozę po Burczyku prowadził Zbigniew Marek Hass), ale także... zwyczaj palenia w teatrze. - Oczywiście wtedy, gdy palenie było legalne - uśmiecha się Poleszak. - Stefan palił nagminnie, jeden papieros po drugim. Przejąłem pałeczkę po swoim mistrzu. Tylko że on się nigdy nie zapalił, a ja tak....

Burczyk miał powiedzieć, że najtrudniejszym problemem są ludzie utalentowani, którzy nie potrafią się przebić. - Od razu wiedziałem, że mam do czynienia z wybitnym aktorem - zapewnia Janusz Kijowski. - Przy okazji filmowej wersji "Mszy za miasto Arras" bardziej się zżyliśmy. Polubiliśmy się.

Między Stefanem Burczykiem a aktorem Władysławem Jeżewskiem również nawiązała się niezwykła więź. Nie tylko grali na jednej scenie, ale byli też przyjaciółmi.

- Najbardziej ceniłem w nim wyjątkowo przyzwoite podejście do zawodu - zdradza Jeżewski. I wyjaśnia: - Stefan był niesłychanie obowiązkowy, zawsze przygotowany do roli. Wielokrotnie z nim grałem, był bardzo kontaktowy.

Jeżewski cenił Burczyka nie tylko jako aktora, ale i jako kolegę. - Był wspaniały. I niesłychanie skromny.

A powodów do dumy miał bardzo wiele. Grał u wielkich reżyserów. Zadebiutował w "Lotnej" u Wajdy. Można było go zobaczyć m.in. w "Aktorach prowincjonalnych" Agnieszki Holland, "Cwale" i "Słabej wierze" Krzysztofa Zanussiego i "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta. Zagrał wiele znakomitych ról na olsztyńskiej scenie. Pojawiał się w wielu popularnych serialach.

Zachwyt i komentarze widzów, nie robiły na nim wielkiego wrażenia. Ale kiedy usłyszał: "Ach, to pan jest ojcem tego słynnego tancerza" (Piotr Burczyk był mistrzem świata w tańcach latynoamerykańskich - red.), prawie popłakał się ze wzruszenia. - Taki był dumny z mojego braciszka - kwituje Paweł Burczyk.

Stefan Burczyk miał wielki szacunek do publiczności. Podkreślał, żeby pamiętać o tym, że publiczność poświęca swój czas, żeby przyjść na spektakl. I że za to płaci. - Naprawdę traktował publiczność niesłychanie poważnie - potwierdza Jeżewski.

Aktor dodaje, że Burczyk byl wszechstronnie wykształcony w sprawach dramatu i teatru. Interesował się teorią i historią teatru.

Kiedy wrócił z castingu do "Quo vadis", nie wierzył, że dostanie rolę. Okazało się, że Jerzy Kawalerowicz do roli Seneki wybrał właśnie jego. Jeżewski mu gratulował sukcesu, a on na to: "Wiesz, dlaczego zostałem wybrany? Bo byłem najtańszy!".

Wszyscy zgodnie podkreślają, że zapamiętali jego sposób mówienia. Był żartobliwy, ale naturalny.

Minął właśnie rok od śmierci Stefana Burczyka i najbliżsi muszą nauczyć się żyć bez niego. Tomasz Śrutkowski uważa, że trudno w teatrze znaleźć kogoś na jego miejsce.

A jaki jest świat bez Stefana Burczyka? - Inny - odpowiada Irena Telesz. - I ja nie potrafię się tego świata nauczyć.

**

STEFAN BURCZYK, aktor i reżyser teatralny. Urodził się w 1924 r. w Algierze, zmarł w 2014 r. w Olsztynie. W1947 r. ukończył PWST w Łodzi. W1963 r. uzyskał dyplom na reżyserii na PWST w Warszawie. Występował na scenach teatrów w Toruniu, Bydgoszczy, Poznaniu, Warszawie, Grudziądzu, Kaliszu i Bielsku-Białej. Od 1975 roku był związany z Teatrem Jaracza w Olsztynie. Miał na swoim koncie wiele wybitnych ról teatralnych i filmowych. Do ważniejszych, które zagrał na deskach olsztyńskiego teatru, należą: Małomiejski w "Grzegorzu Niezgule" Moliera, ks. Piotr w "Dziadach" Mickiewicza, Śkunca w "Przedstawieniu Hamleta we wsi Głucha Dolna". Zagrał w filmach Zannusiego, Holland, Kawalerowicza. Grał w popularnych serialach, m.in. "Złotopolscy", "M jak Miłość", "Świat według Kiepskich", "Na Wspólnej". Prywatnie był mężem aktorki Ireny Telesz i ojcem dwóch synów: Piotra i Pawła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji