Artykuły

Sprawiedliwi i niesprawiedliwi z Sodomy

Kiedy w sztuce Jerzego Juran­dota "Dziewiąty Sprawiedliwy", umilającej w teatrze Dramatycznym warszawiakom skwarną kanikułę, w mieście Sodo­mie zjawiają się trzej aniołowie, aby znaleźć dziewięciu sprawiedliwych, mamy wrażenie, że na scenę wkro­czyli Dürrenmatt i Brecht. Najbar­dziej natarczywie narzucają się skojarzenia z brechtowską "Operą za trzy grosze". Zostajemy wprowadzeni w krąg łobuzów, oczajduszów i sutenerów, wielką rolę gra szefowa domu publicznego. Ale Jurandot nie jest ani Dürrenmattem ani Brechtem. Kierowany intencją pokrzepiania serc i siania optymizmu staje się w drugiej części swego utworu niemal Korzeniowskim z "Majstra i czelad­nika". Publiczność dowiaduje się, że większość łobuzów i oczajduszów to najprzyzwoitsi obywatele. Udają tyl­ko złodziei, sutenerów i oszustów, ponieważ istnieją w owej Sodomie Jurandota ludzie, uważający uczci­wość za dowód niedołęstwa i głupo­ty...

Ten moralitecik z optymistycznym wydźwiękiem, będący w gruncie rzeczy chwilami zabawnym skeczem ka­baretowym,znalazł doskonałą, dow­cipną oprawę muzyczną, skompono­waną przez Tadeusza Bairda. Akto­rzy starają się wydobyć ze swych ról jak najwięcej dowcipu i blasku. Najlepiej udaje się to Krystynie Ciechomskiej - przepysznej w roli - szefowej zakładu pod czerwoną la­tarnią, Mieczysławowi Stoorowi - kapitalnemu poecie nie z tej ziemi,Stanisławowi Wyszyńskiemu - roz­brajająco śmiesznemu w roli jedne­go z aniołów oraz Józefowi Nowako­wi - huncwotowi,który okazuje się wcieleniem poczciwości. Sztuka ma i będzie miała powodzenie. Zaspokaja głód teatru rozrywkowego a równocześnie pozwala po­śmiać się z różnych bolączek i tak zwanych niedociągnięć naszego żywota.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji