Artykuły

Z pamiętnika pensjonarki (IV)

Tysiąc stopni, piwo Żubr, w żyłach płynące pierogi i mięsa, paprające się rany po komarach, moczenie brzeżków krynoliny w błockach i sadzach Śląska, gdzie chyżo czmychnęłam znużona Nowymi Jorkami, Paryżami, Majorkami i Amerykami Południowymi- komu by się chciało w tych okolicznościach obdarzać kogoś afektem? - pyta Anna Wakulik.

Tak, zgadliście, mnie!

Każda nieszanująca się pensjonarka starzeje się i zaczyna wśród familoków snuć tę myśl: a gdyby tak przestać chodzić z fifką i przyoblekać się w tiule, jedwabie i koronki, zakończyć żywot ciekawy być może, lecz nie działający na korzyść społeczeństwa, i wejść w imaginarium grzechotek, smoczków, karmienia i osiadłego trybu życia, tak dobrze znany nam z pokazujących prawdę reklam pieluch?

Lecz zamiast szukać okazji po temu, można w lenistwie swoim przeczytać "Yermę" Lorki, i pomyśleć, że skoro mężczyzna urodził tak piękną jak główna bohaterka kobietę, trzeba zaniechać fantazji o rozmnażaniu- nie ma co, lepiej sobie poleżeć. Życzę w tym miejscu pewnemu bliskiemu memu sercu Wołochowi, żeby też kiedyś taką kobietę urodził (chciałeś? ucz się!).

Federico Garcia, diable ty, szatanie, mężczyzno z sercem damy, teraz już wiem, że nie czas żałować żadnego marokańskiego księcia ani szwajcarskiego posiadacza, gdy na horyzoncie tak cudowny Hiszpan!

Lorca dał swojej Yermie trzy rzeczy robiące z niej bohaterkę, nad którą zapłacze nawet Helena Mniszkówna posiadająca smartfona: po pierwsze, ciało, po drugie, niespełnione pragnienie, po trzecie, tę rzeczywiście zapalającą się w brzuchu iskierkę, kiedy wywącha się w kimś obietnicę dobrego zmiksowania genów i kiedy wszystkie "dzieci? no co ty, ja?" można sobie między odpady suche i mokre włożyć, i zamiast tego mówi się "brzuch musi się otworzyć na bezsenne ptaków skrzydła", jak chciałby Federico.

Nie mówcie mi, że nie stanęliście kiedyś w pozornym szczęściu swojego żywota i nie pomyśleliście: dlaczego to, dlaczego tak? Naprawdę, to już wszystko? Przygody wieśniaczki ze średniowiecznej Andaluzji są właśnie o tym momencie w życiu, kiedy pojawia się paraliżująca myśl, że to, co się ma, to nie jest to, czego się obecnie chce, a wtórne racjonalizacje (jest okej, doceń to, co masz! po co ci szczęście w Australii, masz wystarczająco dużo szczęścia w Zawierciu lub Koluszkach!) popularne dziś w magazynach psychologicznych niestety nie są na to poczucie pustki remedium; bezpłodność Yermy też jest dziś czymś więcej niż tylko niemożnością wydania na świat potomka- to coś, co czuje się w powietrzu wydychanym przez naszych kolegów i koleżanki biorących valium garściami, to ten stan, w którym zamiast celowości widzi się bezcelowość.

Jest Yerma o jakimś ogromnym braku, który miałyby w jej mniemaniu zastąpić dzieci, a tak naprawdę chyba o cierpieniu osoby uwikłanej w relację, która nie daje jej spełnienia, tylko pozory bezpieczeństwa w strukturze społecznej. Brak porozumienia z Juanem na jakiejkolwiek płaszczyźnie, jej "z każdym dniem będzie coraz gorzej, nauczę się dźwigać swój krzyż najlepiej jak będę mogła, ale o nic nie pytaj", jej "chcę napić się wody, ale nie mam ani szklanki, ani wody, chcę wejść na górę, ale nie mam nóg"- kto z nas nie zna tego uczucia, że kiedyś coś było, a teraz już nie ma, patrzy się i nie widzi, chociaż bardzo się stara? Uświadamia sobie Yerma, że jej mąż nie daje jej prądu do życia. Nigdy niespełnioną obietnicę prądu daje Victor.

Jest to też jedna z niewielu tak porywających sztuk o seksualności, co prowadzi do smutnej konkluzji, że feminizmy wszystkich fal nie pomogły dramatopisarzom pisać o tym, co w sztuce tak ważne, a nawet, od Eurypidesa po Madonnę, najważniejsze, elegancko i porywająco. Wyrywająca się z ram cielesność Yermy napotyka obce ciało męża, jakby ona była zrobiona z lawy, a on ze stali, jakby Yerma rozumiała, że dotyku nie da się skłamać i czeka ich już tylko porażka, że to, co w niej buzuje, nie może się spełniać.

Przejmujący jest ten obraz seksualnego nieporozumienia między parą ludzi; nie boi się Lorca mówić, że jeśli pojawi się fizjologiczne TRACH, to człowiek jest skończony, tak jak Yerma, kiedy na horyzoncie spotyka zapach Victora, i może zakazać sobie myślenia o nim, a i tak Juan wie, że sny śniące się w głowie obok na małżeńskim łożu nie są snami o nim. "Brakuje ci czegoś?", pyta Juan, "tak, brakuje", odpowiada Yerma, i wiemy, że obsesyjnie odmieniane przez wszystkie przypadki dziecko miałoby zapełnić właśnie ten brak, to mantrycznie powtarzane "moje ciało nie jest ciałem, lecz czekaniem".

No, powiedzcie sami- nie przypomina wam to czegoś? Po pierwsze tego bardzo modnego i zatupującego różne rodzaje pustki kapitalistycznego dzieciocentryzmu, a po drugie pojawiającego się nie wiadomo skąd pożądania natrętnego jak komary w lipcu, pragnienia rozsadzającego zastany porządek, burzącego powszechne "zadowól się"?

Jak już Ciebie, Federico Garcia, spotkam w czyśćcu, to, bądź pewien, zapytam Cię o to, co by było, gdyby Yerma zacisnęła zęby i się uspokoiła albo gdyby poszła za Victorem. I jaki trup zaścieliłby wtedy tę sztukę- bo, jak dobrze zdiagnozowałeś, ktoś za przekraczanie granic musi zapłacić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji