Artykuły

Śmierć na gruszy

Witold Wandurski zajmuje wybitne miejsce wśród tych działaczy komunistycznych, którzy w Polsce międzywojennej zajmowali się także literaturą, wierząc, że poprzez twórczość walczyć można także o zwycięstwo idei. Uznany poeta, współpracownik "Sceny Robotniczej" w Łodzi pasjonował się sprawami teatru. Pisząc "Śmierć na gruszy" starał się w tej sztuce zamknąć nienawiść wobec kanonów naturalistycznego teatru mieszczańskiego, zawrzeć możliwie jak najwięcej kłujących aluzji politycznych, drwiny ze współczesnego świata, z jego administracyjnej machiny. Nie dbając zbytnio o spójność sztuki, o jej harmonię wewnętrzną - rozsadzał jej ramy teatralnymi trickami, parodystycznymi blackautami, wszystkim, co mogło szokować, wywoływać spontaniczną reakcję. Finał sztuki - może zresztą nie najistotniejszy - wyrażał ideę pacyfistyczną, i przylegającą wówczas do przekonań i innych przedstawicieli teatru i dramaturgii ekspresjonistycznej.

Prapremiera "Śmierci na gruszy'' odbyła się 15 stycznia 1925 roku w Krakowie. Zaledwie pięć razy szło to przedstawienie - wystarczająco jednak wiele, by wywołać endeckie protesty i zamieszki, by sprowokować pogróżki. W kilka lat później - więzienie w Polsce, emigracja, a następnie śmierć w latach kultu jednostki.

Oczywistą wydaje się potrzeba przypominania twórczości Wandurskiego, utrwalenia na scenie tego, co da się przetłumaczyć na język współczesnego teatru. Tkwi w tym jednak niemała trudność - zwietrzała bowiem awangardowość ludowej klechdy Wandurskiego, aluzje polityczne wydają się zupełnie niewinne. Kłopoty sprawia zarówno opracowanie samego tekstu, jak i jego teatralizacja, o czym świadczy niewątpliwie fakt, że "Śmierć'' wielokrotnie wstawiana do repertuaru czołowych teatrów, nie doczekała się tam realizacji.

Już po raz drugi "Śmierć na gruszy" inscenizuje Józef Szajna, korzystając z pomocy Jerzego Broszkiewicza i Teodora Mierzeji, autorów adaptacji, oraz Daniela Mroza, autora oprawy scenograficznej. Po premierze nowohuckiej, "Śmierć" trafiła na scenę Teatru Ateneum, próbę jej pokazania podejmował także Teatr w Olsztynie.

Broszkiewicz i Mierzeja napisali właściwie nową sztukę, przyjmując jedynie wyjściową sytuację, tytuł i część dialogów Wandurskiego. Mimo to, zachowali niewątpliwie klimat i wymowę pierwowzoru, choć pokusili się o rzecz najtrudniejszą - całkowitą zmianę finałowej sceny, angażując "Śmierć" w spór, w dyskurs o imperialistycznych wojnach. Czy jest to słuszne? Trudno przesądzić, choć można zrozumieć, że wynika to z naszych własnych doświadczeń wojennych, że nieobce jest to także intencjom sztuki Wandurskiego.

Inscenizując ludową klechdę - opowieść o tym, jak to śmierć została uwięziona na gruszy i co z tego wynikło - Józef Szajna tworzy widowisko pełne humoru, inwencji, teatralnych pomysłów. Choć widowisko, pewno z winy samego tekstu, bardzo niejednolite.

Jego pierwsza część - zawiera w sobie wiele naiwności rodem ze świata bajki, kilka uroczych scen, popartych znakomitym aktorstwem, druga razi jednak sztucznością, upolitycznieniem, jak na naszą wrażliwość, nieco na siłę, zbytnią rozwlekłością. W tej drugiej części ów wojenny sabat imperialistów, ów dyskurs ze śmiercią, ma w sobie coś z plakatowej agitacji, tyle, że nieco przebrzmiałej. Wielka to szkoda, choć nie można nie cenić twórczego wysiłku inscenizatora, wielu jego celnych pomysłów, wspartych konsekwentną, dowcipną scenografią.

Mimo tych zastrzeżeń - wszystkich tych, którzy pójdą do Ateneum świadomi, że idą oglądać ludową klechdę, czy jak kto woli coś w rodzaju polskiej komedii dell'arte - można z góry zapewnić, że nie doznają rozczarowania. Wiele momentów przedstawienia wywołuje niewątpliwie rozbawienie, szczery zachwyt.

Tytułową rolę spektaklu, bardzo trudną, bo dość statyczną, na którą spada obowiązek wypowiedzenia kilkunastu zdań buntowniczych - gra Aleksandra Śląska, aktorka o wielkim doświadczeniu i wielkiej kulturze scenicznej. Z radością powitać należy znakomitą rolę Anny Ciepielewskiej (Wyrobnikowa), zagraną z ogromnym poczuciem humoru, cienką ironią, leciutką kpinką. Partneruje jej znakomicie Marian Kociniak, jako Wyrobnik, w roli bardzo zróżnicowanej, potraktowanej z dużą swobodą i naturalnością. Świetna jest także Krystyna Borowicz, jako Sąsiadka; pełni humoru: Bogusz Bilewski, Andrzej Gawroński. Władysław Kowalski, (Antek, Wojtek i Kaźmierek), zabawni: Stanisław Libner (Św. Piotr) i Jan Kociniak (Archanioł Gabriel). Bardzo wyrazisty Stanisław Niwiński, jako Pachciarz, a także Bohdan Ejmont w roli Policjanta-Tajniaka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji