Artykuły

Danuta Michałowska: Tryptyk o Wielkiej Damie cz.3

Artystka odeszła trochę osamotniona, ale przecież nie skazana na samotność, bo otaczało ją grono wielce zatroskanych o jej los i stan zdrowia przyjaciół, gotowych do wsparcia i wspomagających, do ostatnich chwil jej długiego życia. Towarzyszyła jej legenda, właściwa tylko nielicznym, wielkim i zasłużonym artystom - artystkę wspominają Małgorzata i Stanisław Dziedzicowie.

Koleżanka papieża

Dzień wyboru kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrowa stał się - z woli Artystki - datą przełomową w jej życiu zawodowym i artystycznym. Prowadził ją też ku potrzebie radykalnych, choć nierewolucyjnych przewartościowań w życiu osobistym i dotychczasowego systemu wartości zarówno w sferze aksjologicznej, jak i ontologii. Danuta Michałowska pojmowała te sfery jej życia z właściwą sobie dyskrecją i umiarem, nie miały one dla niej cech jakiegokolwiek koniunkturalizmu czy relatywizmu.

Wyniosła z domu nie tyle niechęć do wartości chrześcijańskich, ile raczej obojętność. Podobnie jej koleżanki z gimnazjum. A przecież - jak było to w przypadku Marii Dłuskiej, z której naukowych rozstrzygnięć wersologicznych i fonetycznych wielokrotnie korzystała - bliska jej była postawa agnostycyzmu, ukierunkowana jednak na poszukiwanie Boga w sferze ontologicznej, nie wyłącznie retorycznej. Stwierdzała wręcz: "Muszę bowiem wyznać, że wszelkie zagadnienia dotyczące Boga zawsze mnie bardzo zajmowały. Była to jakby wrodzona cecha mojej osobowości, bo ani z domu, ani ze szkoły takich zainteresowań nie wyniosłam i długo żyłam nieświadoma istnienia poza bytem doczesnym, choć formalnie - dzięki szkolnej katechezie, a także niektórym książkom, jak np. "Quo vadis"., a w późniejszych latach "Pieśni o Bernadecie" Franza Werfla - należałam do osób wierzących".

W okresach ciężkich doświadczeń odnajdywała wyciszenie i ucieczkę od codzienności w nieznanych jej dotąd systemach filozoficznych i religijnych. Nierzadko przyjazną dłoń podawali jej ludzie, z którymi znajomość czasem przeradzała się w wieloletnią przyjaźń. Pod koniec lat 50., kiedy konflikt z Mieczysławem Kotlarczykiem, w konsekwencji którego musiała się rozstać z Teatrem Rapsodycznym, przybrał charakter wyjątkowo dramatyczny, taką rolę odegrali Maria i Jan Hadynowie. Skierowali oni życie duchowe Danuty Michałowskiej w stronę hinduizmu, który okazał się drogą do głębokiego przeżywania religii katolickiej, której ona sama nigdy zasadniczo się nie wyzbyła.

"Dzięki tym kontaktom - napisze po latach - przeżyłam proces wielkiej przemiany czy, jak kto woli, nawrócenia. Ośrodkiem mego życia stał się On, Praprzyczyna wszystkiego, co istnieje, jedyna Rzeczywistość i Najwyższa Mądrość. On jest Absolutem i - jak mówił do Ateńczyków Paweł z Tarsu: w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Moja nowa autoewangelia była następstwem wieloletniego obcowania z pismami hinduskimi".

W pełni świadomy powrót do Kościoła katolickiego nastąpił po roku 1978. Istotną rolę w tej przemianie duchowej Danuty Michałowskiej, długotrwałej i wielokierunkowej, także w odniesieniu do statusu rodzinnego, odegrało kilka czynników i osób, m.in. ks. Jan Twardowski

oraz najpierw kontakty, a z czasem, w latach 80., uczestnictwo we wspólnocie Ruchu Odnowy w Duchu Świętym przy parafii św. Stanisława Kostki na krakowskich Dębnikach. Artystka niewiele i niechętnie wypowiadała się o sferze życia osobistego i religijnego, traktując je jako świat prywatnych doświadczeń. Z umiarem i powściągliwością właściwymi dla większości znanych osobistości świata kultury swojego pokolenia, w książce wspomnieniowej, opatrzonej przez Artystkę znamiennym tytułem Pamięć nie zawsze święta, napisała: "Tak właśnie rysują się w mojej nie zawsze świętej pamięci wszelkie katastrofy życiowe, przez które przebijałam się w ciągu wielu dziesiątków lat. A było tych katastrof znacznie więcej niż te, które opisałam. Jednak w najtrudniejszych nawet chwilach próbowałam odnajdywać sens w tym, co się działo. Gdy poznałam dość gruntownie listy św. Pawła (...), starałam się kierować zasadą, zapisaną w "Liście do Filipian": zapominając o tym, co za mną, a natężając się do tego, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie".

Jesień roku 1978 stała się czasem ostatecznego uporządkowania i ześrodkowania artystycznych oraz aksjologicznych postaw, na ukształtowanie których złożyły się wspomniane już czynniki, a wybór Jana Pawła II stał się w życiu Danuty Michałowskiej artystyczną cezurą. Podłożem w tym względzie było przekształcenie Teatru Jednego Aktora w jednoosobowy zasadniczo Teatr Godziny Słowa, wykorzystujący teksty biblijne i literaturę o profilu i motywacjach religijnych. Teatr Godziny Słowa wszelako miał swoje znacznie wcześniejsze odniesienia artystyczne.

Kiedyś, zapewne jeszcze na początku lat 70., przebywała Michałowska w ośrodku wypoczynkowo-katechetycznym Ostoja w Krynicy, kierowanym wówczas przez koleżankę, kiedyś aktorkę Teatru Rapsodycznego - Różę Siemieńską. Tam właśnie, najpierw podczas rozmów z Różą Siemieńską, a w konsekwencji - lektury dzieł wielkiej mistyczki i reformatorki zakonu karmelitańskiego, św. Teresy z Avili, zafascynowała się autorką tych dzieł i jej dokonaniami. Lektura tych pism otwierała przed Michałowską nowe obszary artystycznych poszukiwań, dotąd jej nieznane: biografię św. Teresy z Avili, ogłoszonej w 1970 r. przez Pawła VI doktorem Kościoła, jej teksty mistyczne (zwłaszcza "Twierdza wewnętrzna") jawiły się jej teraz jako świetny, intrygujący wysoce materiał na scenariusz. Nie bez znaczenia był też dla niej odkryty podczas studiów nad dziedzictwem duchowym św. Teresy fakt, że jej pisma mistyczne odegrały zasadniczą rolę w duchowej przemianie Żydówki Edyty Stein, która po przyjęciu chrztu wstąpiła do zakonu karmelitanek bosych jako Teresa Benedykta od Krzyża. Wiedziała już wcześniej, jak ważną rolę w powołaniu kapłańskim Karola Wojtyły odegrały pisma i świat duchowych wartości św. Teresy z Avili i św. Jana od Krzyża, była świadkiem "dorastania" Karola Wojtyły do kapłaństwa. Znała powody, dla których jej kolega z Teatru Rapsodycznego zarzucił na czas jakiś decyzję o wstąpieniu do Karmelu, a wstąpił do konspiracyjnego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej i podjął studia na tajnie funkcjonującym Wydziale Teologicznym UJ.

Po wyborze kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrowa, papieża zza "żelaznej kurtyny", od ponad pięciuset lat pierwszego papieża nie-Włocha, zainteresowanie jego osobą w świecie niepomiernie wzrosło. Kraków i ojczyzna Karola Wojtyły stały się przedmiotem niebywałego zainteresowania mediów. W sposób naturalny Danuta Michałowska, Halina Królikiewicz-Kwiatkowska, Tadeusz Kwiatkowski czy Juliusz Kydryński stali się upragnionymi przez dziennikarzy rozmówcami na temat nowego papieża. Wielu zaskakiwały oraz intrygowały jego artystyczne zainteresowania, doświadczenia jako poety, dramaturga i aktora. Gdy w rok po wyborze nakładem oficyny wydawniczej Znak ukazała się większość dzieł literackich Karola Wojtyły, Michałowska, zasłużenie uchodząca za czołową w kraju interpretatorkę poezji, otrzymywała wiele ofert i próśb o recytację tej poezji, o komentarze i wspomnienia poświęcone Wojtyle aktorowi i poecie.

Jesienią 1978 r. otrzymała zaskakującą propozycję od rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego ks. prof. Mieczysława Krąpca, który wspólnie z prorektorem tej uczelni prof. Stefanem Sawickim zaproponował jej przygotowanie interpretacji "Ewangelii wg św. Marka" w przekładzie Czesława Miłosza. Takie były w istocie początki Teatru Godziny Słowa... Zanim doszło do prezentacji w samym Lublinie, premiera odbyła się w należącym do ss. Duchaczek kościele św. Tomasza w Krakowie. Własną interpretację Ewangelii św. Marka przez kilka następnych lat przedstawiała Danuta Michałowska w różnych kościołach. W sposób zatem naturalny ukształtowana została nowa sceneria niesienia idei Słowa - miejsce sakralne, w jej praktyce dotąd nieznane. Realizować się zaczął tym samym scenariusz marzeń Juliusza Osterwy i Mieczysława Kotlarczyka o teatrze religijnym, które dla konspiracyjnego zespołu rapsodyków mogły być tylko wizjami. Danuta Michałowska znała te koncepcje, pamiętała grudniowy wieczór 1942 r., kiedy to Kotlarczyk przedstawił swój program-manifest "Teatr nasz", w którym zapisał m.in.: "A może sięgniemy tu z czasem i do Pisma Świętego? Może zdążymy wypracować z czasem artystyczną formę wygłaszania słowa i Starego, i Nowego Testamentu, Apokalipsy i Listów św. Pawła. Może zdążymy wypracować artystyczną formę wygłaszania Słowa: św. Augustyna i św. Franciszka z Asyżu, św. Tomasza z Akwinu i św. Jana od Krzyża? Może właśnie przed nami stoi i na nas czeka wypracowanie form dla nowoczesnego teatru chrześcijańsko-religijnego?"

Danuta Michałowska posiadała w swoich zbiorach prywatnych stary maszynopis spisany na pożółkłych kilku kartkach, do którego zapewne po wielokroć zaglądała, bez względu na relacje z Teatrem Rapsodycznym i samym Kotlarczykiem. Występy Michałowskiej z Ewangelię św. Marka w kościołach, zazwyczaj poprzedzone mszą świętą, zaskakiwały wielu swoim bogactwem i odmiennością przesłania ewangelicznego tekstu, przemawiającego nowym, współczesnym odczytaniem translatorskim tekstu noblisty, który w wykonaniu Artystki tej klasy, bez koturnowości, ale z umiarem właściwym dla charakteru wypowiedzi, niósł nową jakość artystyczną.

Jacek Popiel w swojej książce "Teatr Danuty Michałowskiej. Od Króla Ducha do Tryptyku rzymskiego" - stwierdza wręcz: "Dwukrotnie w dwóch różnych kościołach byłem uczestnikiem tego swoistego misterium słowa, związanego z interpretacją "Ewangelii według św. Marka". I miałem wówczas przekonanie, że oto najpełniej ucieleśnia się marzenie Kotlarczyka o aktorze - misjonarzu słowa, o teatrze, w którym nie ma podziału pomiędzy oddziaływaniem estetycznym a misyjnym".

Sama zaś Michałowska, która propozycję władz KUL prezentacji Ewangelii przyjęła początkowo z niemałymi rozterkami, stwierdziła po latach: "wcześniejsza ani też późniejsza praca nie dala mi tyle wewnętrznego światła, co proste przecież relacje Marka Ewangelisty". Premiera w kościele św. Tomasza odbyła się w listopadzie 1978 r.

Twórczość literacką Karola Wojtyły poznała już po jego wyborze na Stolicę Piotrowa. Wcześniej nie znała publikowanych pod pseudonimami tekstów poetyckich czy dramatów. Interpretacja tych tekstów przysparzała jej niemało trudności, ale też była w jej życiu, nie tylko artystycznym, ważnym wyzwaniem. Po wielu takich dokonaniach, na początku lat. 90. stwierdzała: "Długa i żmudna praca doprowadziła mnie do interpretacji takich tekstów, jak np. "Pieśń o Bogu" ukrytym czy "Myśląc ojczyzna" - jak mi się wydaje - właściwej. Z każdym rokiem poezja ta jest mi bliższa i dla mnie samej coraz bardziej zrozumiała. Nie chciałabym wydać się zbyt zarozumiała, ale chyba świadczy to o tym, że droga do twórczości Karola Wojtyły, w tym również dramatycznej, prowadzi przez dogłębną pracę nad słowem i próby dotarcia do niej w oparciu o środki normalnego aktorstwa nie mogą doprowadzić do właściwych rezultatów. Związek Karola Wojtyły z Teatrem Rapsodycznym ujawnił się w jego twórczości dramatycznej i to w sposób tak istotny, że - jak sadzę - tylko Teatr Rapsodyczny byłby w stanie zrealizować taki utwór, jak np. "Promieniowanie ojcostwa", które nota bene uważam za szczytowe osiągnięcie tego autora".

Danuta Michałowska długo szukała klucza do interpretacji poezji Karola Wojtyły, choć często jego utwory, zwłaszcza wiersze, recytowała. Czasem wyznawała, że gubi się w niełatwych do pojęcia metaforach czy trudnym do rozpoznania spojrzeniu Wojtyły na siebie samego i świat. Klucz do tej poezji odnalazła po lekturze Tryptyku rzymskiego. Jak się wydaje, nikt nie zdołał głębiej wniknąć w przesłania i urodę tekstu tego dzieła, jak właśnie ona.

W maju 1981 r. wybrana została Danuta Michałowska w pierwszych w pełni demokratycznych wyborach na stanowisko rektora Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Na jej wniosek prorektorem wybrany został Jerzy Radziwiłowicz, naówczas bodaj najpopularniejszy polski aktor - znany milionom Polaków z głośnych filmów Andrzeja Wajdy - "Człowiek z marmuru" i "Człowiek z żelaza". Wkrótce po objęciu urzędu rektorskiego, jesienią 1981 r., wraz z gronem przyjaciół z dawnego Teatru Rapsodycznego uczestniczyła w przygotowaniu uroczystości jubileuszowych tej placówki, zlikwidowanej w 1967 roku. W listopadzie uczestniczyła w otwarciu Domu Polskiego w Rzymie (przy Via Cassia), zakupionego za fundusze ofiarowane przez Polonię. Występowała w związku z tą uroczystością z koncertem poezji polskiej przed trzytysięczną publicznością rodaków przybyłych do Wiecznego Miasta z wszystkich kontynentów. Niezwykłym dla niej przeżyciem i zaszczytem był też 7 listopada 1978 r. występ specjalny dla Jana Pawła II, podczas którego prezentowała fragmenty "Króla Ducha" Juliusza Słowackiego i "Pieśń o ziemi naszej" Cypriana Kamila Norwida. Prezentowała te fragmenty eposu Słowackiego, które oboje wykonywali w pierwszej okupacyjnej rapsodycznej wersji z 1941 roku.

Radość wrażeń i dalszych planów, wyrażane podczas Kongresu Kultury Polskiej w Warszawie w dniach 11 i 12 grudnia 1981 r., zniweczyła, a przynajmniej znacząco osłabiła wiadomość dnia następnego: wprowadzenie na terenie całego kraju stanu wojennego. W poczuciu odpowiedzialności za przyszłość uczelni oraz studentów i nauczycieli akademickich, zaangażowanych w zmiany polityczne w kraju, priorytetem z konieczności stało zachowanie stanu osobowego wykładowców i studentów, choćby kosztem kształcenia. Wobec zawieszenia działalności władz kolegialnych, ciężar odpowiedzialności i podejmowania decyzji spoczywał, zwłaszcza w pierwszych, najtrudniejszych dniach stanu wojennego, na rektorze. Funkcję rektora sprawowała do końca kadencji, która wygasła jesienią 1984 r. Wycofała się z uczestnictwa w wyborach na następną kadencję. Uznała, że ograniczenia autonomii uczelni utrzymywane po odwołaniu stanu wojennego i dbałość o utrzymanie standardów akademickich wymagają teraz rektora, który by łączył mocną pozycję polityczną z niekwestionowanym autorytetem dydaktyka i artysty.

Lata 80. i 90. były w życiu pozauczelnianym Danuty Michałowskiej wyjątkowo znaczące. Z właściwą sobie artystyczną kreatywnością podejmowała nowe zadania, odsłaniając nowe pokłady swoich możliwości.

"W stanie wojennym - stwierdza Jacek Popiel - szerzej - w latach 80., przestrzenie kościelne i zakonne stały się jedynym miejscem, w którym mogło artystycznie wybrzmieć wolne słowo. Michałowska - zarówno jako aktorka swego Teatru Godziny Słowa, jak i artystka, reżyserka spektakli, wieczorów poetyckich - będzie jedną z najbardziej aktywnych uczestniczek Teatru religijnego. W przypadku tej artystki wybór przestrzeni sakralnej jako miejsca prezentacji kolejnych przedsięwzięć artystycznych nie był czymś nowym. Od paru lat systematycznie występowała w kościołach, kaplicach czy innych pomieszczeniach przynależących do kościołów i klasztorów".

W Krakowie występowała zazwyczaj w kościele św. Tomasza przy ul. Szpitalnej. W jej repertuarze przed wprowadzeniem stanu wojennego były wspomniane już "Ewangelia" wg św. Marka w przekładzie Czesława Miłosza, "Medytacje nad poezją" Andrzeja Jawienia (ps. Karola Wojtyły), "Listy"Jana i Pawła Apostołów, wieczory poezji Czesława Miłosza, a także "Opowieść na dobrą noc" wg tekstów literatury hinduskiej. W 1980 r., w dziesiątą rocznicę tragicznych wydarzeń na Wybrzeżu, uczestniczyła w gdyńskim kościele Najświętszego Serca Jezusowego w wielkim koncercie słowno-muzycznym, obok m.in. Mai Komorowskiej, Haliny Mikołajskiej, Haliny Winiarskiej, Izabeli Olszewskiej, Daniela Olbrychskiego, Jerzego Radziwiłowicza, Jerzego Stuhra i Zbigniewa Zapasiewicza.

Z monodramem o św. Teresie z Avili, bez względu na rygory stanu wojennego oraz piastowany urząd rektora krakowskiej PWST, postanowiła wystąpić w 1982 r., w czterechsetną rocznicę śmierci hiszpańskiej mistyczki. Premiera Świętej odbyła się we wrześniu w kościele św. Tomasza Apostoła, na tydzień przed pielgrzymką Jana Pawła II do Hiszpanii, podczas której papież miał odwiedzić miejsca związane z życiem św. Teresy - Avilę i Albę. Po latach pisała: "Propozycja, aby ewentualnie w kilku klasztorach pokazać dzieje duchowe św. Teresy, nie przekonywała mnie. Pragnęłam mówić o jej cudowności właśnie ludziom świeckim, takim jak ja, błąkającym się po różnych manowcach filozoficzno-religijnych. Nie chciałam nawracać wierzących, ale grzeszników i niedowiarków - celników i nierządnice... Czułam, że potrafiłabym mówić o jej przeżyciach przekonująco, tak jak sama zostałam przekonana".

Michałowska tradycyjnie osobiście dokonała wyboru pism Teresy Wielkiej (w przekładzie ks. bp. Piotra Kossowskiego), cytatów z Pisma św. (w przekładzie Czesława Miłosza i Romana Brandstaettera). Święta pobiła rekordy frekwencji. Występowała z tym monodramem w wielu miejscowościach - w kościołach, na estradach, w piwnicach artystycznych, klasztorach. W Krakowie występowała głównie w Piwnicy św. Norberta, gdzie prezentacje odbywały się każdego tygodnia przez niemal rok. W nowym z konieczności miejscu - krypcie pijarów - zawodziła jednak publiczność.

Jesienią 1986 r. występowała Michałowska przed polonijną publicznością w Australii, Tasmanii i Nowej Zelandii z Opowieścią o Karolu Wojtyle. W związku z pielgrzymką Jana Pawła II do Australii wraz z Markiem Skwarnickim w licznych ośrodkach polonijnych dokonywali artystycznych prezentacji dzieł papieża. Aktorka prezentowała także poezję wielkich polskich romantyków - Mickiewicza, Słowackiego i Norwida. Te niezwykłe w swoim klimacie prezentacje kultury polskiej określała we wspomnieniach jako najbardziej niezwykłą artystyczną eskapadę swojego życia.

W następnych latach oprócz wspomnianych programów Teatru Godziny Słowa często występowała w ramach wieczorów poezji, uczestniczyła w organizacji dorocznych Dni Kultury Chrześcijańskiej, przygotowywała nowe premiery (m.in. "Gloria in excelsis. Objawienia" Anny Katarzyny Emmerkh, "Nawracajcie się" wg Apokalipsy św. Jana, "Requiem" Anny Achmatowej, "Raj utracony" J. Miltona).

Ważne miejsce wśród pozycji repertuarowych Teatru Godziny Słowa zajmuje spektakl "O matce i synu opowieść", którego premiera odbyła się w Lipnicy Murowanej w maju 1987 r. To malowniczo położone miasteczko słynie z konkursów palm, trzech pięknych kościołów, a nade wszystko zaś z trojga osób wyniesionych przez Kościół na ołtarze: św. Szymona z Lipnicy, św. Urszuli Ledóchowskiej i bł. Marii Teresy Ledóchowskiej. Obie siostry Ledóchowskie, choć urodziły się w Dolnej Austrii, wychowały się w należącym do ich rodziny dworku w Lipnicy. W tekst monodramu po raz pierwszy Michałowska zdecydowała się włączyć własny tekst poetycki, który zatytułowała "Pierwsze i drugie tak". Dotąd scenariusze opierała wyłącznie na tekstach innych autorów.

"Ten mały utwór napisałam - wspomina po latach - aby związać złotą i krwawą nicią w logiczną całość dzieje Matki i Syna. To mi się zdarzyło pierwszy raz w życiu: własnym tekstem uzupełniłam pewien wyraźnie odczuwalny brak w scenariuszu (o "Matce i Synu opowieść bez Zwiastowania?...") [...] Mój wiersz był nie tylko jakimś słowem wiążącym, ale ważnym elementem konstrukcji całości. Przeżywałam radość tworzenia, uczucie dla mnie nienowe, ale spotęgowane przez fakt, że przemawiałam po raz pierwszy słowami własnego tekstu, który mógł pretendować do miana poezji. W dodatku mój utwór, wypowiadany tuż po Mickiewiczowskim Widzeniu, nadawał w istocie głębszy sens całości".

Szczególne miejsce już nie tylko w dorobku scenicznym, ale i pisarskim zajmuje monodram "Ja, bez imienia", którego premiera odbyła się 13 listopada 1994 r. w miejscu bardzo niecodziennym, bo w apartamentach prywatnych Jana Pawła II w Watykanie. Uczestniczyło w niej wąskie grono osób zaproszonych przez papieża. Inspiracja zajęcia się osobą św. Augustyna wyszła od ks. prof. Józefa

Tischnera. Chodziło przede wszystkim o "Wyznania" św. Augustyna w nowym znakomitym przekładzie Zygmunta Kubiaka, a jego rzeczywistą osnowę stanowiło kilka zdań z tego dzieła o kobiecie, z którą autor żył w młodości i miał syna, zanim został katolikiem. Nieznaną z imienia kobietę obdarowała imieniem Elissa, zaczerpniętym z dzieła, którym zafascynowany był Augustyn, z Eneidy Wergiliusza. Scenariusz monodramu był w całości dziełem Danuty Michałowskiej. To monolog 76-letniej kobiety "bez imienia" - kiedyś konkubiny Augustyna, matki jego syna Adeodata, wypowiadany podczas oblężenia Hippony przez Wandalów w 431 roku. To, bez wątpienia najlepszy w sensie literackim i najbardziej fascynujący od strony fabularnej i psychologicznej utwór Danuty Michałowskiej, o którym Anna Karoń-Ostrowska pisze: "literacki debiut Danuty Michałowskiej jest debiutem bardzo dojrzałym pisarsko. Zachwyca umiejętność budowania fabuły, zmysł dramaturgiczny, postaci bohaterów prowadzone są delikatnie, choć bardzo wyrazistą linią, odsłaniają bogactwo duchowe. Zadziwia znawstwo i dbałość o szczegół epoki, nie można nie usłyszeć piękna i malowniczości poetyckiego języka monodramu Danuty Michałowskiej".

Polska premiera monodramu "Ja bez imienia" odbyła się w Piwnicy przy ul. Kanoniczej w Krakowie, natenczas scenie Teatru Ludowego, gdzie odbyło się ponad dwadzieścia spektakli. Gdziekolwiek występowała z tym monodramem, także poza granicami Polski (Londyn, Wiedeń), spotykała się z niemałym uznaniem ze strony publiczności. Tekst monodramu ukazał się nakładem "Więzi" (1996), wzbogacony o rysunki prof. Stanisława Rodzińskiego. Monodram ten otwierał swoisty tryptyk teatralny autorstwa Danuty Michałowskiej, na którego składać się miały: "Gołębica w rozpadlinach skalnych" i "NN po raz 483-ci". Monodram Danuty Michałowskiej o "Szulamitce Abiszag", oparty na kilku księgach Starego Testamentu (w tym "Księdze Psalmów" i "Pieśni nad Pieśniami" w tłumaczeniu Czesława Miłosza), ona sama nazwała apokryfem, bowiem jego źródło wprawdzie tkwi w Biblii, ale fabularyzacja i motywacje zostały stworzone przez nią i domniemane. Autorka nadała swojemu utworowi kontekst bardziej uniwersalny, głównie w odniesieniu do roli i pozycji społecznej kobiet w tamtej i współczesnej rzeczywistości. Historia pięknej dziewczyny, która ciepłem własnego ciała ogrzewała - nie tracąc dziewictwa - ziębnące ciało sędziwego Dawida, wymuszała wiele pytań i kiedyś, i współcześnie. Kim w istocie ona była - nałożnicą czy opiekunką? Jej los i status nie były jednoznaczne. Aktorka stwierdzała wręcz: "Jej młodość i piękność, jej fizyczna bliskość z największym z królów Izraela, a zarazem poetą i harfiarzem, któremu przypisuje się autorstwo znacznej części "Psalmów" - Dawidem, jej niewątpliwa obecność na dworze następcy Dawida - Salomona, jej udaremnione przez tegoż króla małżeństwo ze starszym bratem Salomona, synem Dawida - Adonijją, (...) - to elementy, które dały impuls zadumie nad losem Abiszag Szulamitki. Pytanie, co mogło się z nią stać po śmierci Dawida, którego ogrzewała własnym, pięknym, młodziutkim ciałem w łożu, nie tracąc - jak zaświadcza Biblia - dziewictwa (król jej nie poznał), domagało się odpowiedzi: prawdopodobnej i nie sprzecznej z prawem obyczajowym tamtych bardzo dawnych czasów - sprzed blisko trzech tysięcy lat".

W kilka miesięcy po krakowskiej prapremierze "Gołębicy..." odbyła się 7 lutego prezentacja tego monodramu w papieskim salonie w Watykanie. Artystce towarzyszył jako akompaniator flecista

Stefan Błaszczyński. Jakieś analogie do wspólnych występów rapsodycznych stawały się oczywiste: garstka widzów, dywan określający umownie pojętą scenę, ograniczona do niezbędnej scenografia, subtelna, ale wyrazista oprawa muzyczna. Lecz rapsodyczny protagonista - "nie na scenie, ale w fotelu widza".

Trzeci, a zarazem ostatni monodram - "NN, czyli Tatiana po raz 483-ci" - przyniósł dopełnienie tragicznych, ale i najeżonych teraz wątpliwościami natury moralnej losów Marii Wołkońskiej, pierwowzoru Tatiany, bohaterki poematu Aleksandra Puszkina "Eugeniusz Oniegin". Michałowska po 55 latach sięgnęła znów, już po raz piąty, do poematu Puszkina, wzbogaconego o inne utwory, kroniki i dokumenty, bo pragnęła zmierzyć się z legendą o ulubionej bohaterce Tatianie. Michałowska, obok oczywistych powodów, dla których każdorazowo chętnie sięgała po tę pozycję repertuarową, miała też sentymentalne: rola Tatiany przyniosła jej przed laty niebywałe uznanie krytyki i początek legendy artystycznej. Zawarty teraz w tytule liczebnik 483 odnosił się do liczby spektakli, w których, we wszystkich dotychczasowych pięciu premierach, wystąpiła Michałowska w roli Tatiany - Marii Wołkońskiej. Do dotychczasowej wersji o Tatianie - księżnej Marii Wołkońskiej, która wbrew stanowisku rodziny i innym przeciwnościom postanowiła z mężem - dekabrystą, skazanym na katorgę, dzielić zesłanie na Sybir, postanowiła dodać nowe fakty. Michałowska zdecydowała się zburzyć legendę o wiernej żonie i odsłonić prawdę już nie tyle o Tatianie, ile o Wołkońskiej. W scenicznej opowieści sięgnęła dodatkowo po Pamiętnik Wołkońskiej (wydany po polsku w 1974) i opracowania naukowe pióra Olgi Popowej, które odsłoniły prawdę o księżnej Wołkońskiej i jej wieloletnim romansie z Aleksandrem Poggio, włoskim arystokratą, także zesłanym za udział w związku dekabrystów. Po trzydziestu latach od "Opowieści grudniowej" (premiera 24 października 1972 r.), we własnym już autorskim tekście monodramu zawarła dzieje rodziny Wołkońskich z uwzględnieniem zdarzeń, które godziły w dotychczasową romantykę i topos żony - wiernej towarzyszki zesłańców i katorżników.

"Ze zróżnicowanej materii tekstów - stwierdza Jacek Popiel - Artystka wydobyła w sposób perfekcyjny całą dramaturgię historii Wołkońskiej, kobiety, która dopiero na łożu śmierci w liście do dzieci (Michał i Nelly) ujawniła tajemnice swojego życia - wielką miłość do Aleksandra Poggio, której owocem były wspomniane dzieci. Tę opowieść zamyka epilog, zawierający nie tylko informacje o śmierci Marii Wołkońskiej, ale i zaskakujący akapit, będący zwieńczeniem nowej opowieści o Tatianie". W tym epilogu zawarła Michałowska informację o miejscu pochówku Wołkońskiej - w kaplicy w Woronkach; obok niej - na życzenie A. Poggio - złożono kilka lat później także jego ciało.

Premiera tego monodramu odbyła się 10 kwietnia 2003 r. na scenie klasycznej PWST przy ul. Warszawskiej 5 - w tej samej, gdzie przed 55 laty odbyła się premiera słynnego spektaklu Mieczysława Kotlarczyka z Michałowską w roli Tatiany.

Jak już wspomniano - przełom w interpretacji twórczości poetyckiej Karola Wojtyły przyniósł - zdaniem Artystki - "Tryptyk rzymski". Wnikliwa analiza jego tekstu, z uwzględnieniem strony wersyfikacyjnej, obrazów poetyckich, metaforyki, bogatych i wielorakich odniesień znaczeniowych, archetypów, nade wszystko poszukiwanie klucza do całościowego odbioru zasadniczych przesłań autorskich, budowania syntezy znaczeń i wartości - posłużyły do przełamania trudności interpretacyjnych. Artystka otrzymała z Watykanu tekst "Tryptyku rzymskiego" na dwa miesiące przed jego wydaniem. Zaprezentowała poemat już 9 marca 2003 r. w krakowskim kościele św. Krzyża.

Jacek Popiel stwierdzał z uznaniem: "Co najmniej kilkanaście razy słuchałem wykonań całości czy wybranych fragmentów Tryptyku rzymskiego i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że nikt z polskich artystów nie potrafi z takim zrozumieniem i precyzją interpretacyjną przekazać zawartości myślowej, ideowej tego tekstu Jana Pawła II. (...) Michałowska mówiąca poezję Karola Wojtyły w sali Audytorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego w ramach Dni Jana Pawła II i interpretująca Stanisława w Rzymie (2010 r.) w czasie sesji poświęconej miejscu teatru w biografii Wojtyły - Jana Pawła II - to według mnie wydarzenia, których ranga artystyczna porównywana jest z największymi sukcesami Artystki w Teatrze Jednego Aktora".

Ostatnią premierą, którą Michałowska zdołała przygotować w ramach Teatru Jednej Godziny, był monodram "Pierwsza godzina wiekom jagiellońskim dzwoni", poświęcony osobie szczególnie jej bliskiej - św. Jadwidze Królowej. Scenariusz obejmował fragmenty dramatu Zawisza Czarny Juliusza Słowackiego, Balladę wawelskich arkad Karola Wojtyły oraz fragmenty homilii kanonizacyjnej, wygłoszonej w 1997 r. przez Jana Pawła II na krakowskich Błoniach. W spektaklu towarzyszył Michałowskiej Leszek Długosz (oprawa muzyczna, śpiew i słowo). Premiera odbyła się 15 października 2009 r. na scenie PWST przy ul. Warszawskiej w Krakowie.

O ile realizacjom Danuty Michałowskiej w ramach jej Teatru Jednego Aktora towarzyszyły jeśli nie liczne, to na ogół znaczące recenzje pisane przez znakomitych znawców przedmiotu, to spektakle Teatru Godziny Słowa przechodziły na ogół niezauważenie. Nie podważano perfekcyjnego warsztatu aktorskiego, choć niektórzy dystansowali się trochę od niedzisiejszej ich zdaniem formuły literackiej scenariuszy. Czy mogą te spektakle interesować współczesnego widza? - pytali. Milcząco przyjmowała tę obojętność krytyki teatralnej świadoma faktu, że ma publiczność, na którą może liczyć. Czasem ubolewała, że gaśnie na naszych oczach solidna, perfekcyjna krytyka teatralna, że zastępuje ją coraz częściej płytka, efekciarska publicystyka.

W życiu zawodowym Danuty Michałowskiej szczególnie ważne miejsce zajmowała zawsze Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna, troska o poziom nauczania, dbałość o właściwy dobór kadry nauczającej, o właściwą formację zawodową i artystyczną aktorów. W krakowskiej PWST nauczała przede wszystkim wymowy scenicznej, interpretacji wiersza oraz monologów klasycznych, okazjonalnie reżyserowała spektakle dyplomowe. To właśnie Michałowskiej uczelnia zawdzięcza w niemałej mierze swój artystyczny wizerunek, odrębność i rapsodyczny pietyzm kultury słowa scenicznego. Mówiono wręcz o krakowskiej szkole sztuki aktorskiej. Michałowska jest autorką jednego z najważniejszych podręczników z zakresu wymowy scenicznej - Podstawy polskiej wymowy scenicznej (1975 r.), który w wersji rozszerzonej, ukazał się w 1994 r. pt. O podstawach polskiej wymowy scenicznej. Z krakowską PWST związana była przez 42 lata. Często powtarzała, że zawsze walczyła z tym, co potocznie nazywa się deklamacją, a więc sztucznym, powierzchownym, na ogół alogicznym sposobem wypowiadania tekstu.

Artystka odeszła trochę osamotniona, ale przecież nie skazana na samotność, bo otaczało ją grono wielce zatroskanych o jej los i stan zdrowia przyjaciół, gotowych do wsparcia i wspomagających, do ostatnich chwil jej długiego życia. Towarzyszyła jej legenda, właściwa tylko nielicznym, wielkim i zasłużonym artystom. Spod jej profesorskiej ręki wyszło około 900 aktorów. Wśród nich m.in. Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Jerzy Stuhr, Jan Nowicki, Olgierd Łukaszewicz, Dorota Segda, Krzysztof Globisz, Jacek Romanowski, Maciej Stuhr. Mogła więc być pewna, że "potrwa ta jej wielka aktorska szkoła zamieniania słów w ludzi". Spoczęła na Salwatorze, obok tych, którym tak wiele w życiu zawdzięczała: Stanisława Pigonia, Kazimierza Wyki, Juliusza Osterwy, Karola Frycza, Zofii Jaroszewskiej, Mieczysława Kotlarczyka, Tadeusza Kudlińskiego...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji