Artykuły

Dwie awangardy

Niektórzy mają dość awangardy nawet w liczbie pojedynczej, a cóż dopiero, gdyby awangard miało być więcej. A jednak ostatnio warszawskie doświadczenia teatralne przypominają, że były przynajmniej dwie. I są do dzisiaj. Tyle tylko, że ich początki sięgają czasów tak odległych (prawie pój wieku), iż dziś już chyba nawet nie wypada mówić o awangardzie, a raczej o dwóch kierunkach nowoczesnego teatru.

Początki tych dwóch nurtów przypomniały nam dwa nowe przedstawienia warszawskich teatrów: Witkacego "Oni" w Teatrze Kameralnym, i "Śmierć na gruszy" w Teatrze Ateneum. Dwa spektakle, które należą do tej kategorii przedstawień, dzięki którym rozpowszechniono twierdzenie o interesującym życiu teatralnym w Polsce (jakże często można w nie zwątpić!) - nie jest jednak tylko złudzeniem. Dwa dobre, żywe przedstawienia, dwa dobre teatry.

Dzięki temu, że premiery obu tych sztuk odbyły się dzień po dniu, można je porównać ze sobą, można wyciągnąć wnioski, spoglądając na nie razem. Obie napisane zostały prawie w tym samym czasie, należą do jednej epoki: "Oni" powstali w 1920 roku, prapremiera "Śmierci na gruszy" odbyła się w roku 1925 w Krakowie.

Witold Wandurski, przedwojenny komunista, działacz KPP, literat-społecznik. twórca robotniczego teatru - i Stanisław Ignacy Witkiewicz, przerafinowany intelektualista, demon zakopiański, filozof, esteta, fantasta, dziwak, katastrofista... Pomijając różnice talentów, trzeba powiedzieć, że obaj - jako dramaturgowie - zakładali podwaliny dzisiejszego nowoczesnego teatru polskiego, choć każdy z nich szedł zupełnie inną drogą. Co z tego zostało?

Wandurski szedł drogą od teatru ludowego, od moralitetu, bajki, szopki, tworzył nowoczesną ludową comedia dell arte, jednocząc tę formę ze swym radykalnym programem społecznym, użytkując ją do celów programu politycznego. Witkacy posługiwał się tradycyjnym schematem dramatu mieszczańskiego, XIX-wiecznego, rozkładając tę formę od środka, doprowadzając ją do absurdu poprzez nietradycyjne treści, jakie w nią wpisywał. Wandurski tworzył postaci sceniczne o charakterze marionetek, kukieł szopkowych, masek - Witkacy tworzył postaci barwne, pełne psychologicznych powikłań, naładowane kompleksami erotycznymi, klanowymi, kulturowymi. Wandurski upraszczał, Witkacy intelektualizował. Dzieckiem i spadkobiercą Witkacego jest dzisiaj Mrożek. A Wandurskiego? - Byłby nim ten, kto w dramaturgii polskiej pisałby, powiedzmy, pod Brechta, pod Majakowskiego... Zdaje się, że takiego nie ma, choć może jest i potrzeba, i tęsknota, i choć zdarzają się tu i ówdzie niezna-czne próby w tym kierunku.

Witkacy i Wandurski - obaj pisarze z temperamentem społecznym, zainteresowani otaczającym światem. Powiedzielibyśmy dzisiaj: zaangażowańi - i to objęcie ich obu tym terminem świadczy, że zaangażowanie wcale nie jest równoznaczne z manifestacją pozytywnego stosunku do historii i postępu społecznego. Wandurski łączył wszelkie nadzieje z postępem ludzkości. Witkacy nie miał żadnych nadziei. Wandurski pisał: "Pracujemy dla przyszłości z pełnym poczuciem, że ona do nas należy, że kiedyś w warunkach pełnej swobody bez porównania szerzej i skuteczniej pracę nasza prowadzić będziemy". Nie dane mu było zrealizować osobiście tej zapowiedzi. Zginął w 1935 roku, w latach stalinowskich prowokacji, wraz z wieloma innymi komunistami. Witkacy popełnił samobójstwo podczas tragicznego września 1939 roku, kiedy - zdawało się nadchodzi już ostateczna, przepowiedziana przez niego katastrofa.

Dziś, jak gdyby nigdy nic - śmiejemy się wesoło na przedstawieniach ich przeraźliwie smutnych w gruncie rzeczy komedii, dając tym dowód niepodległości ducha ludzkiego i dając dowód nadziei, którą mimo wszystko niesie ze sobą historia.

Oceniając oba te przedstawienia poza emocjami, jakie wywołują porównania losów dwu pisarzy - trzeba powiedzieć, że "Oni" Witkacego są sztuką o wiele lepszą, niż "Śmierć na gruszy", i pod względem konstrukcji, i mądrości, i dowcipu. Ale oba przedstawienia są świetne pod względem roboty teatralnej, "Oni" w błyskotliwej, lekkiej reżyserii Witolda Skarucha to świetna, aktualna komedia polityczna. Wśród aktorów trzeba przede wszystkim wymienić Renatę Kossobudzką jako Spikę hrabinę Tremendosa, lekką i dowcipną, następnie Stanisława Jasiukiewicza, znakomitego w groteskowej charakteryzacji pułkownika Melchiora Abłoputo oraz Krzysztofa Kowalewskiego jako Seraskiera Bangę Tefuana, ideologa automatyzacji i autora pomysłu rozłożenia sztuki poprzez nakreślenie jej granic doraźnej użyteczności. Przekomiczną i odważną kolorystycznie scenografię stworzył w Teatrze Kameralnym nieśmiertelny młodzieniec - Franciszek Starowieyski.

"Śmierć na gruszy" w Ateneum to sukces reżyserski Józefa Szajny, scenograficzny Daniela Mroza, i aktorski Aleksandry Śląskiej, która zdumiewa dojrzałością środków i wyrazu przy tak dziewczęcej urodzie i figurze. Piękno i talent. Wśród najlepszych aktorów tego wyrównanego zespołu trzeba wymienić Mariana Kociniaka, Bogusza Bilewskiego i Władysława Kowalskiego, którzy wypadli najefektowniej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji