Artykuły

Letnicy

Obok "Na dnie" mamy w tym sezonie drugą sztukę Gor­kiego na warszawskich sce­nach. Teatr Dramatyczny wy­stawił "Letników". Można by zapytać: po co? Ale ponieważ i sam spektakl też nie daje od­powiedzi na to pytanie...

"Letnicy" nie należą do arcydzieł Gorkiego. To nie "Na dnie" ani "Jegor Bułyczow". Nie mają siły oskarżycielskiej tamtych dwóch dramatów, ich namiętności i pasji. Są ilustra­cją pewnej tezy i w tym cha­rakterze odegrali w przede­dniu rewolucji 1905 r. rolę ważną. Sztuka prowokowała do dyskusji, pobudzała świado­mość. Pokazywała pewną część inteligencji rosyjskiej wyrosłej z ludu - dzieci praczek i kucharek - która straciła z tym ludem kontakt. Dbałość o urządzenie się w życiu, o mate­rialne zabezpieczenie i wygo­dy - odsunęła ją od jedynych wtedy autentycznych proble­mów - od walki do jakiej szy­kowały się masy ludowe. Barbara Rafałowska w przedmowie do "Antologii dramatu rosyjskiego" tak pi­sze: "Zadowolony z siebie i z życia Basow - jeden z boha­terów "Letników" - głoszący hasło: "Wszystko dokonuje się stopniowo. Ewolucja!.." Susłow, pseudo obrońca "bied­nych ludzi", którzy "dużo gło­dowali i martwili się za mło­du" i chcą "najeść się i odpo­cząć w wieku dojrzałym"... Szalimow poeta-renegat i świetny człowiek interesu, czyhający na spadek po żonie - to wszystko przedstawiciele tej inteligencji... która - sprzymierzona z burżuazją - broni jej interesów, zasila jej szeregi". Oto w skrócie, problem "Letników". Problem już hi­storyczny. A bohaterowie? Satyrycznie przejaskrawieni, ogromnie gadatliwi, spacerują po lesie otaczającym podmiej­ską "daczę" i rezonują, rezonują. Niestety reżyser przed­stawienia, Ludwik Ren zaufał temu rezonerstwu, podkreślił je, starał się mu nadać rangę. Nie wyszło, bo nie mogło wyjść. To nie są bohaterowie "Trzech sióstr" czy "Wujaszka Wani". Nie mają wymiarów przekraczających swoje środo­wisko czy swoją epokę. Są osadzeni w konkretnym czasie. Jeśli coś w tej sztuce mogło zainteresować, to właśnie jej teza. Teza polityczna, pokaza­na jako fragment historii. Na­tomiast zupełnym nieporozu­mieniem jest przydawanie tej sztuce głębi, doszukiwanie się wartości, których nie ma, ja­kichś prawd dotyczących ludzi zawsze i wszędzie. Jakże nudzą ci letnicy, snu­jący się wśród dekoracji Ewy Starowieyskiej i ogromnie se­rio wygłaszający banały, któ­re autor chciał wyśmiać. Je­dyną postacią, którą się chce oglądać jest Maria Lwowna, lekarka, grana przez Ryszar­dę Hanin. Ta świetna aktorka - trochę ponad tekstem i tro­chę z innej sztuki - stworzyła postać piękną, mądrą, głęboką. Ale reszcie aktorów to się nie udało. Celebracyjny ton przed­stawienia i unikanie wszyst­kiego, co byłoby konkretem, jakąś rzeczywistością minioną ale ongiś autentyczną, i podkreślanie ponadczasowości głoszonych prawd - zabiło sztukę do końca. Jako poli­tyczna satyra osadzona w cza­sie i środowisku mogłaby za­interesować. Nie należy do dzieł wielkich wielkiego pisa­rza, ale grywa się nie tylko dzieła znakomite, grywa się i gorsze. Wówczas wszystko jest w rękach teatru. Ludwik René to świetny re­żyser i tym bardziej przykro, że się tak pomylił. Ale i w tej pomyłce widać jego mistrzow­ską rękę. Ile precyzji jest w tym wodzeniu na scenie tłumu letników! Obsada aktorska składa się z trzydziestu sied­miu nazwisk. Krafftówna, Traczykówna, Godlewska, Dzwonkowski. Gołas, Kalinowski, Fetting. Muzyka Tadeusza Bairda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji