O żałosnych mieszczanach
Ta niegrana jeszcze nigdy w Warszawie sztuka Gorkiego posiada w stosunku do jego innych dzieł scenicznych może najmniejszy ładunek dramatyczny. Pierwszy akt jest właściwie obszerną ekspozycją, prezentującą postacie, a dalsze akty składają się z dyskusji, prowadzonych przez te postacie. Jeżeli mimo to sztuka pociąga uwagę widza,to tymi walorami, jakie odnajdujemy w powieściach Gorkiego. Jesteśmy świadkami długich rozmów bohaterów na temat filozofii życia, sensu istnienia człowieka i wraz z tymi bohaterami dochodzimy do wniosku, że zatęchły świat mieszczaństwa w jakim się obracają, jest beznadziejny i skazany na zagładę. Rozważania i nastrój podobne do tych, jakie spotykamy w "Klimie Samginie" Gorkiego i w innych jego powieściach. I podobnie, jak w powieściach wielkiego pisarza, poznajemy tłum postaci, z których każda jest świetnie podpatrzonym typem ludzkim i każda przeżywa inny swój własny dramat. Jest tam dramat pisarza Szalimowa, który nagle ujrzał beznadziejność swej twórczości i nie wie dla kogo właściwie pisze. Jest dramat młodego satyryka Własa, niezrozumianego przez jego mieszczańskie środowisko. Dramat monotonii życia u boku nierozumiejącego jej męża Warwary, żony adwokata. Dramat jedynej pozytywnej w tym tłumie postaci, społecznej lekarki Marii, do której prawdziwa miłość przyszła za późno. I dramaty wielu innych jeszcze ludzi zamkniętych w ciasnym kręgu swych egoistycznych interesów. Ludzi, których, jak wierzy Gorki, spotka nieuchronna zagłada. Sztukę osnuwa atmosfera tak charakterystyczna dla Rosji początków naszego wieku. Znajdujemy się na jednej z tysięcy podmiejskich "dacz" (spolszczonych w owym czasie na "letniaki"), gdzie życie upływa na drewnianych werandkach wśród sosen pomiędzy jedną szklanką herbaty z samowara a drugą i pomiędzy jedną jałową rozmową a drugą. Jedynym dreszczem dramatycznym była przejmująca scena spotkania piknikujących mieszczan z tłumem żebraków. Przyznać trzeba, że teatr znakomicie oddał ten nastrój minionej epoki i minionego obyczaju. Zarówno reżyseria Ludwika René, który miał niełatwe zadanie uatrakcyjnienia dysput i skarg bohaterów, jak scenografia Ewy Starowieyskiej, która musiała pokazać krajobraz i stroje epoki stanęły na wysokości zadania. Reżyser powiązał dialogi w jedną całość czyniąc konieczne tu skróty, scenografka w nienarzucający się sposób wiernie pokazała epokę. Aktorzy stworzyli szereg portretów ludzkich, niektóre z nich były naprawdę wzruszające. Barbara Klimkiewicz w roli smutnej swej imienniczki Warwary wyglądała jak ze starego portretu i grała z dużym umiarem i powściągliwością, wydobywając przede wszystkim słodycz tej postaci. Bardzo zabawną postać grafomanki Kalorii potraktowała słusznie groteskowo Krystyna Ciechomska. Wieloma uroczymi pomysłami obdarzyła Barbara Krafftówna świetnie narysowaną figurkę kurki domowej, zabiegającej o względy męża Olgi. Uwodzicielska Julią była Adrianna Godlewska. Pozytywną postać lekarki zagrała Ryszarda Hanin. Rolę tę zaliczyć może śmiało do najlepszych swych kreacji: odtworzyła trafnie perypetie sercowe starzejącej się kobiety i potrafiła zarysować kontrast pomiędzy nią a środowiskiem, w jakim się znajduje. Jej miłą córeczką Sonią była Janina Traczykówna. Nawet w niewielkich epizodzikach wystąpiły takie aktorki jak: Elżbieta Osterwianka, Krystyna Miecikówna czy Halina Jasnorzewska. Obsada męska jest bardzo liczna. Statecznych mieszczan grali: Paluszkiewicz(adwokata), Koczanowicz(inżyniera), Kalinowski(doktora). Interesującą postać młodego Własa zagrał bez szarży, o którą tu było łatwo, Stanisław Wyszyński. Wybuchy śmiechu budził każdym swym zjawieniem Aleksander Dzwonkowski w roli bogatego wujaszka, a komicznym fircykiem był Wiesław Gołas. Smutki i zamyślenia literata Szalimowa odtwarzał Fetting. Ryszard Barycz, świetny w charakterystycznej roli zakochanego Riumina. Brak miejsca nie pozwala na wyliczenie wszystkich licznych wykonawców.
Przekład Stanisława Brucza bez zarzutu. Wiersze w przekładzie Włodzimierza Słobodnika brzmiały doskonale.