Artykuły

Dama Pik w talii bez asów

Polska premiera "Damy Pikowej" Piotra Czajkowskiego w reży­serii Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim w Warszawie jest przeniesieniem ubiegłorocznej pro­dukcji ze Staatsoper w Berlinie.

Czajkowski napisał operę w 1890 roku dla sceny cesarskiej w Petersbur­gu. W swojej fabule, jak i dramaturgii muzycznej wyrasta ona z ducha ro­mantycznej ballady. Autor libretta, brat kompozytora, Modest Czajkowski stworzył, w oparciu o nowelę Aleksan­dra Puszkina, przejmującą opowieść z pogranicza świata realnego i fanta­stycznego o człowieku rozdartym mię­dzy bogactwem a szlachetną miłością. Zgubny hazard i samobójstwo bohate­ra, który poświęcił wszystko, aby po­siąść tajemnicę trzech kart, jest pointą mrocznej baśni dla dorosłych. W insce­nizacji Mariusza Trelińskiego już od pierwszych dźwięków uwertury kro­cząca po schodach kasyna tajemnicza postać Damy Pikowej wróży zło i za­powiada fatalny finał. Tak wykorzystał reżyser materiał muzyczny wstępu Czajkowskiego.

Dalej, w pierwszym akcie, sceny zmieniają się jak w kalejdoskopie, a wraz z nimi kolory w mocnych kon­trastach czerwieni i mroku, światła i szarości. W tle, po niebie, przesuwa­ją się chmury. Po scenie przebiegają grupy żołnierzy, chłopców, dziewcząt. Powraca "wątek karciany" z migoczą­cymi w głębi światłami automatów do gry i klubowymi czerwonymi fotelami na pierwszym planie. Wszystko to ra­zem daje efekt natłoku inscenizacyj­nych efektów. Drugi obraz opery, w pokoju Lizy, zatrzymuje pęd i tem­po tamtych scen. Jest kompozycją bieli w światłach tlących się świec. Śnieżnobiała ruchoma zasłona wykro­iła wąski kawałek sceny i nadała klimat intymności dziewczęcym wróżbom. Tekst śpiewany przez przyjaciółki Lizy: "Zachwycająco! Czarująco! Cudownie! Prześlicznie!", podkreślił scenograficzną czystość i delikatność nastroju. Rosyjskiego charakteru przy­dawały ich blond warkocze.

W drugim akcie duet pastuszków Prilepy i Miłowzora na balu zwracał uwagę jednością stylistyczną muzyki i obrazu. Cytaty z koncertów fortepia­nowych Mozarta, użyte przez Czaj­kowskiego, wyróżniały się w przebie­gu muzycznym, tak jak postaci pastuszków w rokokowych kostiu­mach w odblaskowych kolorach na tle ciemnych ubrań zgromadzonych gości.

Najciekawszą z kreacji scenogra­ficznych "Damy Pikowej" był obraz na moście w trzecim akcie. Pomost przerzucony przez całą długość sce­ny, z fruwającymi po szarym niebie ptakami (projekcja wideo) w tle był fascynującą malarską wizją. To z tego mostu zrozpaczona Liza wypatrywa­ła ukochanego. Reżyser zadbał, by aria Lizy nad Newą, pełna melodyjności i piękna, miała oprawę i mocny wyraz. Lada Biriucow (sopran), choć umiała wcielić się w niewinną i lękli­wą wychowankę hrabiny, nie popisa­ła się jednolitością barwy głosu, a w partiach śpiewanych w wysokich rejestrach jej sopran wydawał się krzykliwy.

Premierowy występ okazał się pe­chowy dla Pawła Wundera - odtwór­cy głównej postaci - Hermana. Jego niedyspozycja pozbawiła operę naj­ważniejszego jej filara. Zabrakło te­nora o diabolicznej naturze, opęta­nego przez potężne siły. Ciemny, ciężki płaszcz Hermana wydawał się dodatkowo jeszcze odbierać śpiewa­kowi siły.

Gwiazdą wśród wykonawców była Małgorzata Walewska (Dama Piko­wa), która stworzyła tajemniczą po­stać hrabiny, słynącej niegdyś z pięk­ności. Jej francuska aria "Je crains de lui", nasycona ciepłem głosu solistki, w po­łączeniu z mistrzowskim wyczuciem niuansów orkiestry, była jednym z naj­lepszych momentów wieczoru. Szko­da tylko, że to silne przeżycie mu­zyczne reżyser zdominował scenografią. Stara hrabina, w szpital­nym fotelu, pojawiała się na tle dwóch wielkich ekranów, na których rentge­nowskie zdjęcia ukazywały kości i płu­ca. Z kolei na mniejszym ekranie po­kazano zdjęcie mózgu. Dało to efekt niemalże komiczny.

Wśród artystów siłą i szlachetno­ścią głosu wybił się też Artur Ruciński - książę Jelecki.

Mówiąc o wokalistach, nie sposób pominąć znakomicie przygotowanego chóru, któremu wymagania postawił nie tylko kierownik chóru - Kazimierz Gola, ale również reżyser. Żołnierze, guwernantki, przyjaciółki, goście, ko­mentując akcję, pojawiali się w cieka­wych układach i planach choreogra­ficznych na scenie, a także w lożach, po obu jej stronach.

Natomiast Kazimierz Kord w przed­stawieniu premierowym "Damy Pikowej" był bez wątpienia głównym triumfato­rem wieczoru. Orkiestra oddała całe bogactwo przeżyć i fantastycznych kli­matów, urozmaicone licznymi wtręta­mi z muzyki Mozarta, Gretry'ego, Bi­zeta, chanson z dworu wersalskiego, rosyjskimi melodiami ludowymi i reli­gijnymi. Dyrygent splótł muzyczną kanwę opery w idealnych dynamicz­nych i kolorystycznych proporcjach. Piana orkiestry, w kilku odcieniach, ro­biły wrażenie, potęgowały intrygującą i tajemniczą aurę przedstawienia.

Nowa inscenizacja "Damy Pikowej" Mariusza Trelińskiego z pewnością od­dała atmosferę grozy i niesamowitości opery. Niemniej przerost formy nad treścią odbył się ze szkodą dla niektó­rych wątków muzycznych zacierając ważne ogniwa opery. Tak było ze sław­nym kwintetem ("Mnie straszno!") w pierwszym akcie, który zbladł w na­tłoku scenicznego ruchu i efektów.

Duet Treliński/Kudlićka, który przy­zwyczaił publiczność do przejrzystych i klarownych wizji, tym razem nie spełnił do końca naszych oczekiwań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji