Artykuły

Król i przepowiednia

- To spektakl, w którym tytułowy bohater dźwiga 60 proc. tekstu. Jest wyczerpujący psychicznie i fizycznie, wymaga dojrzałości aktorskiej i krzepy - mówi DANIEL OLBRYCHSKI przed premierą "Króla Leara" w Teatrze Na Woli w Warszawie.

- Niedawno świętował pan pięćdziesięciolecie i z niepokojem mówiło tym, co przed panem. Jak minęła panu ostatnia dekada?

- Czas leciał szybciej, niż przypuszczałem. Za szybko! Całe życie mija bardzo szybko.

- W pańskim wypadku także bardzo twórczo. Widzowie kinowi i teatralni mówią o panu "oto aktor spełniony". Czy słusznie?

- Nie mogę narzekać. Miałem szczęście grać bardzo ciekawe role. Przyznam, że nawet na początku drogi, gdy wybrałem zawód aktora i już po pierwszym roku szkoły zostałem przez Andrzeja Wajdę obsadzony w "Popiołach", nie wiedziałem, że tak barwnie się to wszystko potoczy. Życie zawodowe spełniło mi się do kwadratu.

- Na 60. urodziny wybrał pan utwór trudny i ciekawy - Szekspirowskiego "Króla Leara": o rozmaitych rodzinnych emocjach, a także o terroryzmie...

- To jest o terroryzmie? Chyba dlatego, że jest o władzy, a w związku z nią zawsze u Szekspira trupy padały.

- Tak mówi o tej realizacji sam reżyser, Andriej Konczałowski. Przy okazji zapytam, jak to się stało, że tę sztukę reżyseruje w Warszawie ten twórca światowej sławy?

- To mój przyjaciel. Zrobił mi zaszczyt i zgodził się pracować przy tym spektaklu. To szczęście, że miał akurat tyle czasu, ile wymaga ta pracochłonna sztuka. Prawdę mówiąc wahał się, czy ona jest właściwa na mój jubileusz. Ale po krótkim czasie oddzwonił do mnie, że przeczytał ją jeszcze raz i zgadza się z tym wyborem. Był też ciekaw, jakich aktorów zaproponuję mu do pozostałych ról.

- Ma więc okazję poznać polską czołówkę: córkami króla są Beata Fudalej, Maria Seweryn, Magda Schejbal na zmianę z Agnieszką Grochowską. Występują ponadto Jerzy Schejbal, Cezary Pazura, Borys Jaźnicki, Tomasz Dedek, Łukasz Garlicki.

- Odbył się casting. A jego efekt nazywam obsadą marzeń. To wspaniale, że oni wszyscy, zaangażowani w różnych teatrach, w serialach i bardzo zapracowani, znaleźli czas, by zagrać to ze mną. Pracuje się cudownie, jesteśmy jak rodzina.

- Skoro mówimy o rodzinie, mam pytanie: jakie to uczucie występować na scenie wraz z synem? On też zagra w tym spektaklu.

- To bardzo ważne dla mnie, że Rafał, który miał akurat przerwę w innych obowiązkach, także wystąpi tu w epizodzie. Pomyślałem, że byłoby mu miło, gdybym mu to zaproponował. Zgodził się, z czego bardzo się cieszę. Fakt, że jest moim synem, nie daje żadnej taryfy ulgowej w naszej pracy. Wszyscy wspaniale grają, mobilizują się na próbach. Ja wiedziałem, że tak będzie!

- Podobno młodzi aktorzy robią notatki z uwag Andrieja Konczałowskiego, nie tylko jeśli chodzi o role, ale także o życie.

- Na to właśnie się cieszyłem! Wiedziałem, że sięgnie on po nieprzebrane rezerwy talentu, wiedzy, osobowości. Jestem szczęśliwy, że ten wielki reżyser naszych czasów znalazł dla nas czas. I że razem zrobimy "Króla Leara". Wie pani, to spektakl, w którym tytułowy bohater dźwiga 60 proc. tekstu. Jest wyczerpujący psychicznie i fizycznie, wymaga dojrzałości aktorskiej i krzepy.

- Grali go zazwyczaj starsi aktorzy, wspomnijmy choćby pa trona Teatru Na Woli Tadeusza Łomnickiego, któremu śmierć przerwała próby.

- On przepowiedział mi "Króla Leara", gdy rozmawialiśmy o jego planach w związku z tym dramatem. Gdy opowiadał, że szykuje się do Leara, powiedział: "Ty też będziesz to kiedyś grał. Ale pamiętaj, zagraj go, gdy będziesz jeszcze w formie, bo liczba i intensywność monologów wymagają fantastycznej formy. Za późno tego starca grać nie można".

- Czy ta przepowiednia miała jakiś wpływ na wybór jubileuszowego spektaklu?

- Nie, to "nie szło tym ściegiem". Rozważaliśmy Ibsena, Strindberga. Stanęło na Szekspirze. Na szczęście jestem w wieku, gdy jest prawdopodobne, że moje sceniczne córki mogłyby być biologicznymi córkami, więc to uwiarygodnia spektakl. Propozycja uczczenia mego jubileuszu wyszła od miasta, z Biura Teatrów i Muzyki, co jest bardzo miłe, choć oczywiście wypada mi się zdziwić, że aż na takie wyróżnienie zasłużyłem. Potem dyrektor Augustyniak z Teatru Na Woli zaproponował mi pracę z którymś z wielkich reżyserów. Z Andriejem Konczałowskim nie miałem okazji pracować nigdy, choć darzymy się przyjaźnią. Wiedziałem, że jak się zgodzi, to zachwycimy się wspólną pracą. I tak jest! Zapraszam państwa!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji