Beckett mówi i mówi...
Na dużej scenie wystawna "Opera za trzy trzy grosze" w Malarni za to kolejne ascetyczne krótkie utwory dramatyczne Samuela Becketta. Pisarz kończy w kwietniu osiemdziesiąt lat. Wraz z nim przybywa lat dawnej awangardzie. Dziś za awangardę u nas uważa się teatr walczący z gadulstwem. U Becketta zaś trwa zafascynowanie słowem, monologiem, zderzonymi ze sobą wypowiedziami różnych osób. Beckett mówi i mówi, tylko czy to, co kiedyś przyjmowane było z niejakim objawieniem, teraz da się oglądać? Beckett kroczy swoją drogą, ale czy ta droga jakoś się zbiega z tym, czego oczekuje w teatrze widz Polski lat osiemdziesiątych.
Kiedy w marcu ubiegłego roku Teatr Studio przedstawił pierwszy z trzech przygotowywanych spektakli beckettowskich "Komedię" i "Ostatnią taśmę" był to moment, w którym można było się zastanowić, jak się zmienił (i czy rzeczywiście się zmienił) odbiór sztuk autora "Czekając na Godota". Nic takiego się nie stało. Spektakl pojechał za granicę, tam odniósł sukcesy, w kraju padło kilka zdawkowych komplementów pod adresem Tadeusza Łomnickiego i jego wybitnej gry aktorskiej, opisana została dokładnie scena spożywania przez niego bananów, również chyba z powodu ogólnego braku dostępności tych owoców u nas i... to wszystko.. A Teatr Studio pokazał w Malarni następne krótkie sztuki Becketta nieznane u nas: "Nie ja", "Kroki", "Kołysankę", a w planach na kwiecień, czyli na urodziny jednego z największych i najdziwaczniejszych dramatopisarzy XX wieku zamierza jeszcze wystawić nową inscenizację "Końcówki" oraz polską, prapremierę "Kat astrofy".
Może na początek sprawy oczywiste: małe formy Becketta wystawione zostały w Teatrze Studio z pietyzmem, dla autora, wedle jego wskazówek i dokładnych instrukcji. Aktorsko wykonane zostały także (przez Irenę Jun) bez zarzutu. Można oczywiście opisywać przedstawienie i jego poszczególne fazy: usta na tle ciemności, które szybko monologują w "Nie ja", ciemność i smugę światła, jakby z uchylonych drzwi w "Krokach"... W "Nie ja" Usta opowiadają historię dziwnej samotnej kobiety, porzuconej po urodzeniu i przez całe życie niemej. Kobietę ową, snującą się niemo po świecie, odczuwającą nieprzepartą potrzebę mówienia, spotyka niezwykła przygoda: zbierając na łące kwiaty zapada w ciemność i zaczyna mówić. "Kroki" - to opowieść o dzieciństwie starej obecnie kobiety, przeżywającej przez całe życie dziwne cierpienia psychiczne. Pomysł sztuki Samuel Beckett zaczerpnął z historii młodocianej pacjentki Gustawa C. Junga. Historia May przedstawiona jest w kolejnych odsłonach; prezentują one poszczególne fazy osamotnienia, obumierania. "Kołysanka", napisana została najpóźniej i także występuje w niej stara i samotna kobieta, monologująca w fotelu bujanym.
Początkowo cała uwaga widza skupiać musi się na zrozumieniu podstawowego znaczenia szybko wypowiadanych na scenie słów, dopiero po spektaklu zaczynamy zastanawiać się czy naprawdę chodziło autorowi o stare i dziwne kobiety. Należy jednak podejrzewać, że kobieta tutaj jest tylko formą symbolizuje człowieka w ogóle.
Pokazywanie starości i brzydoty zawsze fascynowało Becketta, w jednoaktówkach dochodzi do głosu jeszcze zainteresowanie starością jako obumieraniem, jako formą schyłkową życia ludzkiego, procesem odchodzenia. Gdzieś jeszcze w głowie widza może się błąkać podejrzenie, że skoro mowa o starości i odchodzeniu, sztuki zawierają przemyślenia na tematy odwieczne, egzystencjalne, na tematy losu ludzkiego w ogóle. Wszelkie sprawy związane ze zjawiskiem mowy, właściwym wyłącznie człowiekowi, umykają raczej uwadze przeciętnego odbiorcy.
Symboliczne czy paraboliczne sztuki Becketta, swe egzystencjalne przemyślenia przekazują w postaci znaków nie zawsze bliskich naszej tradycji. Zainteresują garstkę ludzi; w tym kilku snobów i wielbicieli samego Becketta. Ich oglądanie nie jest na pewno rozrywką dla mas. Ale mając je na afiszu przynajmniej w jednym teatrze, czujemy się lepiej, dowiadujemy się o tym, co dzieje się w Europie. Choćby ta dawna awangarda nie przypominała dzisiejszej, naszej, do której jesteśmy przyzwyczajeni (w rodzaju np. spektakli Wiśniewskiego) i budziła lekkie rozczarowanie, przynajmniej tym, że działa wyłącznie na intelekt, a zupełnie nie - na emocje.