O psie, który gra w operze
IKAR WAN-HEN I JEGO ROLA. Rasowy owczarek niemiecki, syn Olimpii i Wektora Wan-Hen z hodowli Henryka Tabaczyńskiego z Pokrzywna oraz początkujący aktor. Ma 14 miesięcy, od 8. tygodnia życia, kiedy został wytatuowany i zaszczepiony, należy do Magdaleny Nowickiej, córki hodowców, która pomaga rodzicom w firmie, a także strzyże psy. Mieszka na Piątkowie z mężem i synem. - Kiedy Ikar miał pół roku, przeszedł szkolenie, na którym uczył się posłuszeństwa. Pieski wychowywane w domu, mające dobry kontakt z właścicielem, są bardziej karne. Ikar właśnie taki jest - opowiada. Ikar świetnie "dogaduje się" z synem pani Magdaleny - pięcioletnim Michałem, bardzo lubi podróże tramwajem, je specjalną, kanadyjską karmę, której nie można kupić w sklepach. Trafił do poznańskiej opery z castingu, w którym wzięło udział kilka zwierzaków. Wybierał je pieczołowicie reżyser Mariusz Treliński.
- Chciał możliwie najciemniej umaszczonego, ale okazało się, że takich się nie hoduje. Ważne było też, jak pies się porusza i jak zlizuje to, co udaje krew - objaśnia Szczepan Antczak z biura prasowego Teatru Wielkiego. Ikar gra niestety bohatera negatywnego. W libretcie opery "Andrea Chenier" nie ma ani jednej wzmianki o psie, ale Treliński wprowadził go do inscenizacji jako symbol złych czasów. To pies tropiący, obronny - zaprzęgnięty do służby machinie terroru. Może się kojarzyć z psami esesmanów, które możemy oglądać choćby w powtarzanej właśnie w telewizji "Stawce większej niż życie".
Jego rola jest niema: najpierw patroluje ulice Paryża z żandarmem, później zlizuje z ulicy krew ofiar rewolucji. O Ikarze - psie, który występuje w operze "Andrea Chenier" w Teatrze Wielkim, rozmawiamy z jego właścicielką i treserką
Jolanta Brózda: Czy Ikara nie deprymuje scena, ludzie, rozgardiasz na próbach?
Magdalena Nowicka: Nie, uwielbia jeździć do teatru. Nawet jeśli nie ma nic do roboty, kładzie się przy scenie i patrzy.
Zdarzyło mu się zaszczekać?
- Na scenie nie, ale kiedy ktoś za kulisami chce się z nim pobawić, poszczeka sobie.
Na czym polega Pani rola?
- Przyprowadzam psa, uczę artystów, jak z nim postępować. Najpierw nawiązali z nim kontakt, bawili się z nim, potem uczyli prowadzenia go przy nodze. Żeby to zrobił, trzeba zdecydowanie powiedzieć: "Równaj, noga" i zaciągnąć kolczatką.
Jest w spektaklu scena, w której pies zlizuje krew z posadzki. Co naprawdę zlizuje?
- Z tym były przeboje. Na początku zlizywał jogurt z sokiem z buraczków i cukrem. Ale reżyser jest wymagający, uznał że buraczki są zbyt jaskrawe. Kisiel z jogurtem był zbyt przezroczysty, koncentrat pomidorowy też się nie sprawdził. Teraz to niewielka ilość krwi wieprzowej z jogurtem i cukrem. Ikar bardzo lubi jogurt.
Na przedpremierze w niedzielę widziałam, że Ikara trochę dezorientowały oklaski.
- Bo to było dla niego coś nowego. Ale podniósł go na duchu pan Bogusław Szynalski [solista opery - przyp. red.], z którym Ikar wszedł na scenę. Pogłaskał go, kazał usiąść. Co to będzie, kiedy skończą się spektakle... Artyści stracą swojego pupila.