Artykuły

Czerwone róże dla mnie

Od dawna mówi się o podo­bieństwach historycznych, psychologicznych, społecz­nych łączących Polskę z Irlandią. Mimo dzielących nas odległości, mimo różnic języka, geografii, obyczaju - jest coś takiego, co sprawia,że wyrosły z narodowej irlandzkiej gleby i tradycji dramat Seana O'Casey "Czerwone róże dla mnie" trafia u nas na grunt niezwykle sprzyjający. Ma się wrażenie, że zbyteczny jest tłumacz, niepotrzebny profesor, który w innym kraju musiałby objaśnić owo trudne związki i kompleksy narodowo-religijno-społeczno-patriotyczne. U nas jest to całkiem jasne i zrozumiale. Są to sprawy partykularne i może właśnie dlatego nasz wspa­niały dramat romantyczny, czy patriotyczne sztuki Wyspiańskie­go nie znalazły tobie w świecie dostatecznego uznania. Trudno się dziwić. Jednakże porównując sztukę Seana O'Casey z tradycją naszego dramatu na­rodowego trzeba powiedzieć, że irlandzki pisarz wpraw­dzie jest partykularny, ale ze swoich spraw ojczystych bu­duje rzeczy ogólnoludzkie. Ze słabości zrobił sile. Z Irlandii bierze patriotyczno-religijny kli­mat, bohaterów, typy, sytuacje historyczne, dowcip, poezję - elementy rzeczywiste, które dla obcego widza tworzą pewną egzo­tykę, stają się przez swoją spe­cyfikę szczególnie atrakcyjne. Reszta jest humanizmem, agitacją polityczne, postępową społeczną myślą. Dlatego Sean O'Casey wy­chodzi poza partykularz.

Trochę to może niezręczne, po­równywać Seana O'Casey z kla­sykami, bo jest on przecie pisa­rzem współczesnym. Ma jednak lat przeszło osiemdziesiąt i w gruncie rzeczy pozycją klasyka. Irlandzka specyfika jego utwo­rów, patriotyczny i społeczny romantyzm, którym rozbija naturalistyczną tkanką twoich sztuk, zapewniły mu z drugiej strony miejsce w światowej awangardzie teatralnej. Mniejsze zresztą o klasyfikacje. My na jego sztukę patrzymy w każdym razie jak na rzecz bliską, szczególnie dzięki zawartym w niej manifestacjom podobnego charakteru narodowego, takiej samej społecznej mentalności i psycho­logii.

Przedstawienie "Crerwonych róż dla mnie" w Teatrze Drama­tycznym w reżyserii Aleksandra Bardiniego stało się swego rodza­ju rehabilitacją bohaterskiego dra­matu społecznego na naszej sce­nie. Sztuka ta eksploatuje sche­maty stare, bardzo proste i na­wet prymitywne - ale przydaje im tak wiele siły dramatycznej, tak wiele romantyzmu, poezji i humoru, że wdzięczni jesteśmy autorowi za prostotę, która po­zwoliła nam odczuć prawdę. Tą samą prostotę i prawdę zawdzię­czamy reżyserowi, który ułatwił nam wszystkie powyższe skoja­rzenia demonstrując je obrazami na scenie: pokazując pokoik ubo­giego studenta, do którym kroży religijna procesja. I ulice dubliń­ską, którą ciągnie demonstracja robotnicza. Efekty malarskie i teatralne jakie osiągnęli reżyser i scenograf (Ewa Starowieyska) w scenie pod mostem, należą do niezapomnianych.

Niezapomniany będzie też Jan Swiderski w cudownej roli stare­go kutwy Brennana pełnego hu­moru i liryzmu. Świderski zrobił nam niespodziankę swoim wyglą­dem. Zagrał natomiast, tak jak się trzeba było spodziewać, zna­komicie. Dobrze dał sobie radę a główna rolą Ayamonna Breydona Józef Duriasz, który dysponuje świetnym głosem i wzrostem, a także siłą wewnętrzną, z kobiet trzeba wymienić przede wszyst­kim Wandę Łuczycką i Ryszardę Hanin, a także Ewę Wawrzoń i Barbarę Klimkiewicz

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji