Czar staroświecczyzny
Ozdobo twarzy, wąsy pokrętne..." - śpiewali nasi przodkowie, wyrażając w ten sposób swoje niezłomne przywiązanie do tradycji i obyczaju staropolskiego. W epoce dzisiejszej, kiedy kapryśna moda coraz to lansuje już nie tylko wąsy, ale i najbardziej rozrosłe owłosienia bród, jako symbol wyrafinowanej "moderny", nie jesteśmy w stanie przejąć się należycie patriotycznym znaczeniem tego emblematu męskości. I oczywiście, nie o to naprawdę chodzi w "komedio-operze", noszącej w tytule owo melancholijne westchnienie - pojęte, rzecz prosta, parodystycznie - "Szkoda wąsów". Jest to wodewil sprzed lat mniej więcej stu pięćdziesięciu napisany pierwotnie przez Ludwika Adama Dmuszewskiego, zasłużonego literata, aktora i dyrektora teatru warszawskiego z początku zeszłego wieku. Tematem jego jest "walka" między zacofaniem i nowoczesnością ówczesną, dotyczącą sposobu ubierania się, zachowania, no i... wąsów. Akcja oparta jest na klasycznym schemacie: ojciec, szlagon starej daty, chce wydać córkę za podstarzałego szlachciurę; pannie wpada w oko młody reprezentant "postępu", dzielny kapitan, który oczywiście nie uznaje żadnych sumiastych wiechciów pod nosem i z dumą obnosi na swym marsowym obliczu delikatnie zaznaczony, a zabójczy, męski puszek. Nie trzeba dodawać, że zwycięża ten ostatni (młodzian i mały wąsik) - głównie dzięki sprytowi i pomysłowości fertycznej subretki, kierującej całą akcją. Komedyjkę tę wziął w swoim czasie na warsztat Leon Schiller, i opracował ją mistrzowsko w formie parodii pełnej wdzięku i smaku, przydając sztuczce mnóstwo piosenek staroszlacheckich i okolicznościowych z owej epoki - na czym znał się, jak wiadomo, w stopniu niedościgłym.
Prezentuje ją obecnie Teatr Dramatyczny (w sali prób), dostarczając znękanym kanikułą widzom jeden z najprzyjemniejszych i dających prawdziwy relaks wieczorów.Widowisko jest udane, lekkie, posuwiste, świetnie utrzymane w parodystycznym stylu, wywołujące co chwila zaraźliwy śmiech, a jednocześnie pozwalające rozkoszować się śliczną, pełną naiwnego wdzięku, ale i celnego dowcipu, "staroświecczyzną" muzyczną i komediową. Spektakl grany jest bardzo dobrze, zarówno przez całą piątkę właściwych bohaterów tej sztuczki, jak i przez przydaną im figurę Arlekina, który swą ucieszną pantomimą nawiązuje ciągły kontakt z widownią i daje niejako "niemy komentarz" do akcji (gra go z werwą i niemałą sprawnością Zdzisław Leśniak). Ale nad wszystkimi góruje młoda, nie znana nam dotąd ze sceny, wykonawczyni głównej roli garderobianej, Dorotki, Joanna Jedlewska, znakomita w geście i w interpretacji zarówno słowa mówionego jak piosenki.