Artykuły

Marian Dworakowski: W Australii nauczyłem się radości

- Początki były trudne. Nie znałem języka angielskiego, ale zaparłem się i szybko go opanowałem. Dostałem się do najlepszego zespołu teatralnego w Sydney - The Bell Shakespeare Company. Wiele się tam nauczyłem - mówi aktor.

Gdy w 1976 r. kończył Filmówkę w Łodzi, nie mógł przypuszczać, że 20 lat później wyreżyseruje "Hamleta" w New Theatre w Sydney. To w czasach "australijskich" poznaliśmy Mariana Dworakowskiego. Ostatni raz - sami nie możemy w to uwierzyć - spotkaliśmy się z nim w 2002 roku w Klubie Księgarza na Starym Mieście w Warszawie na promocji jego wierszy zebranych w tomiku "Wiersze i niewiersze".

W lutym br. aktor zaprosił nas do Instytutu Teatralnego w Warszawie, gdzie prezentował swój monodram "Słowo jest ogień". To była świetna okazja, by zrobić małą wycieczkę w przeszłość, ale też porozmawiać o przyszłości.

Dziś pracuje w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Występ w Warszawie, obok "zwykłych" widzów, przyciągnął wielu jego przyjaciół z dawnych lat. To były wzruszające spotkania z koleżankami i kolegami ze studiów albo z teatru. Tym trudniejsze miał więc zadanie. Nie dość, że "porwał" się na monodram, to jeszcze grał przed najbardziej wymagającą widownią. Przyjaciół - to prawda - ale jednocześnie ludźmi, którzy na aktorstwie znają się jak nikt.

- Miałem wątpliwości, czy taki repertuar oparty na tekstach Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i Cypriana Kamila Norwida spotka się z szerszym zainteresowaniem. Zostałem mile zaskoczony. Nie tylko pełna widownia, ale też publiczność, jakiej życzyć można każdemu, kto podejmuje się trudnych realizacji - mówi. - W Szczecinie "Słowo jest ogień", choć od premiery w marcu miną 2 lata, nadal nie schodzi z afisza. Największą satysfakcję i radość daje mi obecność młodych ludzi na widowni. Obserwując ich reakcję, wydaje mi się, że potrafiłem dobrze to słowo przekazać.

Powróćmy do czasów, gdy aktorem się stawał. Urodzony w Gdyni, przeniósł się do Łodzi, by studiować w najsłynniejszej w Polsce szkole artystycznej, czyli Filmówce. Miał szczęście trafić na wyjątkowych pedagogów. - Moimi profesorami byli wielka aktorka Jadwiga Chojnacka, reżyserka Maria Kaniewska, praprawnuczka Wojciecha Bogusławskiego, "ojca teatru polskiego" - cudowna profesor Hanna Małkowska, która uczyła mnie wiersza - wspomina.

W Łodzi debiutował. - Pamiętam to jak dziś. Był grudzień 1975 r. Zagrałem w sztuce "Dom na zaciszu" Jerzego Wawrzaka w reż. Karola Obidniaka na scenie Teatru Otwartego. Grali też m.in. Magdalena Cwenówna i Jan Piechociński. Jednak ja za debiut uważam dopiero rolę Skrzypka w "Rzeźni" Sławomira Mrożka w Teatrze Dramatycznym w Elblągu w reżyserii Józefa Grudy po ukończeniu studiów, w 1976 roku - wyznaje.

Potem, jak wielu młodych aktorów, rozpoczął wędrówkę po Polsce w poszukiwaniu swojego miejsca. Pracował w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Tu grał m.in. Desmoulinsa w "Sprawie Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej w reż. Macieja Karpińskiego. Za tę kreację na VII Spotkaniach Teatralnych w Opolu w 1981 roku otrzymał Główną Nagrodą Aktorską. - Potem wyjechałem z Polski - zamyśla się.

Pierwszy przystanek - Austria, gdzie grał w wiedeńskim Volkstheater. Potem wyruszył dalej, do Australii. - Początki były trudne. Nie znałem języka angielskiego, ale zaparłem się i szybko go opanowałem. Dostałem się do najlepszego zespołu teatralnego w Sydney - The Bell Shakespeare Company. Wiele się tam nauczyłem. Pracowałem też w innych zespołach. Grałem w filmach i serialach. Miałem swój program w radiu SBS - wspomina. - Jedną z ważnych ról był tytułowy bohater w sztuce Luciusa Seneki "Theystes". Reżyserowałem też "Hamleta" w New Theater w Sydney. Odnosiłem sukcesy. Zarabiałem. Było mi tam dobrze, nawet bardzo dobrze, ale zatęskniłem za Polską. Wracałem do niej kilkakrotnie.

Od 1998 r. pracuje w Szczecinie u Anny Augustynowicz. Gra, reżyseruje i zajmuje się poezją.

- Zaczynałem od roli Adasia w sztukach "Kocham" i "Nas troje" Marka Koterskiego. Jedną z ciekawszych moich ról był Kubuś w sztuce "Kubuś Fatalista i jego pan" Diderota w reż. Rudolfa Zioło. Pracowałem z reżyserami różnych pokoleń: z Anną Augustynowicz, Michałem Zadarą, Wojtkiem Klemmem i Grażyną Kanią. Sam reżyseruje. - Dużą satysfakcję dała mi praca nad "Panną Julią" Strindberga.

Pozostaje wierny poezji. Już niedługo ukaże się 5. tomik jego wierszy. - Tymczasem zapraszam do kawiarni "Kalinowe serce" na warszawskim Żoliborzu 19 kwietnia o godz. 19. Moi przyjaciele zgodzili się przeczytać to, co spłodziłem - śmieje się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji