Artykuły

Cezary Żak: Ja aktor frustrat

- Łatwiej widza wzruszyć niż rozśmieszyć. Łatwiej też go oszukać. Wystarczy zrobić smutną minę, uronić łezkę i prawdziwie powiedzieć tekst. I widz uwierzy. W komedii, gdy się zrobi śmieszną minę w złym guście, to widza nie rozśmieszy - mówi aktor.

Mąż od 30 lat. Pracoholik. Człowiek zajęty. I zmęczony. Już dawno nikt tak szczerze nie opowiedział o frustracji. O upokorzeniu. O braku wybitnych ról i depresji komika. I kto to mówi? Cezary Żak, jeden z najbardziej lubianych i popularnych polskich aktorów. Laureat Wiktora. "Ale blaski (gdy są), są, naprawdę błyszczące" - mówi. I o to chodzi!

- Wiktor od publiczności, fiu fiu. My, aktorzy, bez publiczności i poklasku nie istniejemy. Po każdym show, w którym występujemy, muszą być oklaski, inaczej jest źle. Gram głównie w komediach i śmiech to najlepsza recenzja. Jeżeli go nie ma, to znaczy, że źle wykonałem pracę przez dwa miesiące prób w teatrze.

To pierwsza taka nagroda?

- Pierwsza. Wiele razy byłem nominowany, jak Meryl Streep, ale ona większość Oscarów dostawała, a ja byłem wiecznie nominowany. Ale kilka, czasem kilkanaście milionów ludzi ogląda mnie co tydzień w telewizji i to też jest nagroda.

Nie nudzi pana tyle komedii w życiu?

- Nie, ale trochę tęsknię za dramatem. Mam nadzieję, że na stare lata będę grał tylko w dramacie, bo jest łatwiejszy.

Dlaczego?

- Łatwiej widza wzruszyć niż rozśmieszyć. Łatwiej też go oszukać. Wystarczy zrobić smutną minę, uronić łezkę i prawdziwie powiedzieć tekst. I widz uwierzy. W komedii, gdy się zrobi śmieszną minę w złym guście, to widza nie rozśmieszy. Chyba że głupiego, ale taki nas nie interesuje.

Co pan teraz robi w Och-Teatrze?

- Reżyseruję sztukę "Truciciel". Oprócz tego gram w ośmiu tytułach.

Bardzo dużo pracy!

- Bardzo. "Ranczo" kręcimy latem. Przez cztery miesiące jestem zajęty na planie i co wieczór gram spektakl. Ale przez osiem miesięcy gram tylko w teatrze.

Lubi pan tak?

- Tak, ale jest ciężko. Teatr jest męczący. I niewdzięczny. W teatrze pracuje się nad rolą dwa albo trzy miesiące, a --spektakularnych sukcesów się nie odnosi.

Co to znaczy "spektakularny sukces"?

- Że przedstawienie przechodzi do historii. Gram w teatrze już 30 lat i nie zagrałem wielkiej roli. Większość to role przeciętne, choć te sztuki cieszą się popularnością. Gustaw Holoubek powiedział kiedyś, że wybitnych ról zagrał w życiu może... jedną. Przez 40 czy 50 lat na scenie. Bardzo dobrych kilka, a reszta to były role przeciętne.

I to frustruje?

- Po pięćdziesiątce wreszcie rozumiem, co mają na myśli aktorzy, którzy mówią, że tego zawodu nie można uprawiać, gdy jest się starym, bo frustruje. Kiedyś, gdy mi jeden znany aktor tak powiedział, pomyślałem: "Bzdury gada, przecież to cudowny zawód". Ale to nie znaczy, że nie odnajduję przyjemności w spotkaniu z publicznością. Gram około 200 spektakli rocznie.

Bardzo dużo.

- Prawie codziennie staję na scenie. Zwariowałbym, gdybym tego nie lubił. Lubię, ale już mi to nie sprawia takiej przyjemności jak na początku. Gdybym dostał serial lub film, w którym mógłbym grać do końca życia, zrezygnowałbym z teatru.

Młodzi aktorzy twierdzą, że tylko w teatrze można pograć i się realizować.

- Też tak mówiłem. Oni jeszcze nie wiedzą, jak trudny i stresujący jest teatr. Jeżeli nie ma spektakularnych sukcesów, to można robić rzeczy, które przynoszą większą radość.

Ludzie często myślą o takich aktorach jak pan "jajcarze".

- Mam poczucie humoru. Ale nie znam dobrych komediowych aktorów, którzy byliby śmieszni również w życiu. To nie idzie w parze. Oni wkładają swój talent w role i to ich jakoś tam wykańcza. Doprowadza do depresji, czasem do samobójstw.

Myśli pan, że to przez pracę?

- Pewnie. 70 proc. Oscarów przyznano rolom dramatycznym, a tylko 30 proc. komediom. A przecież było tylu wybitnych aktorów komediowych! Ale ja się nie poddaję.

Kolejna frustracja.

- Dlatego musi pani zrozumieć, że po 30 latach chce mi się już posiedzieć na tarasie we własnym domu i popalić cygaro.

Wolałby pan nie pracować czy znaleźć coś nowego?

- Na nowe jest już za późno. Ale gdybym wygrał w totka duże pieniądze, nawet pięć minut nie zastanawiałbym się nad odejściem z zawodu. Oczywiście nie dałoby się nie pracować, ale zająłbym się robieniem teatru dla dzieci gdzieś poza Warszawą.

Coś pana w tym zawodzie rozczarowało?

- Chyba nie. Cezurą była przeprowadzka z Wrocławia do Warszawy, 20 lat temu. We Wrocławiu nic się nie działo. Byłem 10 lat na scenie, a nie wiedziałem, jak się pracuje z kamerą. Zacząłem więc tłuc się do Warszawy nocnymi pociągami, grać w epizodach. Spodobałem się. To mnie zachęciło, poczułem, że przeprowadzka może mieć sens. To była decyzja epokowa, mieliśmy dwoje maleńkich dzieci. Dzisiaj jak to wspominam, to mój Boże!

Wtedy było łatwiej o pracę?

- W teatrze chyba łatwiej, bo nas przyjęto. Kasię od razu, mnie gdzieś tak po roku, Marek Koterski mnie polecił. Ale na stare lata chcę grać tylko w filmie, bo jest łatwiej.

Ale chyba się pan zupełnie nie wycofa?

- Nie mogę się wycofać. Nie mogę tych kilkudziesięciu osób, z którymi pracuję, pozbawić pracy.

Czuje się pan czasem zaszufladkowany?

- Nie. Jestem za stary na szufladę. Ma pan dwie córki.

Starsza skończyła parę lat temu psychologię i zarządzanie, młodsza studiuje medycynę. Nie ciągnęło ich do tego, co robią rodzice?

- Starsza córka coś kiedyś napomknęła, ale wybiliśmy jej to z głowy. To okropny zawód dla kobiety. A jeszcze ona? Obciążona rodzicami z serialu? Dziś jest nam za to wdzięczna. Ale nie miała parcia, że koniecznie musi.

Kto by nie chciał być?

- Ja dzisiaj nie chciałbym. Naprawdę. Drugi raz nie wybrałbym tego zawodu. Uczyłbym się na lekarza. To dopiero ciężka praca. Ale jaka fascynująca! Ale kiedyś nie chciało mi się uczyć fizyki i chemii.

Córka poszła na medycynę.

- Dlatego się cieszę. To jej pasja. Uczy się na okrągło, ale odnajduje w tym przyjemność. Bałem się jej pierwszych zajęć w prosektorium. Pytam: "Zuzia, jak było?", a ona, że super. "Przywieźli jakąś starszą panią, od razu wyjęłam jej wątrobę". Jestem z niej dumny. Mam nadzieję, że jej ta pasja nie minie. Czyta, interesuje się, uczy, zbiera punkty w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Studentów Medycyny, żeby wyjechać w wakacje na praktyki za granicę.

Udały wam się córy. Ale to chyba też rodziców zasługa?

- Dzieci wychowują się w domu. Patrzą na rodziców, ich system wartości, widzą, jak ze sobą rozmawiają, co jest dla nich ważne. Dzieci są takie jak rodzice. Córki patrzą na życie tak jak my z Kasią, nawet te same rzeczy im się podobają. Zawsze byliśmy blisko.

Praca wam na to pozwalała?

- Utrudniała. Ale kiedy kręciłem "Miodowe lata", Kasia była więcej w domu i każdą wolną chwilę starafiśmy się spędzać razem. Dużo z nimi rozmawialiśmy. Poza tym cała nasza rodzina jest blisko. Babcie, dziadkowie byli zawsze obecni w naszym życiu, córki widziały, że szacunek dla starszych jest istotny. To kształtuje. Nie zawsze było cukierkowo, ale po okresie buntu wracały do "naszego" myślenia. To chyba naturalne, że nastolatek szuka siebie. A potem wraca. Lub nie. Nasze wróciły.

Jak się żyje w domu pełnym kobiet?

- Nie wiem, jak jest w innym. Zawsze byłem związany z kobietami, mama jest silną osobowością. Przy moim stoliku w Teatrze Powszechnym zawsze siedziały aktorki. Ja się chyba lepiej dogaduję z kobietami i lepiej się w ich towarzystwie czuję.

Na czym to polega?

- Nie wiem. Może je rozumiem? A może jestem dla nich ciekawy? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ja nie mam czasu zastanawiać się nad wyborami życiowymi. Intuicja mi podpowiada, co robić.

Pan sobie planuje karierę, życie?

- Kariery się nie da zaplanować. A życie? Kiedy leżałem na kanapie we Wrocławiu, wyobrażałem sobie nasze warszawskie życie i to po części się sprawdziło.

Dużo pracujecie razem z Kasią?

- Tak jesteśmy postrzegani, ale w serialu "Ranczo" przez 9 sezonów może trzy razy spotkaliśmy się na planie. Przyjeżdżamy o innych godzinach. Razem gramy w dwóch przedstawieniach. Nie jest tego dużo. I dobrze. We Wrocławiu graliśmy więcej. Nie zawsze było różowo, bo ja mam niewyparzony jęzor. Potem się już nauczyłem pracować z żoną.

Ma pan niewyparzony jęzor tylko w stosunku do żony czy w ogóle?

- W ogóle. Szczególnie jako reżyser walę wprost, bo inaczej nie ma sensu. Bywam nieprzyjemny. Ale to naturalne w naszym zawodzie. Publiczność zna tylko blaski, blichtr. Na co dzień nie jest tak kolorowo.

Ten zawód przynosi upokorzenia?

- Wiele razy. I wielkie.

One wynikają z pracy z ludźmi trudnymi?

- Między innymi. My, aktorzy, jesteśmy upokarzani na co dzień.

Czym? Castingami?

- Też. Wygrałem tylko jeden casting w życiu, do "Miodowych lat". Ale myślę też o niezgodnościach z reżyserem, o różnym guście, rozmaitym dochodzeniu do efektu. Reżyser ma nad aktorem władzę. Więc aktor w jakiś sposób jest upokarzany. Cały czas trzeba iść na kompromis. Ale blaski (gdy są) są naprawdę błyszczące - Wiktor na przykład - i to nam wiele rekompensuje. Jeżeli cienie będą większe od blasków, rzucę te robotę.

30 lat z jedną żoną. Jakieś rady?

- Nie mam. My sobie z Kasią nie wchodzimy w drogę. Nie zabieramy sobie ról, nie pracujemy razem często, ja Kasi nigdy nie reżyserowałem. Wiemy, czym jest ten zawód. Dostaliśmy kopa wiele razy. Wiemy, żeby sobie nie wchodzić w drogę przed premierami teatralnymi, bo wtedy poziom stresu jest gigantyczny. Lubimy ze sobą rozmawiać, rozmowa jest istotna. Poza tym przez te 30 lat zawsze byliśmy strasznie zajęci.

I zawsze było wspaniale?

- Nie. Były i mielizny, i sytuacje "na krawędzi", ale potrafiliśmy z tego wyjść. Coś było dla nas ważniejsze. Nie wiem, czy dzieci, czy my nawzajem, nie umiem tego określić. Nie wiem, czy to jest ta miłość, która jest ponad wszystko. Nigdy sobie nie zadawałem tego pytania i nie chcę go sobie zadawać.

A dlaczego uważa pan, że praca jest ważna?

- Gdybyśmy siedzieli sfrustrowani w domu, to odbiłoby się na naszym związku. A my, gdy nie mieliśmy propozycji z teatru (a mieliśmy dwójkę małych dzieci), robiliśmy bajkę, wsiadaliśmy w auto o 4 rano, jeździliśmy po przedszkolach po Dolnym Śląsku i graliśmy tę bajkę. W poniedziałki, kiedy nie było spektakli. Żeby zarobić. Woleliśmy to, niż patrzeć na telefon, który nie dzwoni.

Czyli to jest wasz trik - praca.

- Nieświadomy trik. Ta praca jest wyniesiona z naszych domów rodzinnych. Nasi rodzice całe życie ciężko pracowali i myśmy to przejęli. Praca jest dla mnie czymś nadrzędnym w życiu. Bez pracy wszystko się wali. Jak ktoś nie pracuje, nawet mając miliony na koncie, to w końcu zwariuje.

Młodzi uważają, że praca to frajerstwo.

- Życie im zweryfikuje to podejście. Ale niech sobie myślą, może ja kiedyś też tak myślałem? Nie pamiętam. Zastanawiałem się, że trzeba kupić dziecku kaftanik, a skoro pensja teatralna nie wystarcza, to trzeba zapracować. Rodzice nam nie dawali, musieliśmy sami zarobić. To było frajerstwo?

Młodzi ludzie myślą, że jest droga na skróty, którą trzeba odkryć, zamiast pracować.

- Na szczęście moje córki tak nie myślą. Bo się uczą albo pracują.

A do pana i żony przyszła druga młodość?

- Nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Nie widzę różnicy między nami zajętymi teraz, a nami zajętymi 20 lat temu. Zawsze byliśmy zajęci.

Ale kiedyś musiał pan mieć czas dla córek, dzisiaj one już tak pana nie potrzebują...

- Dlatego więcej pracuję (śmiech). Czas, który kiedyś poświęcałem dzieciom, dziś poświęcam pracy. Ale tęsknię za wnukiem. Miałbym wreszcie powód, żeby mniej pracować.

Nie umie się pan relaksować?

- Coś w tym jest. Czasami zdarza nam się wyjechać na wakacje i pierwsze trzy dni to hamowanie - fatalnie się wtedy czuję. Mijają kolejne trzy dni i trzeba wracać. I pojawia się myśl: "Ale jak to? Już koniec?".

Dłuższych wakacji pan nie miewa?

- Dwa razy w roku staramy się pojechać gdzieś na tydzień. Muszę to dobrze zaplanować, bo w wakacje kręcimy "Ranczo", a w Och-Teatrze też gra się cały rok.

Może warto się zatrzymać, odpocząć?

- Ostatnio kilka osób mi powiedziało, że wyglądam na zmęczonego, a wcześniej mnie to nigdy nie spotkało. Dało mi to do myślenia.

Pan czuje się zmęczony?

- Tak, ale myślałem, że tego nie widać. Chyba muszę przystopować. Ale nie da się tak z dnia na dzień.

Musi pan namówić córkę na wnuka.

- Namawiam, ale nie wiem, czy się uda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji