Artykuły

Stefan Jaracz (24.12.1883 - 11.08.1945). Wspomnienie

11 sierpnia tego roku minie 70-ta rocznica śmierci STEFANA JARACZA. Genialnego artysty, którego nazwisko zapisała historia złotymi zgłoskami. Kiedy wchodził na scenę, zapierało dech. W każdej roli zmieniał się nie do poznania. Także zewnętrznie. Za pomocą charakteryzacji. Dziś kompletnie zapomnianej.

Kiedy 26 czerwca 1935 roku obchodził swoje 30-lecie pracy artystycznej jako Argan w sztuce Moliera "Chory z urojenia" w "Gazecie Polskiej" Kazimierz Wierzyński tak pisał o nim: "Wielu jest u nas znakomitych aktorów, ale JARACZ jest jeden. To znaczy jest odrębny, wyłączny, sam dla siebie. Jest to poeta aktorstwa o magicznej sile wyrazu. Jego osobowość jest tak dominująca, że właściwie on przejmuje rolę, a nie rola przekształca JARACZA". A Antoni Słonimski w "Wiadomościach Literackich" zaczynał recenzję od słów: "Był genialny Nie można mówić o tej kreacji, trzeba ją zobaczyć i to ze trzy razy".

Krępy, średniego wzrostu, miał taką siłę oddziaływania, że kiedy pojawiał się na scenie, wszyscy przy nim bledli. Pierwszy raz zobaczyłem go na scenie jako Dulskiego w "Moralności pani Dulskiej". Roli prawie niemej. Potem jako Napoleona w sztuce "Madame Sans Gene" Sardou, ucharakteryzowanego portretowo na cesarza Francji, z Mirą Zimińską w roli tytułowej, w reżyserii Stanisławy Perzanowskiej. Oba te przedstawienia w latach trzydziestych grane były w Teatrze Aktora przy ul Mokotowskiej 73. Fronton tego domu, róg Wilczej i Mokotowskiej w pobliżu placu Trzech Krzyży, stoi do dzisiaj. Po teatrze w oficynie nie zostało śladu. W jakiś czas później, w kamienicy przy ul. Czerwonego Krzyża (dziś Jaracza) w Teatrze Ateneum oglądałem JARACZA w kolejnych jego rolach, Pana Geldhaba w komedii Fredry "Pan Geldhab", Podkolesina w "Ożenku" Gogola, Tartuffe'a w "Świętoszku" i Arnolfa w "Szkole żon" Moliera a także Milczka w "Zemście" Fredry, w "Dziewczynie z lasu" Jerzego Szaniawskiego i woźnego w "Woźnym i ministrze" oraz w "Ludziach na krze" Wernera. Dziś po latach stale mam te postacie przed oczami. Ostatni raz widziałem Go w roku 1939, na krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej, jako Bartola w "Cyruliku sewilskim" Beaumarchais. Wojna i okupacja przerwały jego karierę. Nie powrócił już nigdy na warszawską scenę.

Urodził się w wigilię Bożego Narodzenia w roku 1883 w Żukowicach Starych pod Tarnowem jako syn wiejskiego nauczyciela. Pierwsze nauki pobierał w szkole ojca. Potem zdał maturę i dostał się na uniwersytet. Studiował historię sztuki i literaturę. Miał naturę Cygana. Wędrując, trafił do teatru. Spodobało mu się. Zaszedł wysoko. Osiągnął szczyty. Nie znałem go osobiście, ale po wojnie, w roku 1945, kiedy zostałem aktorem, poznałem jego żonę, aktorkę Jadwigę Jaraczową z domu Daniłłowicz. Pracowałem z nią w Miejskich Teatrach Dramatycznych u dyr. Eugeniusza Poredy. Sympatyczną damę, o wielkiej kulturze, popielatych włosach i dużym poczuciu humoru. A kilka lat później w Teatrze Nowym przy ul. Puławskiej 39 za dyrekcji Jerzego Macierakowskiego jego córkę Hankę Jaraczównę. Równie wielce utalentowaną jak ojciec. Graliśmy razem i przyjaźniliśmy się. Hanka mieszkała razem z rodziną Friedmannów na Skrzetuskiego. Tworzyliśmy zgraną paczkę. Kiedy Hanka urodziła córkę Magdę, dyżurowaliśmy przy niej na zmianę. Kąpaliśmy ją, przewijali i karmili. Kiedy dorosła, połknęła bakcyla teatru. Nie została aktorką, ale na zawsze związała się z teatrem. Dziś Magda Jaracz jest znakomitą suflerką w Teatrze Studio. Jej syn Mikołaj Radwan jako kilkunastoletni chłopak grał z Piotrem Fronczewskim w serialu telewizyjnym "Tata a Marcin powiedział". Hanka często opowiadała mi o swoim ojcu i jego słynnym powiedzeniu, kiedy mawiał, ucząc młodych, jak budować rolę: "Do tragedii podchodź na kolanach, a komedię bierz za łeb".

Tę maksymę stosował sam przez całe życie.

W czasie okupacji niemieckiej, po zabójstwie Igo Syma został aresztowany jako zakładnik i wywieziony do Auschwitz. Tam spotkał Leona Schillera, którego aresztowano w tym samym dniu i w tej samej sprawie. Kiedy udało się ich cudem wyciągnąć z obozu, tak relacjonował tamto spotkanie: "Dziwili się ludzie, gdy wróciwszy z Oświęcimia, nie chciałem o nim mówić. Wiele widziałem, nie wierząc, że widzę i przeżyłem, nie wierząc, że żyję. A przyznać muszę, że współtowarzysze starali się mnie oszczędzać. Jedną podniosłą chwilę przeżyliśmy we dwóch z Schillerem. Tak się złożyło, że wlekliśmy ja i on taczkę, przy zupełnym wycieńczeniu fizycznym. I padliśmy obaj, bezsilni starcy. I zaczęliśmy się dźwigać, pomagając jeden drugiemu. I uścisnęły się ręce nasze i napełniły się łzami oczy nasze. I przysięgliśmy sobie nawzajem, że już nigdy waśni. A w przyszłej Polsce praca do zdechu nad lepszym jutrem teatru".

Po powrocie z obozu odezwała się gruźlica, której nabawił się w Auschwitz. W lipcu 1945 roku z sanatorium w Otwocku zdążył jeszcze wysłać list, zwany później "Testamentem Jaracza", do delegatów pierwszego powojennego Zjazdu Związku Artystów Scen Polskich, obradujących w Teatrze m.st Warszawy (dziś Powszechnym), wzywając środowisko aktorskie do zaniechania waśni i wzajemnego poszanowania. Upominał się w nim o teatr wielki i wspaniały. Przypominał o posłannictwie, jakie niesie ten zawód i prosił o wyrozumiałość dla młodych a także szacunek młodych dla starszych.

Kilka dni po zakończeniu Zjazdu, w dniu 11 sierpnia1945 roku zakończył życie. Był to najsmutniejszy dzień polskiego teatru. Trzy dni później tłumy warszawiaków wyszły z ruin spalonego miasta, aby pożegnać ukochanego artystę. Kondukt żałobny z trumną Jaracza ruszył sprzed ruin spalonego Teatru Ateneum w kierunku placu Teatralnego. Tam z balkonu również spalonego Teatru Wielkiego pożegnał Jaracza nowo wybrany Prezes ZASP-u Dobiesław Damięcki. Przełykając łzy, nazwał Go "Geniuszem Sceny Polskiej". W czasie przemówienia słychać było zbiorowy szloch. Spoczął na Starych Powązkach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji