Artykuły

Niewczesna legenda Swinarskiego

Wczoraj minęło 20 lat od tragiczne] śmierci Konrada Swinarskiego, twórcy legendarnych inscenizacji naszej romantycznej klasyki, jednego z najwybitniejszych reżyserów w powojennym teatrze, nie tylko polskim.

Miał 46 lat. Samolot, w którym leciał na festiwal w irańskim Sziras rozbił się pod Damaszkiem. Dwa i pół roku wcześniej odbyła się premiera jego "Dziadów" w Starym Teatrze. Rok później przygotował "Wyzwolenie". Pracował potem nad "Hamletem" w Starym i "Pluskwą" Majakowskiego w Teatrze Narodowym w Warszawie. Z niedokończonego "Hamleta" pozostał tom rozmów z aktorami. "Pluskwę" doprowadzono do premiery już bez niego.

Konrad Swinarski urodził się 4 lipca 1929 roku w Warszawie. Jego ojciec był polskim oficerem. Zmarł gdy Konrad miał 6 lat. Matka pochodziła ze Śląska, z polsko-niemieckiej rodziny. Biografowie w poszukiwaniu klucza do twórczości Swinarskiego często odwołują się do jego podwójnego pochodzenia. Zwłaszcza dziś, gdy próbuje się Swinarskiego odczarować, uwolnić od ciężaru legendy największego spośród interpretatorów naszej narodowej klasyki. A przecież mogła to być antylegenda.

Pierwsze przygotowane przez Swinarskiego w Starym Teatrze przedstawienia przyjmowane były krytycznie. Po "Nie-boskiej komedii" z 1965 roku oskarżano go nie tyle o obrazobórstwo, co o bluźnierstwo. Kolejne inscenizacje - Büchnera, Słowackiego, Wyspiańskiego i Szekspira - wywołujące "na wyjeździe" gorączkę, w Krakowie przyjmowano z chłodem lub z niemal konwencjonalnym oburzeniem. Prawdziwy przełom przyniosły dopiero "Dziady". Przy "Wyzwoleniu" już nikt nie odważyłby się na krytykę.

Swinarski zdążył zasłużyć sobie na teatralny mit. Zredukowany jednak właściwie do dwóch przedstawień. Wymknęły mu się spektakle szekspirowskie, o których niezwykłości zaświadczyć mogą tylko wycinki z kronik filmowych. Na potrzeby mitu wycięty został z artystycznego życiorysu Swinarskiego bardzo długi rozdział na niemieckich scenach, którego kulminacją była prapremiera w 1964 r. słynnej sztuki "Marat/Sade" w zachodnio-berlińskim Schiller-Theater. Zapominano o jego inscenizacjach operowych, w tym "Bachantek" Hansa Wernera Henze w La Scali. Przymykano oko na jego, nie do końca poważne, inscenizacje telewizyjne. Przeoczonych zostało wiele przedstawień, które otwierały i zamykały kolejne etapy rozmowy, dyskusji, sporu Swinarskiego z teatrem Bertolda Brechta, u którego praktykował i któremu asystował przy inscenizacji "Życia Galileusza".

Mit w wypadku teatru Swinarskiego jest bardzo wygodny dla krytyki. Mit jest wszak przedmiotem wiary, nie domaga się uściśleń. A nawet najdokładniejszemu opisowi wymyka się to, co w jego twórczości było najistotniejsze. W analizach pojawiają się często pojęcia groteski, ironii. Pisze się o wspólnocie sacrum i profanum, tragizmu i komizmu w jego przedstawieniach. To jednak pojęcia, które dziś funkcjonują jako klucze uniwersalne.

Najwspanialsze zdania o Swinarskim napisała chyba Małgorzata Dziewulska ("Szkic do portretu z pieskiem", Teatr 5/1990). Odrzuciła legendę, "gębę", spokojną, posągową pośmiertną maskę jak z popiersia Swinarskiego w hallu Starego Teatru. Szuka reżysera, który pracuje nie tyle w przestrzeni wyznaczonej sceną i scenografią, ale odkrywa ją najpierw "pomiędzy ludźmi", którzy pracują nad spektaklem". "Przestrzeń teatru urzeczywistniali ludzie, którzy przedtem stali się wobec siebie rzeczywiści"- pisze. I jeszcze jedno zdanie: "Zło ujął w dłonie, jak zabawkę, i wariacka miłość, jaka otacza jego pamięć, gdzieś w tym rejonie ma swoje źródła". To nie jest żadne podsumowanie. A jednak wymusza zupełnie inne spojrzenie na Swinarskiego.

Małgorzata Dziewulska nazwała swój tekst "Szkicem do portretu...". Portret pewnie nigdy nie zostanie ukończony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji